Выбрать главу

– No dalej. Tylko powoli – ponaglił go głos. Był spokojny, pewny siebie i opanowany. Nieznoszący sprzeciwu. Poza tym policjant był w takiej sytuacji, że najmniejsza próba stawienia oporu niechybnie skończyłaby się jego śmiercią.

Kuba położył MP5 na asfalcie, po czym odwrócił się powoli z uniesionymi rękami i spojrzał na stojącego niespełna dwa metry od niego potężnego, krótko ostrzyżonego mężczyznę w szarym T-shircie. Facet celował w niego z kolejnego karabinu maszynowego. Głęboko osadzone szare oczy świdrowały go na wylot i Kuba, patrząc na jego postawę, uświadomił sobie, że ma do czynienia z profesjonalistą.

Bielany, godzina 11:42.

Jak dalej? – zapytał Paweł, wjeżdżając w ulicę Conrada. Przejechali bez większych problemów przez aleję Jana Pawła II, następnie Powązkowską, Maczka i Reymonta. Przy cmentarzu Powązkowskim Max zaczął coś mówić na temat trupów wstających z grobów, jednak Kaja błyskawicznie go sprowadziła do pionu, dyplomatycznie prosząc o zamknięcie gęby. Ku jej uciesze, chłopak posłuchał.

– Prosto. Przez to skrzyżowanie… kurwa! – krzyknął Max. Nie zdążył dokończyć, gdyż z prawej strony skrzyżowania niespodziewanie wyskoczyła policyjna furgonetka. Paweł wdusił pedał gazu, żeby zdążyć przejechać przez rozpędzonym pojazdem i, o dziwo – udało mu się dosłownie minąć go o włos. Błyskawicznie wcisnął do dechy pedał hamulca i jednocześnie zaciągnął ręczny, żeby tylko jakoś się zatrzymać. Wtedy jeszcze nie pomyślał o tym, co będzie później. Volvo wpadło w poślizg, pomimo tego, że na ulicy było sucho i pusto. W ułamku sekundy przez umysł Pawła przeszła tylko jedna myśl – zawsze się zastanawiał, jak to jest możliwe, że ktoś prowadzi samochód polną drogą i nagle ląduje na drzewie. Teraz już wiedział, zrozumiał, jak wiele może zmienić drobny, gwałtowny ruch kierownicą przy pełnej prędkości. Jednak była to niesamowicie niebezpieczna i bolesna lekcja.

W ciągu następnych kilku sekund samochód uderzył kolejno w stojącego na poboczu forda i odbijając się od niego, skasował znak drogowy, aby w końcu zatrzymać się na słupie. Z głośnym hukiem wystrzeliły poduszki powietrzne, przednia szyba pokryła się gęstą siatką pęknięć, a maska złożyła się w elegancką harmonijkę. Paweł poczuł, jak jego potylica uderza w miękki zagłówek, a potem nastała tak bardzo upragniona ciemność i cisza.

Jednak nie było mu dane długo odpoczywać. Jak przez mgłę poczuł uścisk na ramieniu i dobiegający gdzieś z oddali głos.

– Tato, tato, ocknij się – błagała Kaja i szarpała go za ramię. Mimo tego, że jej strach nie był zbytnio uzasadniony, dziewczyna bała się, że straciła ojca. Przecież wystrzeliła poduszka powietrzna, kierowca był bezpieczny, tak samo jak w jej przypadku – szok wywołany wypadkiem to jedno, ale brak obrażeń fizycznych i zagrożenie motywowało do działania.

Niechętnie i mozolnie Pawłowi zaczynała wracać świadomość. W pierwszej chwili nie wiedział, gdzie jest, gdy nagle wspomnienia uderzyły go z zadziwiającą siłą – wypadek, hamowanie, słup. „Czy Kaja jest bezpieczna, czy nic się jej nie stało?” – pomyślał spanikowany. „Nie, skoro to ona go ocuciła, musi być cała i zdrowa”. Uspokoił się, widząc, że stan jego córki nie odbiega od tego, co sobie wyobraził. Wtedy do jego nozdrzy doleciał mdły zapach oleju silnikowego. „To jesteśmy w dupie” – stwierdził w duchu mężczyzna.

– Max? – zerknął na tylne siedzenie. Wiedział, że chłopak jechał w niezapiętych pasach bezpieczeństwa, przez co mógł wypaść przez przednią szybę.

– Jestem cały – doleciał do niego głos chłopaka. Paweł odwrócił się i niczego nie dostrzegł. Dopiero gdy skierował wzrok na podłogę, zobaczył, że Max zdążył się skulić między fotelami, przyjmując na podłodze pozycję embrionalną. Prawdopodobnie uratowało mu to życie. Jednak nie czas teraz na analizę. Policjanci z tego wozu mogą być równie wrogo nastawieni jak wojsko, które strzelało do nich w centrum. A tutaj nie mają gdzie uciekać, więc pozostaje im tylko atak.

