Выбрать главу

Instynkt podpowiedział mu bardzo ryzykowne zagranie.

Kiedy Kuba się schował, napastnicy zaczęli podchodzić, chcąc wykończyć go w ślepym zaułku. Nikt przy zdrowych zmysłach nie chowa się gdzieś tylko po to, żeby za chwilę z tej kryjówki wyskoczyć. Jednak Kuba ostatnio nie czuł się jak osoba będąca przy zdrowych zmysłach. Więc gdy tylko wskoczył do pomieszczenia, błyskawicznie pozbył się glauberyta, złapał swoje ukochane dziecko, pistolet Walther P-99 w obie ręce i wrócił na korytarz. Wszedł all-in, gdy na stole leżał jeszcze nieodkryty river.

Dwóch ludzi, zgodnie z jego założeniem, nadbiegało korytarzem. Kuba, upadając na ziemię, zastrzelił pierwszego z nich, dosłownie o włos mijając kule wystrzelone z broni drugiego. Gdy upadł, otworzył ogień do ostatniego napastnika. Trafił go w brzuch i zmusił do bolesnej kapitulacji. Trafiony napastnik wyrzucił broń i znalazł się na podłodze, wyjąc z bólu. Kuba, niewiele myśląc, dobił go strzałem w głowę. Dwóch poległo z glauberyta, trzech z walthera. To by dawało całkiem niezłego fulla. Cóż, może nie najmocniejszy układ, ale jak się okazało – wystarczający.

Mężczyzna uśmiechnął się w duchu i podniósł z podłogi, żeby pozbierać żetony.

Jednak opatrzność istnieje.

Z pomieszczenia, w którym wcześniej czyścił broń, wyskoczył Tomek i blada ze strachu Natalia. Cała akcja Kuby trwała zbyt krótko, żeby pozostała dwójka zdążyła wymyślić jakikolwiek logiczny plan wsparcia policjanta. Na szczęście okazało się, że nie trzeba go było wspierać. Kuba stał teraz przed nimi i dyszał z wysiłku. Miał wrażenie, że adrenalina dosłownie paruje z jego organizmu.

Złapał oddech i powiedział:

– Musimy wrócić do magazynu broni. Gdzieś tam schowali zapasy, których nie zdołali udźwignąć.

Dwójka popatrzyła na niego zgodnie, jednak chłopak miał nieco inny pomysł:

– Dobra, ale najpierw chyba powinniśmy zabarykadować drzwi. Zombie pewnie słyszeli strzelaninę i zaraz tu będą.

Kuba przez chwilę zapomniał o tym podstawowym i bardzo licznym przeciwniku. Kiwnął tylko głową i cała trójka pobiegła stawiać zaporę. Drzwi na szczęście były zamknięte, ale i tak obaj mężczyźni zastawili je paroma biurkami oraz szafkami. Przezorny zawsze ubezpieczony.

Parę minut później wrócili do znanego już magazynu broni. Przeszukali ponownie pomieszczenie, jednak niczego nie znaleźli.

– Pewnie nie schowali tego tutaj – zaczęła Natalia. – Nie schowali broni w magazynie, bo każdy, kto przyjdzie do komisariatu, najpierw swe kroki skieruje do tego miejsca. Powinniśmy szukać gdzie indziej.

– Gdzie na przykład? – zapytał Tomek.

– Nie wiem, znam ten budynek tak samo, jak ty. Chyba, że bywałeś już tutaj? – odpowiedziała, patrząc na chłopaka wzrokiem mówiącym, że może jednak mały gówniarz zna go lepiej.

Tomek nie skomentował spojrzenia, natomiast zapytał Kubę:

– Ty pewnie się na tym znasz najlepiej z nas. Gdzie można schować broń?

Policjant popatrzył na niego z politowaniem.

– Pistolet możesz schować w segregatorze, a haubicę polową w środku lasu. Nie wiem, jaką broń schowali, ale pewnie zostawili ją w jakiejś torbie, żeby łatwo było ją przenieść.

– Dobra, może zamiast gadać, po prostu zaczniemy szukać? – zapytała ponownie Natalia.

Mężczyźni kiwnęli głowami i cała trójka wyszła z pomieszczenia. Wbrew wszelkim zasadom obowiązującym w horrorach, rozdzielili się, jednak w taki sposób, że każdy był pilnowany przez przynajmniej jedną osobę. Po kilkunastu minutach Tomek trafił na dwie ciężkie torby schowane pod jednym z biurek. Wyciągnął je i otworzył, zawoławszy wcześniej pozostałą dwójkę.

