Выбрать главу

Mężczyzna dobiegł do tylnego włazu, otworzył go i gestem dłoni zaprosił Kaję do środka. Wnętrze pojazdu okazało się być puste.

– Mam tam wejść? – zapytała naiwnie Kaja, nieufnie zaglądając do środka maszyny.

– Tak, szybko. Nie mamy czasu – ponaglał ją.

Coś podpowiadało jej, że nie do końca powinna mu ufać. Co prawda jak do tej pory nie znalazła najmniejszego racjonalnego powodu, żeby postrzegać go w tak negatywnym świetle, jednak uczucie niepewności uparcie nie pozwalało się odgonić. Wsunął rękę do środka i nacisnął jakiś guzik, a wnętrze transportera rozbłysło delikatnym, zielonym światłem taktycznym.

Naraz z drogi, którą sami przebyli, wypadł zombie. Kaja pisnęła przestraszona, jednak mężczyzna zachował zimną krew – nie wiedzieć skąd, w jego dłoni zmaterializował się nagle pistolet Walther P-99. Mężczyzna bez zbędnego wahania pociągnął za spust. Mały pocisk przeleciał przez głowę zombie z prędkością kilkudziesięciu metrów na sekundę. Martwe „zwłoki” opadły bezwładnie na chłodną ziemię.

– Adam Brdak – powiedział, odwracając się ku dziewczynie i zaglądając jej głęboko w oczy. Kaja poczuła, że to jeden z tych momentów w życiu, których się nie zapomina. – Nazywam się Adam Brdak. Jak już spotkasz swojego ojca, przekaż mu moje pozdrowienia.

Powiedziawszy to, wepchnął Kaję do środka transportera i zatrzasnął za nią drzwi. Dziewczyna jeszcze kątem oka zdążyła dostrzec wbiegających na polankę zombie. Zbyt wielu, żeby można ich było położyć jednym pistoletem.

Po paru sekundach usłyszała rozdzierający krzyk, dobiegający gdzieś spomiędzy namiotów. Krzyk pełen wściekłości i zawodu, ale i pewnego rodzaju zaciętości.

Od pancerza odbiły się kawałki metalu, a rosomakiem delikatnie zakołysała fala uderzeniowa, spowodowana wybuchem granatu. Granatu, który zakończył żywot Adama.

Bez wątpienia znalazła się w ostatnim, dziewiątym kręgu.

Plac Bankowy, godzina 03:50.

Tomek wstał i przeciągnął się, ostentacyjnie ziewając. Kuba spojrzał na niego swoimi podkrążonymi oczami, po czym powrócił do czyszczenia broni małą, naoliwioną szmatką. Od kilkudziesięciu minut pielęgnował swój pistolet Walther P-99, a jak powszechnie wiadomo – raz użyta broń nigdy nie będzie idealnie wyczyszczona. Co nie znaczy oczywiście, że nie należy próbować.

Po szybkim sprawdzeniu komendy wyszło na to, że jest pusta i względnie bezpieczna. Odnaleźli magazyn broni, lecz ku ich rozczarowaniu okazało się, że pomieszczenie zostało totalnie splądrowane – stojaki na broń świeciły pustkami; tylko na podłodze walały się pojedyncze sztuki amunicji. Widać ktoś wpadł na ten sam pomysł. Dodatkowo trafili jeszcze na kilka ciał, każde z przestrzeloną głową, więc zgodnie z obowiązującymi standardami – względnie bezpiecznych. Rozczarowani, ale z odrobinę podładowanymi magazynkami, zadekowali się w jednym z pomieszczeń biurowych. Natalia drzemała na prowizorycznym posłaniu, ułożonym na podłodze.

– Nie możesz spać? – zapytał mężczyzna. Echo poniosło jego ciche słowa w głąb opuszczonego posterunku.

– Nie – odpowiedział Tomek. – To znaczy jestem zmęczony, ale w głowie mam tyle myśli, że…

– Wiem, ja też – pocieszył go Kuba, krzywiąc twarz w lichej parodii uśmiechu.

Chłopakowi zrobiło się trochę lżej na duchu. Zaczął więc przyglądać się czynnościom wykonywanym przez towarzysza. Może sam by się tego nauczył? „W sumie kiedyś może mi to być potrzebne” – pomyślał. „Poza tym, jak się czymś zajmę, to chociaż na chwilę przestanę myśleć o głupotach”.

– Mogę się przysiąść? – zapytał tonem gimnazjalisty, który chce się dosiąść do najładniejszej dziewczyny w szkole. Kuba spojrzał na niego spode łba i nic nie powiedział, tylko uniósł delikatnie brwi. Chłopak uznał to za cichą zgodę. Odchrząknął i usiadł na ziemi obok policjanta.

– Jak zacząć? – zapytał z wyczuwalnym w głosie zainteresowaniem.

