– Pytałeś, gdzie są wszyscy ludzie. Masz swoją odpowiedź – mówiąc to, wskazał ręką bliżej nieokreślony punkt pod nimi.
– Zajebiście – skomentował chłopak. – Dasz jednego? – zapytał, patrząc wymownie na paczkę papierosów.
– Nie wiedziałem, że palisz – powiedział Kuba, wyciągając ją w stronę chłopaka.
Ten wziął jednego papierosa, odpalił i głęboko zaciągnął się dymem. Trzymał go chwilę w płucach, po czym wypuścił i stwierdził:
– Bo nie palę. To znaczy, już nie.
– Aha – kiwnął głową Kuba. Niespecjalnie go interesowała historia rzucania nałogu przez Tomka, ale gdzieś w głębi przeczuwał, że jeszcze dane mu będzie jej wysłuchać.
Mężczyźni nie zauważyli, jak po policzku Natalii spłynęła okrągła, ciężka łza. Dziewczyna pociągnęła nosem i wciągnęła głęboko powietrze, starając się utrzymać w ryzach wybuch płaczu, który i tak zdawał się być nieunikniony. Oczyma wyobraźni widziała te wszystkie osoby, desperacko walczące o życie. Mężczyzn, chroniących swoje rodziny. Kobiety z małymi, niczego nierozumiejącymi dziećmi na rękach, w panice rozglądające się za miejscem, do którego mogłyby uciec lub w którym chociażby mogły skryć swój największy, przerażony skarb. Ale takich miejsc nie było. Zamiast tego była panika, chaos i wszechobecna śmierć, której woń dalej unosiła się w powietrzu. To nie był zapach krwi czy ludzkiego mięsa. To było coś pomiędzy, coś, co nie tyle można było wyczuć, ile dało się odczuć szóstym zmysłem. Może jakaś głęboko zakopana część instynktu podpowiadała jej, że to miejsce niedawno było świadkiem okrutnej tragedii. Może ta właśnie część instynktu kazała uciekać w obawie przed następstwami ostatnich zdarzeń.
Tak czy inaczej, to nie miało najmniejszego znaczenia. Nic już nie miało znaczenia, nic poza wolą walki i chęcią przetrwania, która drastycznie malała w obliczu widoku, jaki aktualnie oglądali.
– Jedźmy stąd. Do mnie już blisko – zaproponował cicho Tomek, gasząc niedopałek.
Nikt się nie odezwał, ale cała trójka ruszyła w kierunku policyjnej furgonetki.
Centrum, godzina 07:25.
Ich oczom ukazał się wojskowy patrol, w skład którego wchodziło co najmniej pięciu żołnierzy. Szli wachlarzem po całej szerokości ulicy, uważnie rozglądając się wokół. Żołnierze ubrani byli w ciężkie, gumowe kombinezony ochrony przeciwchemicznej, na twarze mieli naciągnięte maski gazowe, a za nimi, w bezpiecznej odległości, jechał bojowy wóz piechoty, lekki pojazd gąsiennicowy, służący do transportu wojska i działań obronno-zaczepnych. Lufa działa BWP groźnie pobłyskiwała w porannym słońcu, podczas gdy gąsienice z głośnym zgrzytem orały asfalt. Paweł nacisnął hamulec i wpatrywał się jak urzeczony w żołnierzy. Wiedział, że zostali zauważeni, ale coś mu mówiło, że nie powinien być z tego faktu specjalnie zadowolony. Może to, że kilku wojaków błyskawicznie uciekło na boki, zajmując dogodne pozycje strzeleckie i celując w nich ze swoich karabinów?
– Co oni robią? – zapytała Kaja.
Paweł nie zdążył odpowiedzieć, bo do ich uszu doleciał donośny rozkaz wydany przez megafon:
– Wyjdźcie z podniesionymi rękami i stańcie przodem do pojazdu.
Co jest grane? Coś tu było bardzo nie w porządku. Jeżeli to jest ekipa ratunkowa, to dlaczego są tak wrogo nastawieni? Komandos przestawił swój umysł na tryb bojowy i zaczął błyskawicznie analizować najróżniejsze opcje i scenariusze. Scenariusz pierwszy – konflikt. BWP jest wyposażony w działo, które zależnie od rodzaju pocisku, może wyrządzić rosomakowi mniejszą lub większą krzywdę. Otwarta walka ma znikome szanse powodzenia. Żołnierze są dobrze wyposażeni, poza tym istnieje duże prawdopodobieństwo, że to zawodowa armia. Wobec tego, z dwójką amatorów i jednym GROM-owcem nie będą mieć większego problemu. Nie przy przewadze pięciu na jednego, gdzie element zaskoczenia i wiedza doświadczonego komandosa zniknęły. Scenariusz drugi – ucieczka. Mogą nie zdążyć się wycofać, albo zostać unieruchomieni podczas próby. W najgorszym wypadku mogą zginąć. Odpada. Scenariusz trzeci – wykonywanie rozkazów i bierne poddanie się temu, co nieuniknione. Przeżyją i dowiedzą się, co jest grane. Teoretycznie. Jak to wyjdzie w praktyce – oczywiście nie wiadomo.
