Выбрать главу

Chwilę później byli na dole. Zeszli powoli po klatce schodowej, ubezpieczając się wzajemnie. Następnie policjant jako pierwszy wyjrzał zza futryny i zlustrował okolicę wzrokiem. Było pusto. W innych okolicznościach doceniłby tak piękną aurę – słońce przyjemnie grzało, stojąc wysoko na bezchmurnym niebie, powietrze było świeże i pachnące. Samochody nie jeździły po ulicy, więc człowiek wreszcie słyszał swoje własne myśli.

– Czysto – powiedział do pozostałych i ruszył w stronę szoferki.

Cały czas ciężko mu było uwierzyć, że wojskowi nie zainteresowali się ich furgonetką. Tłumaczył to sobie w taki sposób, że jeżeli widzieli pusty i pokrwawiony radiowóz – pewnie jeden z wielu takich – to wiedzieli, że funkcjonariusze już dawno nie żyją. Jakby ją sprawdzili, to całe zapasy broni i amunicji, wszystko, co zdołali zgromadzić, byłoby stracone.

Wsiedli do nagrzanego w słońcu samochodu. Tak jak wcześniej, Kuba usiadł za kierownicą, mając obok siebie Natalię, a Tomek zajął miejsce z tyłu pojazdu. Zajrzeli jeszcze do toreb z bronią, ale na szczęcie te leżały nieruchomo tam, gdzie je zostawili. Zawartość również się nie zgadzała. Ruszyli.

Po kilku minutach dojechali do ulicy Kasprowicza i skręcili w prawo. Miasto było bardziej wymarłe niż kilka godzin wcześniej, chociaż trudno było im to sobie wyobrazić. Na horyzoncie ciągle unosiły się wysokie i czarne smugi ciężkiego dymu. Coraz więcej pożarów trawiło stolicę i nie było nikogo, kto mógłby je ugasić. Niektóre budynki spaliły się doszczętnie, jakimś cudem nie podpalając kolejnych. W innych zadział system przeciwpożarowy i zdusił płomienie w zarodku, póki żywioł nie pochłonął całej budowli. Okna w blokach, które mijali, były powybijane, niektóre drzwi prowadzące na klatki schodowe stały otworem. Ludzie uciekali w popłochu z miasta, na czym żerowali złodzieje, plądrując niepilnowane mieszkania. „Ciekawe, ile z tych łajz przypłaciło to życiem” – zastanowił się Kuba. Miał nadzieję, że jak najwięcej. Jechali w milczeniu, skupiając wzrok i wypatrując zagrożenia. Minęli kilka leżących ciał, ale nikt nie skomentował tego nawet jednym słowem. Analityczny umysł Kuby bardzo szybko mu podpowiedział, że jeżeli ciała dalej leżały na ziemi, to – albo ci ludzie zostali zastrzeleni niedawno, czyli wojsko jest bardzo blisko, albo zostali potraktowani kulą w głowę i faktycznie już nie żyją. Wolał tę drugą opcję, ale i tak nerwowo zerkał w boczne lusterka.

Tuż przed nimi pojawiły się złote łuki logo McDonalda. Zarówno Kuba, jak i Natalia niemal natychmiast, odruchowo odczuli głód i poczuli zapach frytek smażonych w głębokim tłuszczu. Do tego w ich głowach wizualizowały się ulubione kanapki. Poczuli ich smak, konsystencję miękkiej i ciepłej bułki trzymanej w ręku i przełknęli głośno ślinę. Natalia uśmiechnęła się na myśl o tym, ile razy jadali w takim miejscu. Kuba spojrzał głęboko w oczy żony i również się uśmiechnął, uświadomiwszy sobie, jak bardzo mieli wyprane mózgi i jak nimi manipulowano. Czuł się jak pies Pawłowa – zobaczył żółte łuki i automatycznie poczuł głód, pomimo tego, że był najedzony. „A mogliśmy żyć inaczej” – pomyślał. „Trzeba nam było prowadzić zdrowy tryb życia, zastosować jakąś dietę, trenować. O ile łatwiej byłoby teraz nam przetrwać” – pomyślał.

Ta trwająca sekundę refleksja niemalże kosztowała ich życie.

– Uważaj! – przerażonym głosem wydarł się Tomek, a Kuba odruchowo wcisnął pedał hamulca i skręcił kierownicą. Nie widział niczego, ale zadziałał jak zaprogramowana maszyna. Kątem oka dostrzegł, jak w jego kierunku, nie wiadomo skąd pędzi ciemne volvo. Samochody minęły się może o niecały metr, ale żaden nie użył klaksonu. Nie było na to czasu. Policyjna furgonetka wpadła w poślizg i uderzyła bokiem o przystanek autobusowy, jednak Kuba wystarczająco wytracił wcześniej prędkość i nikomu nic się nie stało. Głośny pisk opon i następujący po nim głuchy huk uderzenia świadczyły o tym, że volvo również miało znaczne problemy.

