– I co? – zapytała Natalia, podchodząc do nich.
– I nic – odpowiedział Kuba. – Szwenda się parę sztuk i tyle, nic specjalnego. Nie ma większej aktywności. Nie zauważyliśmy też nikogo żywego.
– To chyba dobrze, nie?
– Dobrze, że jest mało zombie, czy że nie widzieliśmy nikogo żywego? – dopytał sarkastycznie Kuba.
– Że jest mało zombie – niezrażona tonem męża odpowiedziała Natalia.
– Chyba tak. A ty coś znalazłaś?
– Niewiele. W kuchni jest trochę kawy, cukru i herbaty, ale nie ma jedzenia. To znaczy w lodówce są jakieś resztki, ale nic godnego uwagi. Gdy stąd wyjdziemy, będziemy musieli zahaczyć o jakiś sklep, czy coś takiego.
– Tak, też o tym pomyślałem – powiedział Kuba.
– Dlaczego to dobrze, że ich nie widać? – zapytał Tomek. Na twarzy malowało mu się zmęczenie, ale zielone oczy były bystre i czujne.
– Bo to znaczy, że reszta gdzieś sobie polazła i robi huk wie co. Może czają się pod budynkiem i czekają na nasze wyjście? Albo wszyscy poszli się utopić do Wisły? Opcji jest sporo – wytłumaczył się Kuba.
– Aha. Dla mnie to dobrze, że ich nie ma. Nie mogę na nich patrzeć – stwierdził Tomek.
– Nie tylko ty – odpowiedziała ciepło Natalia. – Tak sobie pomyślałam, że gdy będziemy stąd wychodzić, to możemy założyć kamizelki kuloodporne.
Kuba spojrzał na nią zaskoczony. Kamizelki przeciwko zębom? Może to nie taki głupi pomysł.
– Wiecie, jakby się trafili jacyś ludzie, którzy będą do nas strzelać… – dodała zmieszana, doskonale rozumiejąc reakcję męża. Ten natomiast nie mógł wyjść z podziwu, jak szybko jego delikatna żona odnalazła się w nowej roli. Roli twardej wojowniczki, która walczy o przetrwanie wszelkimi możliwymi środkami.
– Gdzie chcesz jechać? – odezwała się ponownie Natalia, przerywając milczenie.
Kuba zagłębił się w myślach zerkając za okno.
– Nie wiem jeszcze – odparł. – Może Mazury albo Podlasie? Góry? Nie wiem. Szkoda, że nie mamy nigdzie działki.
– Ja mam – stwierdził Tomek. – To znaczy moi rodzice mają, czyli w sumie to ja mam. Trochę mam.
– Gdzie? – zapytał ożywiony Kuba.
– Na Mazurach właśnie. W Romanach.
– W Romanach? Gdzie to jest dokładnie? Wiesz, jak tam dojechać? – Kuba zaczął serię pytań, niczym na przesłuchaniu.
– Tak, wiem – odparł Tomek. – Jeździmy tam co roku na wakacje, ale często też na weekendy czy święta. No i w zimę.
– W zimę też? Czyli wszystko tam jest? – Kuba nie przestawał bombardować Tomka pytaniami. Jego ciemne, brązowe oczy rozszerzyły się jak ślepia polującego kota.
– Eeee… jakie wszystko?
– No woda, prąd, gaz. Wszystko potrzebne do życia.
– Aha, takie wszystko – Tomek kiwnął głową. – Tak, takie rzeczy są. Jest prąd dociągnięty ze wsi, jest kanalizacja i kuchenka gazowa. Wiem nawet, jak wymienić butlę, a w garażu stoją chyba jeszcze dwie zapasowe.
Natalia i Kuba wpatrywali się w niego w milczeniu, więc chłopak niespodziewanie zamilkł, speszony.
– Co jest…?
– Nic, nic, mów dalej – poprosiła dziewczyna słodkim głosem. Tomek poczuł ciepło w brzuchu, gdy się do niego odezwała. Już jak zobaczył ją po raz pierwszy, jeszcze na Wisłostradzie, to mu się z marszu spodobała. Oczywiście była poza jego zasięgiem, ale nie miało to absolutnie najmniejszego znaczenia. Nie odezwał się od razu, tylko zaczął przyglądać się pozostałej dwójce. Nagle go olśniło.
– No nie! Chyba nie chcecie tam jechać? – zapytał przestraszony.
– Nie wiem, bo za mało nam powiedziałeś. Ale to dla ciebie jakiś problem? – odpowiedział pytaniem Kuba.
– No bo… no, to działka moich rodziców, nie wiem, czy możemy… – urwał niespodziewanie. Dopiero teraz Tomek zdał sobie sprawę z absurdalności swojej odpowiedzi. Po raz kolejny zamilkł, zastanawiając się, co się dzieje z jego rodzicami, przy okazji przypominając sobie o siostrze. Ostatnie godziny minęły tak szybko, że nie mógł poświęcić jej nawet sekundy swej uwagi. Cała energia i percepcja były skupione na tym, by przeżyć. Siostra nie wróciła do domu, przynajmniej dopóki on tam siedział, więc musiała być w jakimś bezpiecznym miejscu. Jednak jedno pytanie nie dawało mu spokoju – dlaczego nie próbowała się z nim skontaktować? „Pewnie dlatego, że ukradli ci telefon, ciołku” – pomyślał.
