Niestety nie było im dane daleko ujechać. Usłyszeli głośny huk wystrzału i rosomakiem mocno zachybotało.
– Kurwa, trafili nas – wycedził Paweł. – Szlag by to!
Jednak mężczyzna nie zdejmował nogi z pedału gazu. Musiał oddalić się maksymalnie daleko, mimo że czuł, jak go znosi na prawą stronę. Walczył z kierownicą ile sił, ale szybko pojął, że daleko nie zajadą.
– Dostaliśmy w tylną oś, musimy uciekać pieszo.
Powiedziawszy to gwałtownie skręcił na chodnik, taranując mały samochód osobowy, słup i kilka betonowych donic, odgradzających ulicę od strefy przeznaczonej dla pieszych. Stanął kilka metrów od wejścia do przejścia podziemnego.
– Max, łap plecaki i szybko na dół – krzyknął Paweł, zeskakując na ziemię i spoglądając w stronę, z której prawdopodobnie będą nadchodzić żołnierze. Po chwili ciężkie glany chłopaka uderzyły o asfalt tuż obok mężczyzny. Max ukucnął, rozglądając się z przerażeniem w oczach.
– Ej! – Kaja rzuciła plecak Maxowi. Ten złapał go w ostatniej chwili, tuż przed tym, zanim wylądował na jego twarzy. Błyskawicznie położył go na ziemi, szykując się do złapania kolejnego.
Przewidując sytuację, w której byliby zmuszeni do błyskawicznego porzucenia pojazdu wojskowego, Paweł kazał im wcześniej przygotować trzy plecaki ewakuacyjne. Z początku żadne z nich nie wiedziało, o co chodzi, jednak mężczyzna dokładnie wszystko wytłumaczył. Każdy miał własny plecak, w którym znajdowały się rzeczy niezbędne do przeżycia, takie jak środki medyczne, prowiant na trzy dni, amunicja, nóż i butelka wody. Niestety nie był to tak idealnie wyposażony plecak, jaki wymarzył sobie Paweł, jednak w aktualnych warunkach musiał im wystarczyć. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że trudna sytuacja dotknęła ich latem, a nie w środku zimy. Teraz można było spokojnie przespać się na dachu budynku lub nawet na drzewie, jeżeli sytuacja by tego wymagała. Nie musieli rozpalać ognia, żeby się ogrzać lub żeby przyrządzić jedzenie.
– Dalej! Na dół! – ponaglał Paweł.
– Co? Mamy zejść do podziemi? – zapytał zaskoczony Max.
– Tak, szybko.
– Nie! – odpowiedział stanowczo chłopak. – Nie pamiętasz już, przez co przeszliśmy w metrze? I znowu chcesz się pakować pod ziemię?
Paweł opuścił delikatnie broń, odwrócił się i spojrzał prosto w oczy Maxa.
– Doskonale pamiętam. Ale musimy teraz tam zejść, bo dzięki temu będzie nam łatwiej zgubić pościg. Nie pójdą za nami. Zobaczysz – odpowiedział krótko i rzeczowo.
Kaja weszła między mężczyzn i przyjrzała się schodom prowadzącym pod ziemię. Z jej perspektywy tunel w środku świecił pustkami, ale licho wie, co się tam czaiło. Poczuła irracjonalny lęk przed zejściem, prawdopodobnie spowodowany tak gwałtowną reakcją Maxa. Jednak zdusiła strach w zarodku. Spojrzała na mocno grzejące słońce, jakby bała się, że nie ujrzy go ponownie zbyt szybko. Jednak to nie był odpowiedni czas na pożegnania czy analizy, to był czas na zdecydowane i konkretne działania.
– Idziemy – rzuciła i pobiegła truchtem pierwsza. Gdy była gdzieś w połowie schodów, Max ruszył za nią. Raz, że dziewczyna nie może się okazać odważniejsza, a dwa, że mimo krótkiego czasu, jaki spędzili razem, już zdążył ją polubić. Na górze został tylko Paweł, ubezpieczając tyły. Już miał zejść, gdy nagle obok niego odbił się pocisk. Komandos automatycznie schował głowę w ramiona i skoczył w kierunku najbliższej kryjówki, chowając się za rannym rosomakiem. Wyjrzał po sekundzie na ulicę i od razu schował z powrotem głowę. Jednak zdążył w tym czasie zobaczyć, że trzech żołnierzy odnalazło ich i teraz zmierzali w tę stronę z wyraźnym zamiarem dokończenia tego, co zaczęli. Nie miał czasu zastanawiać się, dlaczego jego koledzy po fachu chcą ich zabić. Na to przyjdzie jeszcze pora. O ile uda mu się wyjść z tego cało. Gdy szukał możliwie najlepszego wyjścia z tej sytuacji, przybyła nieoczekiwana odsiecz.