– Wyjdźcie z rękami uniesionymi w powietrze! – ponownie rozkazał megafon.
– Chyba powinniśmy wyjść – powiedział skupiony Paweł. – Chodźmy. Max, zostań na razie w pojeździe. Chyba cię nie widzieli i niech tak zostanie. Na wszelki wypadek.
Chłopak doskonale rozumiał intencje komandosa, toteż schylił się jeszcze bardziej. Pod ręką cały czas trzymał karabin maszynowy, gotów użyć go w razie potrzeby. „Biedaczysko, nie wiedział, że nie miałby szans oddać nawet jednego strzału” – pomyślał Paweł. Jednak hart ducha tego dzieciaka bardzo przypadł mu do gustu.
Paweł otworzył drzwi i jako pierwszy zeskoczył na asfalt. Kaja opuściła pojazd tuż za nim. Tak jak im kazano, unieśli ręce do góry.
– Hej! Opuśćcie broń, nie jesteśmy uzbrojeni – krzyknął Paweł, robiąc krok w stronę pierwszego żołnierza.
Ten błyskawicznie się cofnął i krzyknął:
– Stój! Ani kroku dalej! – pomimo zniekształconego przez grubą gumę głosu polecenie było doskonale słyszalne.
Paweł jednak zrobił kolejny krok. Chciał wybadać grunt, niczym trzyletnie dziecko sprawdzające wytrzymałość psychiczną rodzica.
– Stój! Stój, bo strzelam! – krzyknął żołnierz i błyskawicznie zarepetował karabin.
Komandos zatrzymał się. „Okej, niech ci będzie” – pomyślał. „Albo jesteś młody i to twoja pierwsza misja w terenie, albo masz bardzo wyraźne i bardzo konkretne rozkazy. Idąc dalej tym tropem – jeżeli masz rozkaz strzelania do nieznanego i nieprzebadanego człowieka, to znaczy, że sytuacja jest bardzo poważna. To znaczy też, że nikt nie ma pojęcia, z czym walczą, i się po prostu boją. Świetnie”.
– Spokojnie! – krzyknął w odpowiedzi Paweł. – Nie strzelaj!
– Na kolana! – krzyknął znowu żołnierz. W jego głosie słychać było panikę, co bardzo nie spodobało się Pawłowi. Człowiek, trzymający przeładowany karabin maszynowy jest niebezpieczny, ale człowiek ogarnięty paniką i trzymający przeładowany karabin maszynowy to bomba z bardzo krótkim lontem.
– Dobrze, już dobrze! – krzyknął Paweł, unosząc w górę ręce i klękając. Nie miał za bardzo pola manewru, a bał się, że coś może się stać Kai.
Nagle kątem oka dostrzegł, jak żołnierz znajdujący się po jego prawej stronie odbezpiecza broń i przymierza się do strzału. Tak samo postąpił jego towarzysz, który kazał Pawłowi uklęknąć. Zaraz wystrzelą, a Paweł znajdzie się w krzyżowym ogniu bez najmniejszej szansy na przeżycie i ochronę Kai. Jednak komandos zadziałał instynktownie, wykorzystując swoją największą przewagę – szybkość i doświadczenie bojowe. Błyskawicznie sięgnął po pistolet schowany za plecami, wyjął go i posłał dwie kule prosto w maskę gazową żołnierza, znajdującego się przed nim. W tym samym czasie usłyszał głośne warknięcie – to potężny silnik rosomaka został poderwany do życia, gdy Max wcisnął pedał gazu i zasłonił pojazdem Pawła i Kaję. Gdy żołnierz z przestrzeloną twarzą upadał, usłyszeli stukot kul odbijających się od grubego pancerza pojazdu i krzyki żołnierzy, zajmujących pozycje ofensywne.
– Szybko, do środka! – krzyknął chłopak, jakby faktycznie trzeba było poganiać pozostałą dwójkę.
– Czemu strzelają?! – krzyczała zdezorientowana Kaja. Była autentycznie wystraszona i zagubiona, chyba bardziej niż wtedy na kiosku.
– Nie wiem, później o tym pogadamy. Max, przesuń się – rozkazał krótko Paweł, siadając za kierownicą.
Po oddaniu paru strzałów do rosomaka żołnierze przerwali ogień. Doskonale wiedzieli, z czym mają do czynienia. Po prostu szkoda marnować amunicji na tego bydlaka. Paweł wcisnął pedał gazu i ruszył w kierunku, z którego nadjechali.