Выбрать главу

— Ach, nigdy w ciebie nie wątpiliśmy. Szczególnie esthlos Njute — on ma o tobie bardzo wysokie mniemanie.

Ihmet Zajdar skłonił głowę na te słowa. Niedoświadczeni teknitesi, pozbawieni samokontroli lub właśnie ci nazbyt doświadczeni, nazbyt długo praktykujący swą sztukę, ci, których praca wymagała wielotygodniowych okresów nieprzerwanej rozbudowy anthosów, jak właśnie teknitesi morza, przez miesiące prowadzący okręty w ciasnym uścisku swych aur, lub teknitesi wojny, strategosi, aresowie — oni często byli niezdolni do zapanowania nad owymi aurami, nie umiejąc już ich zwinąć, zniwelować, i odciskali się w kerosie ciężką pieczęcią niezależnie od okoliczności, w dzień i w nocy, na jawie i we śnie, w samotności i w sercu tłumu. Ubocznym skutkiem długotrwałej obecności na statku takiego nimroda bywały ofiary śmiertelne wśród załogi. Sprzeczki, przepychanki, koleżeńskie rywalizacje, które inaczej skończyłyby się najwyżej wybitym zębem — w koronie nimroda przynosiły w efekcie rozbite głowy, poderżnięte gardła i topielców za burtą. Zajdar cieszył się wszakże bardzo dobrą reputacją.

— Zauważyłem — rzekł, posypawszy gęsto zupę przyprawami. — Obawiam się, że będę musiał sprawić mu zawód.

— Ależ nawet jeszcze nie znasz propozycji.

— Lecz propozycję taką otrzymam, prawda? — Ihmet spojrzał pytająco na zarumienionego Hieronima.

Pan Berbelek odwzajemnił spojrzenie. Oczy Persa były błękitne czystym, jasnym błękitem wiosennego nieba, osadzone w sieciach głębokich zmarszczek mocno opalonej skóry — zmarszczek od słońca i wiatru, Zajdar nie wyglądał bowiem na więcej niż trzydzieści kilka lat. W rzeczywistości dawno przekroczył sześćdziesiątkę albo i siedemdziesiątkę, ale morfa trzymała Materię w silnym uścisku. Ciało to zaledwie szata dla umysłu, jak pisali filozofowie. Szaty jego ciała również wprowadzały w błąd, Ihmet nosił się na herdońską modłę, prosty krój, biel, czerń i szarość, wąskie nogawki i rękawy, koszula zasznurowana pod szyję. Tylko czarną brodę przystrzyżoną miał na izmaelicką modłę.

— Podpisałeś już kontrakt z kimś innym?

Pers pokręcił głową, przełykając gorącą zupę.

Hieronim westchnął tylko, pochylając się nad swoim talerzem.

Przez dłuższą chwilę milczeli, przysłuchując się głośnej rozmowie esthlosa Njute, kapitana Prunza i Trept. Heinemerle podekscytowana opowiadała o cudach południowoherdońskich portów i dzikusach z wysp równikowych, narkotykach zwierzęcych i egzotycznych morfezoonach. W przerwie między daniami przyniesiono ryterowi zweryfikowany manifest „Filipa” i Kristoff na nowo jął obliczać spodziewane zyski.

— Na północy również, w tych puszczach przeogromnych — mówiła tymczasem Heinemerle — one się ciągną od Okeanosu do Okeanosu, a w każdym razie do Megorosów, do szóstego liścia, a Anaxegiros nie wrósł tam jeszcze na tyle głęboko, by wyprzeć kratistosów dzikich, na samej północy czy na przykład w Herdon-Aragonii, kiedy czekaliśmy na towar, rozmawiałam z osiedleńcami, mity czy prawda, trudno powiedzieć, może już się roztapiają w koronie Anaxegirosa, te miasta żywego kamienia, rzeki światła, ryby kryształowe, tysiącletnie węże mądrzejsze od ludzi, i kwiaty miłości i nienawiści, drzewa, z których rodzą się daimony lasu — powiedz, Ihmet, przecież widziałeś na własne oczy.

— Nie potrafię opowiadać.

— Na statku, jak wpadłeś w melancholijny nastrój, potrafiłeś snuć długie gawędy…

— Bo to były cudze opowieści — uśmiechnął się Zajdar pod wąsem.

— Nie rozumiem — zirytowała się Trept. — To znaczy co? że kłamstwa? Kłamstwa to potrafisz?