Pierwszy z żołnierzy był zbyt skupiony na okrążaniu Pawła z prawej flanki, aby usłyszeć nadbiegającego zombie. Potwór rzucił się na jego plecy z takim impetem, że obydwaj przewrócili się na ziemię. Wojak zdążył tylko coś krzyknąć, wypuszczając z rąk karabin i chroniąc się rękami przed upadkiem na asfalt. W tym czasie zombie w dzikim szale zaczął szarpać dłońmi i zębami gruby gumowy kombinezon ochronny. Spostrzegł to drugi żołnierz i posłał serię w korpus maszkary, zrzucając ją z kolegi. Gdy strzelał, kątem oka dostrzegł, jak zza przewróconego na bok autobusu wybiega kilkanaście osób i zmierza w jego stronę, wściekle rycząc. Wtedy zrozumiał, że nie ma szans. W akcie desperacji wypuścił serię w nadciągający tłum, kładąc dwoje przeciwników. Chyba krzyczał, ale gruba guma nie przewodziła dobrze dźwięków. Parę sekund później zniknął pod chmarą łapczywych szczęk.
Paweł bez wahania wykorzystał taki obrót spraw. Skoczył w kierunku schodów, zbiegając po nich na złamanie karku.
– Szybko! – krzyknął do pozostałej dwójki.
Dotarł do nich i cała trójka popędziła szerokim korytarzem, nie oglądając się za siebie.
Biegli kilkadziesiąt sekund w nieznanym kierunku. Stukot butów odbijał się głośnym echem, gdy nagle Paweł zwolnił, by po chwili gwałtownie się zatrzymać.
– Stójcie – powiedział cicho, unosząc w górę rękę.
Posłuchali i stanęli obok niego, ciężko dysząc. Max obejrzał się za siebie, ale schody, którymi zbiegli, zniknęły za zakrętem i nie było ich teraz widać. Nie docierał też do nich żaden dźwięk, świadczący o pościgu – ani żołnierzy, ani zombie.
– Co jest? Czemu stoimy? – zapytała Kaja, odgarniając z czoła niesforny kosmyk ciemnych włosów.
– Nasłuchuję – odpowiedział Paweł.
– Strasznie tu cicho, zauważyliście? I pusto – wydyszał Max, opierając dłonie na kolanach. Widać było, że pomimo młodego wieku aktywność fizyczna nie była jego najmocniejszą stroną. Kaja przyjrzała się temu z nieukrywaną satysfakcją. Chociaż zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że chłopcy w jej wieku woleli spędzać czas przed komputerem niż na boisku. „Szkoda” – pomyślała. „Adonisów to z nich nie będzie”.
– No właśnie. I mnie to dziwi. Jest stanowczo za cicho – stwierdził Paweł.
– Pewnie zombie wszystkich przepędzili – stwierdził chłopak.
Faktycznie, dopiero teraz zwrócili uwagę na rdzawe plamy, jakimi udekorowane były ściany i podłoga. A gdzieniegdzie i sufit. Wcześniej myśleli, że to po prostu brud, od zawsze towarzyszący każdemu podziemnemu przejściu w Warszawie. Tym razem było inaczej. Pachniało raczej standardowo – duszne powietrze było chłodne, śmierdziało stęchlizną i moczem, jak zawsze.
– Chyba masz rację – powiedział po chwili namysłu Paweł. – Ktoś wie, gdzie jesteśmy?
Kaja i Max zaczęli się rozglądać. Nie było ani tablic informujących, w którą stronę jaka znajduje się ulica, ani innych znaków mogących im pomóc w orientacji. Stali na skrzyżowaniu trzech korytarzy, z czego jeden rozdzielał się dalej, tworząc dwa kolejne. Wokół rozsiane były niewielkie sklepiki i kioski, prezentujące całą gamę najróżniejszych towarów. Od książek, poprzez ubrania i zabawki aż do jedzenia. Nie zabrakło także drobnych stoisk pod nazwą „wszystko za 5 złotych”, sklepu militarnego i erotycznego sex shopu.
– O proszę… – powiedział Max i wskazał ręką w kierunku sklepu obwieszonego siatką maskującą i z manekinami ubranymi w wojskowe mundury, stojącymi na wystawie.
– Ja nie mam pojęcia – odezwała się Kaja, rozglądając się dookoła.
– A co to za różnica? – zapytał Max. – Wyjdziemy najbliższym wejściem i zobaczymy, gdzie jesteśmy – stwierdził przytomnie. – Ale najpierw wejdźmy do tego sklepu, na pewno znajdziemy tu dużo przydatnych rzeczy.
– Dobra, małe zakupy i potem idziemy dalej – powiedział Paweł, przyznając chłopakowi rację. – Ale bądźcie cicho, okej? Strasznie tu niesie głos.
Ledwo zdążył to powiedzieć, gdy rozległo się głośne wycie dobiegające ze wschodniej odnogi korytarza.
– Spadamy! Migiem! – rozkazał komandos i wskazał ręką przeciwny kierunek – Tam. Ruszać się!
Znowu pobiegli. Kaja z Maxem z przodu, a Paweł ubezpieczał tyły. Krzyki były coraz bliżej, a na domiar złego dotarły do nich jeszcze odgłosy świadczące o tym, że pościg także nie żałuje nóg. Dźwięk dziesiątek par butów uderzających szybko – zbyt szybko – o posadzkę korytarza nie wróżył niczego dobrego. Nie wiedzieli, dokąd tak naprawdę uciekają, modlili się tylko, żeby przejście nie okazało się ślepe.