– Ale po co?
– Bo to moje mieszkanie – odpowiedział ze złością Tomek, patrząc prosto w oczy Kuby. Nie wiedział skąd, ale wezbrała w nim olbrzymia agresja. Jakby tłumiona od dawna frustracja osiągnęła maksymalny poziom i szukała teraz ujścia, a Kuba, na swoje nieszczęście, był pod ręką. Jednak policjant po raz kolejny wiedziony instynktem schylił się i bez słowa pomógł chłopakowi podnieść szafkę. Wiedział, że nie ma co się teraz kłócić i tracić niepotrzebnie czas.
– Tomek, wspominałeś, że masz siostrę? – zapytała, wychylając się z kuchni, Natalia.
Chłopak odrobinę spochmurniał, ale odpowiedział:
– Tak, mam. Czemu pytasz?
Natalia chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią, kiwając głową, jakby prowadziła bardzo skomplikowany dialog wewnętrzny.
– Jesteśmy tu bezpieczni, prawda? – zapytała cicho.
Kuba zmarszczył brwi, spodziewając się drugiego dna pytania, jednak jeszcze nie mógł się domyślić, o co chodzi.
– Nie. Powinniśmy zebrać rzeczy i szybko stąd spadać. Czemu pytasz?
Odpowiedź trochę zbiła Natalię z tropu, ale zdecydowała się nie dawać za wygraną.
– Trochę jesteśmy. Bo wiesz… wiem, że to nie pora i w ogóle, ale ja… chciałabym…
– Wysłów się, błagam – wyrzucił z siebie Kuba, unosząc jednocześnie w górę ręce w geście niemego poddania.
– Chcę się iść odświeżyć. Pod prysznic. Dwie minuty – powiedziała Natalia i wbiła wzrok w podłogę.
Kuba spojrzał na żonę, starając się dostrzec, czy mówi prawdę, czy to był tylko żart. Do tego dość średni.
– No tak – powiedział w końcu, widząc, że Natalia nie zamierza powiedzieć ani słowa więcej, i że to chyba było na serio. – Wokół rozpętała się apokalipsa z zombie w roli głównej, przez ostatnie parę godzin walczyliśmy o życie, strzelając do napotkanych osób, które, nie wiadomo czemu, chciały nas pożreć, teraz na wariackich papierach spieprzamy z miasta, próbujemy zdążyć, sami nie wiemy przed czym i na co, a ty chcesz po prostu iść i wziąć prysznic. To ma sens.
– Tak. Jeśli mam zginąć, to chcę chociaż być czysta – stwierdziła, buńczucznie unosząc podbródek, co tylko dodało jej uroku.
„Oto kobieca logika” – pomyślał Kuba. Walka była bezcelowa, ona i tak pójdzie się wykąpać.
– Dobra, ale bądź cicho. I pośpiesz się, błagam. My w tym czasie się spakujemy.
Wypowiadając ostatnie zdanie, zerknął na Tomka, który właśnie zamykał drzwi. Wyłamany zamek na niewiele się zdał, dlatego chłopak ponownie zastawił je szafką z butami. Prowizorka, która powinna wytrzymać parę pierwszych uderzeń, jeżeli ktoś przyjdzie i będzie próbował się wpakować na siłę do mieszkania. A wtedy mają karabinki, które na pewno się przydadzą i narobią trochę bałaganu.
– Tomek, mogę pożyczyć jakieś rzeczy twojej siostry? – zapytała Natalia.
– Tak, jasne. Jej pokój jest na końcu korytarza, po lewej stronie. Łazienka jest po prawej – odpowiedział machinalnie, starając się nie myśleć o siostrze. Wolał nie zastanawiać się, gdzie teraz jest i jak sobie radziła przez ostatnie kilkanaście godzin. Serce podpowiadało mu, że ona żyje, że ma się dobrze. Może wojsko ją odnalazło i jest teraz w bezpiecznym miejscu? Miał taką nadzieję. Z drugiej strony umysł podpowiadał coś zupełnie odwrotnego.
Tymczasem Natalia zniknęła w pokoju. Kuba odwrócił się w stronę chłopaka, wzruszył ramionami i powiedział tylko dwa słowa:
– Nie pytaj.
– Spoko – odpowiedział Tomek. – Idę poszukać tych kluczy i zabrać parę rzeczy.
– Okej. Ja będę pilnował klatki i okna.
Rozdzielili się. Natalia odkręciła po paru chwilach wodę w łazience i Kuba z nieukrywaną ulgą stwierdził, że jego żona nie robi aż tak dużo hałasu, jak się tego spodziewał. Tomek buszował w swoim pokoju, pakując do plecaka rzeczy, jakby jechał na wycieczkę.
