– Oj powiedz, nie obrażaj się – zaczął go naciskać Kuba. – O co chodzi?
Jednak nie doczekał się odpowiedzi, gdyż do ich uszu doleciał warkot potężnego silnika. Cała trójka wstrzymała oddech. Nagle Kuba odsunął krzesło tak gwałtownie, że prawie się przewróciło na podłogę, podbiegł do okna i wyjrzał na ulicę. W oddali widać było sunący powoli ciężki pojazd kołowy, a za nim kilka następnych. Wyglądało to na kolumnę wojska, które wreszcie pojawiło się, żeby pomóc obywatelom. Policjant nie znał się aż tak dobrze na militariach, aby z tej odległości ocenić, co to za potwór, niemniej maszyna robiła piorunujące wrażenie – okuta ciężką stalą pomalowaną na ciemny, oliwkowy kolor, sunęła majestatycznie niczym tygrys drepczący po dżungli, świadomy tego, że w okolicy nie ma sobie równych. Po sekundzie z okna wyglądała już cała trójka.
– Co to? – zapytała piskliwie podniecona Natalia. – Wojsko? Ratunek? Widzicie, już przyjechali! – krzyknęła z radości, machając przy tym szczupłymi rękami.
– Cicho, poczekaj – przerwał jej Kuba. – Nie krzycz.
– Co? Przecież nas nie zobaczą, chodźmy do nich – zaprotestowała, ruszając szybkim krokiem w kierunku wyjścia z mieszkania.
– Natalia! – wycedził przez zaciśnięte zęby Kuba. – Poczekaj. Tak, tam jedzie transporter, i tak, pójdziemy do niego, ale spokojnie. Nie rób hałasu, bo nie wiesz, co jest za drzwiami. A jak nas zagryzą te pieprzone kanibale, to nic nam po wojskowym transporterze. Rozumiesz?
Dziewczyna odrobinę spochmurniała, ale kiwnęła głową. Oczywiście. Rozumiała. W końcu to Kuba w ich związku był głosem rozsądku, tak jak i tym razem. Wzięła głęboki oddech i wypuściła ze świstem powietrze, teatralnie demonstrując swoje opanowanie.
– Już jestem grzeczna, tato – powiedziała, ironicznie się do tego uśmiechając.
– Super – skomentował Kuba i posłał jej równie ironiczny uśmiech. – Tomek, bierz plecak. Wychodzimy.
Chłopak trzymał już plecak w ręku, jednak nie zrobił nawet kroku.
– Po co nam plecak i klucze na działkę? – zapytał.
– W sumie nie wiem. To zostaw go, jeśli chcesz – odpowiedział szybko Kuba.
Czuł coraz większe podniecenie na myśl o zbliżającym się ratunku. W końcu dowie się, co się stało, czy to był atak terrorystyczny, czy wybuch jakiejś nieznanej wcześniej epidemii. Otrzyma odpowiedzi na niedające mu spokoju pytania. Podszedł do drzwi i zaczął rozbierać usypaną przed nimi barykadę. Odsunął na bok szafkę i już sięgał do klamki, gdy usłyszał głos Tomka:
– Poczekaj. Słyszysz to? – zapytał chłopak.
Kuba popatrzył na niego, marszcząc w zamyśleniu czoło. Nie słyszał żadnych dźwięków dochodzących z korytarza, żadnych kroków czy powarkiwań, słowem – niczego, co świadczyłoby o czyhającym za drzwiami zagrożeniu.
– Co? Korytarz jest pusty – stwierdził.
– Nie, cicho – wyjaśnił chłopak i gestem dłoni zaprosił go do kuchni. Sam podszedł do okna i dyskretnie wyjrzał na ulicę.
– …o zostanie w domach. Osoby z gorączką muszą zostać przetransportowane do punktu medycznego.
Głos dochodził z głośników umieszczonych na szczycie transportera. Kuba, Natalia i Tomek zamilkli, czekając na dalszą część komunikatu. Jak wkrótce się okazało, nie musieli czekać zbyt długo.
– Za dwanaście godzin miasto zostanie poddane kwarantannie – dźwięk wydobywający się z głośników był teraz wyraźniejszy, transporter podjechał bliżej bloku Tomka. – Prosimy o opuszczenie domów w trybie natychmiastowym i niezabieranie ze sobą żadnych rzeczy osobistych. Jeżeli zostaliście zaatakowani i fizycznie ranni, wyjdźcie z czerwoną opaską. Mamy lekarstwo. Powtarzam. Nie zostawajcie w domach. Osoby z gorączką muszą zostać przetransportowane do punktu medycznego w trybie natychmiastowym.
„Pierdolenie” – pomyślał Kuba. Nie wiedział dlaczego, ale instynkt podpowiadał mu, że sytuacja wcale nie jest tak dobra. Kwarantanna i zamknięcie miasta? Jeżeli mają lekarstwo, to po co chcą izolować stolicę? Poza tym bardzo szybko udało im się je odkryć, co niestety było mało prawdopodobne. No i sam komunikat, który nie brzmiał zbyt profesjonalnie. Czyli nie mieli czasu na dobre przygotowanie, naskrobali parę wytycznych na kartce papieru i radźcie sobie sami. A agenta PR pewnie coś zżarło.