Nie podnosząc wzroku, Kuba zaczął mówić:

– Masz, weź to – powiedział, podając mu pistolet maszynowy. – Po pierwsze, zanim zaczniesz czyścić broń, musisz wyjąć magazynek. Teraz odbezpiecz broń, przesuwając bezpiecznik na literę P. O tak, tutaj. Cofnij zamek w położenie tylne, zajrzyj do środka i sprawdź, czy w komorze nabojowej nie ma pocisku. Zrzuć zamek, wyceluj, o tam, i oddaj strzał kontrolny. Nie chciałbyś raczej, żeby jakiś zabłąkany pocisk narobił niepotrzebnego bałaganu, nie? – dodał z uśmiechem.

Tomek w skupieniu wykonywał wszystkie polecenia.

– Okej, teraz rozłóż przedni uchwyt – kontynuował policjant, patrząc na ręce chłopaka. – Wciśnij rygiel do środka, ten z lewej strony, pod lufą. Dobra, teraz rozłóż. Yhm… A teraz kolbę. Wciśnij rygiel do środka. Ten z lewej strony też, z tyłu szkieletu, pod szczerbinką. Teraz ją obróć i zdejmij. Dobrze. To teraz wnętrzności.

Trzy minuty później przed Tomkiem leżał rozbebeszony pistolet maszynowy. Powyginane kawałki metalu, sprężyny i tuleje, które po złożeniu stawały się śmiercionośną bronią i dodawały pięćdziesiąt punktów do pewności siebie. Chłopak patrzył zafascynowany na swoje dzieło, dumny z tego, że udało mu się rozłożyć broń za pierwszym razem.

– Fajnie. Co teraz? – zapytał Kuby.

– Teraz bierz szmatkę i wytrzyj broń z kurzu i sadzy. Potem weź drugą, nasącz ją w oleju i pucuj. W środku, na zewnątrz, wszędzie – powiedział policjant, składając pistolet. Szło mu to tak sprawnie, że Tomek był pewien, że ten mógłby go składać i rozkładać z zamkniętymi oczami. Kuba odłożył pistolet i sięgnął po strzelbę typu Imperator, którą również zamierzał rozłożyć i wyczyścić.

„W sumie to nie jest tak źle. Jeżeli pominąć ludzi pożerających się wzajemnie, strzelaniny, wszechobecną krew i chaos, to naprawdę jest całkiem fajnie” – pomyślał Tomek. W końcu niewielu jego kolegów mogło pochwalić się tym, że czyścili policyjną broń na komisariacie, o godzinie czwartej rano. Podobało mu się też to, że Kuba nie zadawał zbędnych pytań. Nie zastanawiał się, po co Tomkowi umiejętność czyszczenia broni, nie komentował. Po prostu pomógł.

– Właściwie to po co czyści się broń? – zapytał chłopak.

– Żeby ci się nie zacięła w najmniej odpowiednim momencie. No wyobraź sobie, że masz pełny magazynek, idą na ciebie dwa, trzy truposze, pociągasz za spust i… nic. Trochę słabo, nie? – odpowiedział Kuba.

– No – odparł Tomek, którego ręce zaczęły dokładniej czyścić broń. W sumie argument był całkiem logiczny.

Przez następnych parę minut pracowali w milczeniu, każdy pochłonięty swoim zajęciem.

– Kuba? – zapytał cicho chłopak. – Co my dalej zrobimy?

Mężczyzna przerwał na chwilę pracę i spojrzał przed siebie, zamyślony.

– Myślę nad tym od paru godzin – powiedział w końcu. W jego głosie słychać było rezygnację i zawód. – Nie spodziewałem się, że komenda będzie w takim stanie.

– No, ani ja.

– Plus jest taki, że mamy tu pełno broni i amunicji, wystarczy ją pozbierać. Budynek jest solidny, więc ciężko będzie go sforsować. W najgorszym wypadku możemy zamknąć się w celach, do których zombie na pewno się nie dostaną – stwierdził. – Ale zróbmy wszystko, żeby do tego nie doszło, bo wtedy będziemy totalnie uzależnieni od pomocy z zewnątrz. A z tym może być różnie.

Tomek nie odpowiedział, tylko trawił to, co przed chwilą usłyszał.

– Fajne buty – dodał na koniec mężczyzna.

Twarz chłopaka spłonęła purpurą, gdy zerknął na policyjne buty, założone na własne stopy. Przez ostatnie parę godzin zupełnie zapomniał, że mogą go połączyć z wypadkiem, którego był świadkiem. Że mogą go oskarżyć o brak wszczęcia alarmu, o nieprzekazanie informacji gdziekolwiek dalej. Potem te buty – wniosek nasuwa się sam.

– Spokojnie, nie musisz mi się tłumaczyć – powiedział Kuba. – Wszyscy robiliśmy różne rzeczy, żeby przeżyć. Robiliśmy to, co musieliśmy zrobić, chociaż nie do końca się z tym zgadzaliśmy. Ale tego wymagała sytuacja. Wiem jednak – spojrzał teraz w zielone, przestraszone oczy chłopaka – że nigdy nie zabiłeś kogoś, kogo nie musiałeś zabić.