Mężczyzna podszedł do drzwi, żeby sprawdzić prowizoryczną barykadę ułożoną przez chłopaka. Nie była zbyt stabilna, ale przynajmniej nikt niepostrzeżenie się przez nią nie przebije. Odwrócił się i zobaczył swoje odbicie w wielkim lustrze, wiszącym w przedpokoju. Dopiero teraz zrozumiał, co miała na myśli Natalia i dlaczego tak zależało jej na wzięciu kąpieli. Ubranie Kuby było brudne, przepocone i udekorowane rdzawymi, zaschniętymi plamami krwi. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo śmierdział. Blada, zmęczona twarz skrywała ciemne oczy, jeszcze głębiej osadzone niż zwykle. Lewy policzek był podrapany, ale Kuba nie był w stanie sobie przypomnieć, gdzie się skaleczył, a przecież okazji było kilka. Wyglądał, jakby przez ostatnie dni nie robił nic innego, tylko wlewał w siebie hektolitry wódki i bił ludzi po pyskach, a tamci nie pozostawali wobec niego dłużni. Stwierdził, że jak tylko Natalia skończy, to on też pójdzie pod prysznic. Złapał się brudnymi rękami za głowę i ciężko westchnął. Myśli rozbiegły się we wszystkich kierunkach, tworząc nieskładny strumień wspomnień ostatnich wydarzeń. Tyle śmierci, krwi i cierpienia skondensowane w tak krótkim czasie. Zmyje z siebie cały ten syf, poprzysiągł w duchu. Musi, innego wyjścia nie ma.
Centrum, godzina 08:59.
Jacek spojrzał na zegarek. Pierwsza myśl, jaka pojawiła się w jego spaczonym umyśle, dotyczyła tego, że za minutę powinien rozpocząć pracę. Zarzucił zakrwawioną nogę od stołu na bark i z nieukrywaną satysfakcją przyznał, że te czasy już bezpowrotnie minęły. Oczami wyobraźni wrócił do biura na Mokotowie, gdzie ujrzał swojego szefa z rozprutym brzuchem, wijącego się w konwulsjach po podłodze. Uśmiechnął się sam do siebie. Reszta kolegów i koleżanek albo została pożarta, albo zraniona i zamieniona w zombie. Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że te wyobrażenia przychodziły mu z zadziwiającą łatwością. Nie czuł nic w stosunku do tych ludzi – ani żalu, ani radości z ich śmierci. Spędził z nimi ostatnie parę lat, grzejąc stołek w jednym miejscu, ale teraz, gdy uświadomił sobie, jak bardzo byli mu obojętni, poczuł olbrzymią ulgę. I satysfakcję, że przez tyle czasu pozwalał im myśleć, że mu na nich zależy. O błogosławiona naiwności, mają teraz za swoje.
Doczłapał do centrum miasta. Gdy na Polach Mokotowskich zobaczył determinację wypisaną na twarzy tego silnego żołnierza, zrozumiał, że musi go unikać. Jeden z głosów w jego głowie podpowiadał, że ten człowiek może mu wyrządzić wielką krzywdę, że zabawa, która tak bardzo się podoba Jackowi, nie do końca może się spodobać innym ludziom. Dlatego oddalił się od nich w poszukiwaniu nowej rozrywki.
Jednak to wszystko powoli zaczynało go nużyć. Osiągnął stan, do jakiego dochodzi się gracz, znający już wszystkie tajniki i kody swojej ulubionej gry. Gra z przyzwyczajenia, stając się coraz lepszym i za nic nie chce zrozumieć, że nie pozostało mu już nic do osiągnięcia i że jedynie goni własny ogon. Jedno wiedział na pewno – nie zamierzał wracać do pustego świata napędzanego kapitalizmem i rządzonego zasadą Pareta. Zdecydowanie bardziej wolał wolność jednostki, wolność bycia tym, kim chce się być. Nieważne, że lała się krew. Nieważne, że ludzie byli rozszarpywani na strzępy we własnych domach i że dzieci rzucały się do gardeł własnych rodziców. Dla niego cena była sprawiedliwa i warta zapłaty. Wreszcie wszystko było szczere i prawdziwe. Coś ci się podobało – mogłeś to wziąć. Ktoś cię wkurzył – mogłeś mu roztrzaskać głowę nogą od stołu. Wygrywał silniejszy albo ten bardziej szalony.
Z drugiej strony powoli zaczynał rozumieć, że niewiele czasu mu zostało. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł lub gdzie mieszkał. Nie, tego typu rzeczy straciły na wartości. Racjonalna część jego świadomości została zepchnięta w najgłębsze czeluści jego umysłu i spętana okowami szaleństwa tak silnymi, że już dawno przestała walczyć o oswobodzenie.
Spojrzał na nazwę ulicy – Wspólna. Wzruszył ramionami i dalej kontynuował bezcelową podróż tam, gdzie go nogi poniosą. Błąkał się bez celu w poszukiwaniu atrakcji. Po paru chwilach zagłębił się między wysokie, stare i wysłużone bloki. Było tu przyjemnie chłodno, człowiek mógł odetchnąć od nieludzkiego upału.
I nagle, zupełnie nieoczekiwanie to atrakcja znalazła jego. Jacek usłyszał stukot butów i odwrócił się. Młoda kobieta pędziła w jego stronę, wściekle obnażając kły i rozczapierzając palce, jak kotka szykująca się do ataku. Jedynym dźwiękiem był stukot jej butów o asfalt. Mężczyzna bez słowa uniósł wysłużoną nogę od stołu, poczekał na odpowiedni moment, po czym zamachnął się i zdzielił kobietę prosto w twarz. Trzask pękającego nosa i wybitych zębów był tak głośny, że Jacek mimowolnie się uśmiechnął, zadowolony ze swojego dzieła. Kobieta wyrżnęła na plecy, obryzgując wszystko krwią.