Nagle transporter zatrzymał się. Z przeciwległego bloku wyszły trzy osoby – mężczyzna w wieku około osiemdziesięciu lat i para mniej więcej trzydziestolatków, którzy prawdopodobnie byli z nim spokrewnieni. Kobieta miała przyłożoną do twarzy chustkę, mężczyzna, który teoretycznie mógł być jej mężem, pomagał jej iść. Starzec szedł za nimi, cały czas wspomagając się drewnianą laską. Widać było, że kobieta jest chora. Mężczyzna krzyknął do transportera, ale niepotrzebnie – został odpowiednio wcześnie zauważony.
– Stać! – padł rozkaz z głośników. W tym samym czasie zza pojazdu wybiegło trzech żołnierzy, każdy w masce przeciwgazowej i z bronią uniesioną do strzału. Biegli pochyleni, jakby spodziewali się ataku. Byli w pełnym umundurowaniu i w tych maskach na głowach musiało być im niesamowicie gorąco. Jeden z żołnierzy obstawił boczną uliczkę, znikającą za blokiem, pozostała dwójka podbiegła do ocalałych ludzi. Ustawili się tak, że otaczali zebraną trójkę z trzech różnych stron.
– Stać! – krzyknął najwyższy z nich. Małżeństwo zatrzymało się posłusznie, nie wiedząc, co dalej robić.
– Tak, tak, spokojnie. Nie jesteśmy uzbrojeni, nie strzelajcie – powiedziawszy to, mężczyzna postąpił krok naprzód, unosząc w górę ręce. Troje obserwatorów w kuchni zamarło, z napięciem śledząc rozwój akcji.
– Stać! Nie ruszaj się! Na ziemię! – krzyczał żołnierz, instruując mężczyznę bronią. Nie trzeba było być geniuszem, żeby zauważyć, jak bardzo jest zdenerwowany. „Boją się go” – pomyślał Kuba. „Czyli chyba nie jest tak różowo, jak mogłoby się wydawać”.
– Dobrze, już dobrze – mężczyzna zatrzymał się i posłusznie ukląkł na ziemi. Nagle, zupełnie niespodziewanie kobieta zakasłała i ruszyła w kierunku transportera, wyciągając przed siebie rękę z chustką, która wcześniej zasłaniała jej twarz.
– Stój! Na ziemię! Stój, bo strzelam! – znowu wściekle wrzasnął żołnierz, jednak kobieta nie zamierzała się zatrzymać.
– Nie strzelajcie! Nie jesteśmy zarażeni! – krzyczał mężczyzna, podnosząc się z ziemi. – Moja żona ma zapalenie płuc, od tygodnia nie wychodziliśmy w ogóle z domu!
Atmosfera gęstniała. Pomimo błagalnych wyjaśnień męża, żołnierze dalej krzyczeli, a kobieta się nie zatrzymała. Do tego doszedł krzyk dziadka, który najwyraźniej nie wytrzymał presji i też chciał wyjaśnić, co się dzieje.
– Dlaczego po prostu się nie zatrzyma? Zatrzymaj się, kretynko – wyszeptała cicho Natalia, chłonąc jednocześnie scenę swoimi wielkimi, błękitnymi oczami. Gdzieś w głębi podejrzewała, jaki ta sytuacja będzie miała finał.
– Może chce im wszystko wyjaśnić? Załagodzić sytuację. Niektóre kobiety tak mają – zasugerował cicho Tomek.
Chora niezmordowanie szła w kierunku najbliższego żołnierza. Z tej odległości mogli zobaczyć jak odrzuca chusteczkę i wyciąga ręce do góry pokazując, że jest bezbronna. Jej usta poruszały się, natomiast dystans był zbyt duży, żeby usłyszeć, co mówi. W tym samym czasie jeden z żołnierzy przeładował karabin i wystrzelił prosto w środek jej klatki piersiowej. Impet pocisku był tak olbrzymi, że trafiona cofnęła się prawie dwa metry, potknęła o krawężnik i upadła na chodnik niespełna metr od własnego męża. Ten spojrzał na nią, nie wierząc w to, co widzi. Zapadła złowroga i pełna niedowierzania cisza. Kobieta umarła, zanim upuszczona przez nią chusteczka opadła na asfalt. Kilkanaście sekund później mężczyzna, będąc najprawdopodobniej w totalnym szoku, stanął na nogi i ruszył bez słowa w kierunku żołnierzy. Ci krzyczeli coś, ale on na pewno tego nie słyszał, tak jak nie słyszał płaczu staruszka stojącego kilka metrów za nim. Po chwili pierwszy pocisk przeszył jego klatkę piersiową, ale mężczyzna szedł dalej. Dopiero po czterech strzałach osunął się na kolana, aby sekundę później opaść bez życia na ciepły i szorstki asfalt. Wokół jego ciała błyskawicznie rozszerzała się kałuża krwi, odbijając gorące promienie słońca.