Torby były wypełnione bronią i amunicją. Poczuli się jak w Matriksie, gdy Neo i Trinity szli odbijać Morfeusza. Bandyci musieli znać się na rzeczy, bo amunicja była schowana razem z bronią, do której pasowała. Kuba nie uwierzył w ich własne szczęście. W jednej z toreb leżały trzy pięknie błyszczące pistolety maszynowe H&K MP5A3. Leciutka broń używana przez komandosów GROM-u oraz okazjonalnie przez oddziały specjalne polskiej policji, w wariancie z rozkładaną kolbą i latarką taktyczną przyczepioną pod lufą. Broń została stworzona z myślą o walce na krótkim dystansie w terenie miejskim. Minimalny odrzut przy bardzo dużej szybkostrzelności i doskonałej celności. Do tego, pod pistoletami leżały pudełka, zawierające co najmniej czterysta sztuk amunicji. W drugiej torbie znaleźli dwie strzelby Imperator oraz około stu dwudziestu naboi. Poza tym leżał jeden glauberyt, jednak bez zapasu amunicji.

Po zebraniu toreb oraz broni od osób zastrzelonych przez Kubę, okazało się, że dysponują całkiem sporym arsenałem. W sumie cztery strzelby, sześć pistoletów maszynowych i cztery zwykłe. Brakowało tylko granatów i wsparcia lotniczego, by można było ruszyć na wojnę.

Cała trójka patrzyła na broń niczym na znaleziony właśnie skarb.

– Okej, słuchajcie – zaczął Kuba, biorąc głęboki oddech. – Dobre w naszej sytuacji jest to, że mamy dużo spluw i amunicji. Poza tym trochę wypoczęliśmy. Jest… wpół do piątej, więc nie mamy po naszej stronie osłony nocy. A musimy stąd wiać.

– Dlaczego? – zapytała Natalia, spoglądając na męża.

– Bo przyjdzie tu więcej ludzi, którzy będą chcieli odbić broń – powiedział przytomnie Tomek.

Kuba uniósł brwi z zaskoczenia, ale i uśmiechnął się do chłopaka, który powiedział dokładnie to, o co mu chodziło.

– Tak. Tomek ma rację. Przyjdą następni, a nie wiemy, czy tym razem uda nam się tak łatwo ich załatwić – powiedział policjant.

– Ale może być też tak, że zabiłeś wszystkich i nie ma już nikogo, kto miałby przyjść po broń – powiedziała Natalia. Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.

Kuba jednak był przygotowany i na to, więc błyskawicznie odpowiedział:

– Jasne, ale mogą być inne grupy. Pomyśl, ci ludzie, którzy przeżyli pierwsze parę godzin, pójdą po rozum do głowy i pierwsze, co zrobią, to albo zabarykadują się gdzieś i będą czekać na pomoc, albo wyjdą na miasto w poszukiwaniu broni. Więc nawet jeżeli pozbyliśmy się wszystkich rabusiów z jednej grupy, to wkrótce przyjdą następni.

Natalia nie odpowiedziała, tylko patrzyła smutnym wzrokiem. Kuba doskonale ją rozumiał. Chciał pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, jednak nie mogło mu to przejść przez gardło.

Nagle dziewczyna uniosła głowę i patrząc prosto w oczy męża, bojowo zapytała:

– Dobra. To gdzie chcesz jechać?

Ten wytrzymał spojrzenie, chociaż wielkie, niebieskie oczy Natalii zdawały się świdrować go na wylot.

– Jeżeli w mieście jest taki rozpierdol, to… opuśćmy je – odpowiedział spokojnie, jakby podejmował decyzję co do miejsca, w którym zjedzą niedzielny obiad. – Wyjedźmy z Warszawy.

Mokotów, godzina 04:56.

Jacek siedział w ciemnym pomieszczeniu z kilkoma śpiącymi facetami i pozwalał, by trawił go największy kac w historii ludzkości. Jego znajomi drzemali w najlepsze, podczas gdy po podłodze walały się puste butelki po whiskey i innych trunkach. Dla każdego znalazło się coś, co lubił. Smród trawionej wódki unosił się w powietrzu, czyniąc duszne pomieszczenie jeszcze mniej zdatnym do życia. Nie pamiętał, o której godzinie usnął, wiedział tylko, że nowi koledzy polewali mu, a on – żeby łatwiej zdzierżyć ich żałosne towarzystwo – systematycznie pozwalał się upijać. I jak widać – wyszło mu to dość dobrze.

Przetarł brudną ręką zmęczoną twarz i usiadł na posadce. Przesunął wzrokiem po śpiących mężczyznach, przyglądając się rytmicznie unoszącym się i opadającym klatkom piersiowym. Zastanowił się, czy zombie też oddychają? Chyba powinni, ale jaki to ma sens? Jeżeli nie oddychają, to może można trzymać takiego w zamknięciu, przez nie wiadomo ile czasu. Na tę myśl uśmiechnął się ponuro sam do siebie. To stwarza nowe perspektywy. Wyobraził sobie zombie zamkniętych w szczelnym pomieszczeniu albo pod wodą, albo z siatką zawiązaną na głowie. Jednak stwierdził, że w każdej wersji wyglądaliby równie durnie, więc szybko zrezygnował z dalszych fantazji. Obiecał sobie jednak, że kiedyś wróci do tego tematu.