– Nic wam nie jest? – zapytał Kuba, pochylając się w stronę Natalii i powierzchownie badając jej plecy.

Ta tylko kiwnęła głową i zapewniła go, że jest cała. Jej błękitne oczy zdradzały totalne zaskoczenie i szok. Kuba wyglądał dość podobnie – rozszerzone ze strachu i nagłego przypływu adrenaliny źrenice i bordowa ze zdenerwowania szyja.

– Tomek? – zapytał mężczyzna.

– Okej. Trochę mną rzuciło, ale nic mi nie jest – odpowiedział chłopak, gramoląc się z podłogi. W momencie uderzenia o wiatę przystanku rzuciło nim jak bezwładną kukłą na drugą ścianę furgonetki, jednak upadek nie wyrządził mu większych szkód, poza zwykłymi stłuczeniami. Grunt, że wszystkie gnaty były na swoim miejscu i w jednym kawałku. Wysiadając z samochodu, Kuba modlił się, żeby auto nadawało się do dalszej drogi.

Wyskoczył na chodnik i przeładował broń, unosząc ją do pozycji strzeleckiej.

– Poczekaj w samochodzie – polecił Natalii. Nie było sensu mówić tego samego Tomkowi, gdyż chłopak już zdążył wyskoczyć z wozu i ukucnąć za betonowym śmietnikiem. Kuba okrążył pojazd i wyjrzał zza rogu.

Ciemne volvo, z którym prawie się zderzyli, też wpadło w poślizg, jednak jego skutki były dużo gorsze – samochód zatrzymał się słupie oświetleniowym. Policjant wytężył wzrok i dostrzegł dodatkowe szczegóły. Drzwi kierowcy były otwarte, a z daleka było widać biel poduszki powietrznej. Bez śladów krwi, więc kierowca przeżył i gdzieś się zawinął. Kuba prześledził tor jazdy i zobaczył skasowany znak pokazujący dozwoloną prędkość i otarcie na zaparkowanym na poboczu. To daje dwa miejsca, które pozwoliły wytracić nadmierną prędkość. W innym wypadku, waląc w betonowy słup z pełną prędkością, nawet znane ze swego bezpieczeństwa volvo nie uratowałoby pasażerów.

– Rzuć broń! – usłyszał nagle Kuba. Głos był młody, ale pewny siebie i waleczny, bez cienia strachu. Kuba błyskawicznie skulił się i zaczął rozglądać wokół siebie, wbrew poleceniu unosząc karabin do strzału. Nie dostrzegł nikogo, poza Tomkiem, który wpatrywał się w niego przerażonym wzrokiem, nie wiedząc, co robić. „Myśl” – ponaglił się w myślach policjant.

– Rzućcie broń! – do jego uszu dotarło kolejne polecenie.

– Pokaż się! – odpowiedział policjant.

„Cholera, gdzie on jest” – pomyślał. „Jeśli jest jeden, to dlaczego nie uciekł?”. Nagle dostrzegł ruch przed sobą, tuż za samochodem, o które otarło się volvo. Ktoś się tam czaił i na pewno nie był to zombie.

– Wyjdź zza samochodu, a nic ci się nie stanie! – krzyknął w przypływie pewności siebie Kuba. – Tylko spokojnie!

Czuł, jak jego żołądek kurczy się ze strachu. Ręce delikatnie mu drżały, jednak wiedział, o jaką wielką stawkę toczy się rozgrywka – musi za wszelką cenę ochronić Natalię, jakoś wyprowadzić ją z tego przeklętego miasta. Fajnie by było, jakby przy okazji i jemu udało się przeżyć.

Wtedy postać ukrywająca się za samochodem powstała. Okazał się być nią młody chłopak w stylu metalowca – czarny T-shirt w bliżej nieokreślony wzór, długie, rozpuszczone włosy, bojówki i ciężkie glany. „I tej gnidy się bałem?” – zapytał się w duchu Kuba. „Jezu, chyba się starzeję”. Nagle zza volva, stojącego kilka metrów dalej, wyłoniła się kolejna postać. Tym razem była to drobna brunetka, o pociągłej twarzy, nie dziewczyna, ale jeszcze i nie kobieta, jak to śpiewała pewna blondynka zza oceanu. Na dodatek napotkana dwójka trzymała w rękach czarne, połyskujące w słońcu karabiny maszynowe. Kuba bez problemu rozpoznał w nich broń, jaką posługuje się Wojsko Polskie. Sytuacja była patowa, dwa do dwóch, jednak Kubie w dziwny sposób ulżyło – z dwójką dzieciaków poradzi sobie przecież bez problemu.

– Wyjdźcie zza samochodów i rzuć… – zaczął mówić, ale nie było mu dane skończyć.

Usłyszał stukot spadającego kamyczka o sekundę za późno.

– Rzuć broń – usłyszał tuż za sobą i poczuł, jak robi się malutki ze strachu. „Niemożliwe, żeby ktoś mnie zaszedł od tyłu, przecież w samochodzie siedzą Tomek i Natalia, któreś musiało coś widzieć”.