– Hej – powiedział uspokajającym tonem Kuba, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka. – Nie martw się. Z nimi wszystko w porządku. Mówiłeś, że wyjechali, więc tym bardziej. Cały ten syf dzieje się w Warszawie, dlatego powinniśmy się stąd wydostać. A działka będzie bardzo dobrym rozwiązaniem. Po drodze możemy pojechać do twojego domu i zostawić kartkę z informacją, gdzie jesteśmy. Co ty na to? Jak sytuacja się wyklaruje i rodzice wrócą do domu, to będą spokojni, wiedząc, że jesteś bezpieczny. Jak myślisz?
Tomek kiwnął głową, ale bez specjalnego przekonania. Dopiero gdy w głowie powtórzył sobie to, co usłyszał, zaczął kiwać nią odrobinę energiczniej.
– Tak, chyba masz rację. To dobry pomysł. Wezmę też klucze i inne rzeczy. Zostawimy kartkę. Tylko… – chłopak wziął głęboki oddech – …musiałem uciekać z mieszkania przez okno. Sforsowali drzwi po tym, jak dobrali się do sąsiada. Zabarykadowałem się, ale niewiele to dało.
– Spoko, tym razem sobie poradzimy – powiedział Kuba, wskazując ręką na torby z bronią. Od momentu, w którym je znaleźli, mieli je cały czas przy sobie.
Tomek zastanowił się chwilę.
– Okej. Możemy tak zrobić – stwierdził w końcu.
Twarze pozostałej dwójki wyraźnie się rozpromieniły.
– Super. Powiesz nam, co masz jeszcze na tej działce? Jakieś narzędzia, jest ogrodzona, czy masz niedaleko jezioro, jak tam dojechać, gęsty las? – Kuba wylewał z siebie potok pozornie niepowiązanych pytań, które jednak miały wspólny mianownik – bezpieczeństwo.
– Poczekaj, spokojnie – zaczął Tomek. – Działkę moi rodzice kupili siedem lat temu. Wtedy był to kawałek ogrodzonej, ale porośniętej gęstymi chwastami ziemi nad jeziorem. Rosło tam sporo drzew, co się w sumie nie zmieniło, a chwasty sięgały mi prawie do czoła. Serio, nie patrzcie tak na mnie. Karczowałem to przez tydzień, tylko z ojcem. Pojechaliśmy przygotować grunt pod budowę domu. Niby ojciec mógł opłacić jakąś ekipę, żeby to zrobili za nas, ale chyba chciał po prostu trochę odpocząć od miasta i pojechać tam tylko ze mną. Przez ten tydzień spaliśmy w namiocie i kąpaliśmy się w jeziorze. Jest tam takie małe jezioro, miejscowi nazywają je Romanek, nie wiem, jak się nazywa w rzeczywistości. Z tarasu je widać. Mamy też łódkę, a działka jest ogrodzona płotem. Nie wiem, ile ma wysokości, ale sięga mi z pół metra nad głowę. Rodzice lubili prywatność, zwłaszcza gdy zaczęli budować ten dom. Wiecie, żeby miejscowi się za bardzo nie interesowali, ale ja i tak myślę, że jak nas tam nie ma, to oni przeskakują przez płot i sobie wszystko dokładnie oglądają.
– Czyli jest płot i jezioro? – potwierdził Kuba.
– No przecież mówię – żachnął się Tomek, spoglądając nań poirytowanym wzrokiem.
– Dobra, mi chyba tyle wystarczy – powiedział Kuba, patrząc na Natalię.
Jej oczy wyrażały zgodę, ale powiedziała:
– Tak, mi też, ale wcześniej musimy jeszcze wziąć parę rzeczy. Jak na przykład jedzenie.
– Jasne. Zapasy na parę miesięcy – skwitował policjant.
– Ej, czy was nie za bardzo ponosi? Skąd pewność, że poza Warszawą tak nie jest?
Pytanie Tomka rozbroiło pozostałą dwójkę. Bo faktycznie, nie wiedzieli. Nie mieli prawa wiedzieć, co się dzieje poza miastem, zwłaszcza że nie mieli pewności, co się dzieje w samej stolicy. Łączności nie było, telefony stały się bardziej zaawansowanymi zegarkami z funkcją robienia zdjęć, bo bez zasięgu na niewiele więcej się zdawały.
Po trwającym kilkanaście sekund milczeniu Kuba zabrał głos:
– Masz rację, nie wiemy. Ale wolę się uzbroić, zgromadzić zapasy na parę tygodni i podczas ewakuacji z Warszawy trafić na grupę ratunkową, niż siedzieć tu i bezczynnie czekać na dalszy rozwój wypadków.
W milczeniu trawili to, co przed chwilą powiedział. A jak się powszechnie przyjęło, milczenie wyraża zgodę. Każdy w głowie wyobrażał sobie, co ich czeka na Mazurach, jak się przygotować do wyprawy i co zrobić, żeby bezpiecznie wydostać się z miasta. Po paru minutach ciszy odezwała się Natalia.