Złapał beryla i chwycił za klamkę.

– Max, Kaja – powiedział. – Wyjdźcie z samochodu, rozdzielcie się i odwróćcie ich uwagę. Ja w tym czasie zajdę ich od tyłu.

Powiedziawszy to, otworzył drzwi i wyskoczył na asfalt. Nie czekał na ich reakcję, nie było czasu na rozmowy i dokładne ustalanie strategii. W powietrzu unosił się zapach spalonej gumy i oleju. Ulica była pusta, ale Paweł i tak się rozejrzał. Wszak jadąc w tym kierunku, też myślał, że są sami, i o mało nie kosztowało ich to życie. Biegł maksymalnie pochylony i po chwili znalazł się po drugiej stronie ulicy, za krzakami oddzielającymi torowisko od chodnika. Czuł, że od uderzenia bolało go kolano i pulsowała mu głowa, ale zignorował ból, skupiając się na czekającym go zadaniu. Teraz od samochodu policyjnego dzieliło go około trzydziestu metrów. Zauważył, że tamci też uderzyli w przeszkodę, więc jest szansa, że są ogłuszeni. Na jego szczęście całą drogę mógł pokonać pod osłoną wysokiego na półtora metra, gęstego żywopłotu. Dodatkowo doszedł element zaskoczenia, bo wątpił, żeby któryś z policjantów spodziewał się ataku od tyłu. Paweł rozpoczął ciche i szybkie podkradanie się do celu.

Gdy był około piętnastu metrów od furgonetki, zatrzymał się. Usłyszał trzask otwieranych drzwi i czyjeś kroki na asfalcie. Naliczył dwie osoby.

– Rzuć broń! – dobiegło doń z oddali.

Paweł usłyszał komendę, wydaną przez Maxa. Wyjrzał przez dziurę w żywopłocie, ale nie dostrzegł nigdzie ani chłopaka, ani swojej córki. „Dobrze to wymyślili” – stwierdził. „Muszę iść dalej, liczy się każda sekunda” – ponaglał się w myślach. Był już tylko kilka metrów od furgonetki, gdzie kończyła się linia krzaków, które dawały mu ochronę. Teraz musiał wyjść na otwarty teren. Pochylił się nisko do ziemi i zajrzał pod pojazd. Zobaczył parę białych sportowych butów, które na pewno nie znajdowały się na wyposażeniu policji. Wtedy jego wzrok trafił na trzęsącego się ze strachu chłopaka, chowającego się za koszem na śmieci. O co tu chodzi? Cywile w policyjnej furgonetce?

– Rzućcie broń!

To ponownie wydarł się Max. Później będzie czas na wyjaśnienia.

– Pokaż się! – odkrzyknął człowiek w sportowych butach, chowający się za furgonetką. Sądząc po głosie, był to mężczyzna, około trzydziestoletni.

Teraz.

Paweł wyskoczył zza krzaków i bezszelestnie podbiegł do policyjnego auta. Musiał okrążyć przystanek, co zabrało mu kilka cennych sekund, ale nie zmieściłby się między nim a samochodem. Dopiero wtedy dostrzegł, że na fotelu pasażera siedzi młoda kobieta. Na jego szczęście była odwrócona do Pawła plecami i obserwowała całą sytuację z teoretycznie bezpiecznej perspektywy. Mężczyzna zastanowił się, czy nie użyć jej jako zakładniczki, ale szybko odrzucił ten pomysł. Nie wiedział, jakie były relacje, między nią a pozostałą dwójką, więc porywanie jej mogło minąć się z celem.

– Wyjdź zza samochodu, a nic ci się nie stanie! – krzyknął gość w białych adidasach. Czyli dostrzegł Maxa, niedobrze. Teraz liczy się każda sekunda. – Tylko spokojnie! – dodał głos, już dużo pewniejszy siebie.

Paweł postawił wszystko na jedną kartę. Uważnie obserwując dziewczynę, z bronią wycelowaną w jej głowę, bezszelestnie zbliżył się do samochodu i pochylony nisko przebiegł tuż przed jego maską. Sekundę później wyłonił się zza niej, i cały czas będąc poza zasięgiem wzroku pasażerki, podszedł parę metrów wzdłuż pojazdu, gdzie podnosząc się wycelował w głowę człowieka, który z kolei celował w Maxa. Jednocześnie modlił się w duchu, żeby tylko drzwi za jego plecami się nie otworzyły i żeby siedząca w kabinie kobieta nie przyłożyła mu lufy do głowy.

– Wyjdźcie zza samochodów i rzuć… – zaczął mówić mężczyzna w białych adidasach, ale Paweł brutalnie mu przewał:

– Rzuć broń – powiedział.

Te dwa słowa sparaliżowały faceta. Widać było, że zastanawia się nad tym, co robić. Paweł postanowił ułatwić mu podjęcie decyzji.