— Nie w tym rzecz — odezwał się cicho pan Berbelek, łamiąc sobie chleb. — Ale historie powtarzane za kimś mogą być nieprawdziwe, i to nas wyzwala. Natomiast mówiąc o własnych doświadczeniach

— Co? — weszła mu w słowo. — Co ty właściwie usiłujesz powiedzieć? Że szczerym można być tylko w kłamstwie? Takie zenonówki dobre są dla dzieci.

Pan Berbelek wzruszył ramionami.

— Ja lubię dzielić się opowieściami — mruknęła Heinemerle. — Jaki sens zwiedzać świat, jeśli nikomu nie przekażesz, co widziałeś?

Przed deserem Njute podpisał listy bankowe z osobistymi premiami, niezależnymi od gwarantowanych umową czterech procent zysku dla kapitana i dwóch dla pilota. Trept podziękowała wylewnie, Zajdar nawet nie spojrzał na swój list.

Hieronim dotknął jego ramienia.

— Spokojna starość?

Ihmet wykonał gest chroniący przed AlUzza.

— Oby nie. Ale tak, masz rację, esthlos — zaczynam już liczyć czas tracony. Tygodnie na morzu… krople krwi w klepsydrze życia, czuję każdą z nich, spadają jak kamienie, dreszcz po człowieku przechodzi.

— Żal?

Pers spojrzał na Hieronima w zamyśleniu.

— Chyba nie. Nie.

— I co teraz? — rodzina?

— Dawno o mnie zapomnieli.

— Więc?

Zajdar wskazał oczyma Trept, przekomarzającą się z Kristoffem.

— Pożerać świat, jak ona. Jeszcze trochę, jeszcze trochę. Pan Berbelek smakował mdląco słodki syrop.

— Mmm. Póki ma się apetyt, tak? Pers nachylił się ku Hieronimowi.

— To jest zaraźliwe, esthlos.

— Myślę, że

— Można się zarazić, naprawdę. Weź sobie młodą kochankę. Spłodź syna. Przeprowadź się w koronę innego kratistosa. Na ziemie południowe. Więcej słońca, więcej jasnego nieba. W morfę młodości.

Pan Berbelek zaśmiał się gardłowo.

— Pracuję nad tym! — Nabrał sobie pasty orzechowej; Zajdar podziękował gestem. — Co do jasnego nieba… Villa pod Kartageną. Val du Ploi, piękna okolica, bardzo gładki keros. Byłbyś zainteresowany?

— Mam już trochę ziemi w Langwedocji. Ale co ja właśnie mówiłem? Nie zamierzam jeszcze grzać kości w ogródku.

— Mhm, nie pracuje, nie odpoczywa — Hieronim wydął policzek — to co właściwie będzie robić?

Ihmet wytarł dłonie w podaną przez Skellowego doulosa chustę. Otworzył list bankowy, zerknął na sumę, sapnął przez nos.

— Praktykować szczęście.

Γ

Ojcorództwo

Ledwo przekroczył próg domu i ujrzał konspiracyjnie uśmiechniętego Porte, pan Berbelek stracił resztkę nadziei na spokojny wieczór i powrót do sennej bezczynności.

— Co znowu? — mruknął, marszcząc brwi.

— Są na górze, przydzieliłem im pokoje gościnne. — Złapawszy rzucony mu płaszcz, Porte wskazał kciukiem piętro.

— Na Szeol, komu?

Stary wyszczerzył się krzywo, po czym z przesadnym ukłonem podał panu Berbelekowi list.

Bresla,

Mój drogi Hieronimie!

Są także twoimi dziećmi, choć może ty nie jesteś już ich ojcem. Czy pamiętasz własne dzieciństwo? Liczę, że tak.

Nie poznają cię, bądź delikatny. Abel zostawił tu wszystkich przyjaciół, jakich kiedykolwiek miał, wielką część marzeń, Alitea tej zimy zmieniła Formę, minie kilka lat, zanim sięgnie entelechii, już nie dziecko, jeszcze nie kobieta; bądź delikatny.

Czy powinnam cię przepraszać? Przepraszam. Nie chciałam, nie chcę zrzucać tego na ciebie, byłeś ostatni na mojej liście. Ostatecznie wybierałam pomiędzy tobą a wujem Blote. Czy wybrałam źle?

Czy powinnam składać ci przysiąg, prawdomówności? Znałeś mnie; teraz trzymasz w ręku jedynie papier. Dobrze wiem, jaka prawda zapadnie w keros, niemniej napiszę to: oskarżenia, jakie usłyszysz, są fałszywe. Nie uczestniczyłam w spisku, nie wykradłam testamentu urgrabiego, nie byłam świadoma jego choroby.