Выбрать главу

Oczywiście nie oczekiwałam, że mnie poczęstuje, ale czasem zastanawiałam się, czy myśli, że na to liczę. Słuchanie, jak je słodycze, było jedną z niewielu moich rozrywek – robił to zawsze bardzo ostentacyjnie, być może chcąc mi dokuczyć, tak jak tamtej nocy, gdy chwalił się poduszką.

Pewnego razu otworzył powoli paczkę cheetosów – jak zwykle na pokaz – i po grocie roztoczył się mocny zapach sztucznego sera… apetyczny, kuszący. Potem Jared długo jadł jedną chrupkę, donośnie chrupiąc.

Zaburczało mi głośno w brzuchu i zaśmiałam się sama z siebie. Dawno się nie śmiałam. Próbowałam sobie przypomnieć ostatni raz, ale nie potrafiłam, do głowy przychodził mi tylko dziwaczny atak histerii na pustyni, lecz to się nie liczyło. Nawet zanim się tu znalazłam, nie miałam zbyt wielu powodów do wesołości.

Ale z jakiegoś powodu burczenie brzucha na dźwięk serowej chrupki bardzo mnie rozbawiło. Zaśmiałam się ponownie. To chyba znak, że wariuję, pomyślałam od razu.

Nie wiedzieć czemu, Jared poczuł się tym urażony – wstał i zniknął. Po jakimś czasie znowu usłyszałam, jak je cheetosy, ale tym razem gdzieś dalej. Wyjrzałam przez otwór i zobaczyłam, że siedzi w mroku na końcu korytarza, zwrócony do mnie tyłem. Schowałam głowę z powrotem do groty, obawiając się, że spojrzy przez ramię i mnie zobaczy. Odtąd spędzał tam większość czasu. Dopiero wieczorem wracał, by położyć się przed wejściem do celi.

Dwa razy dziennie – a raczej dwa razy każdej nocy, kiedy wszyscy spali – prowadził mnie do pieczary z rzekami. Pomimo strachu czekałam na ten moment z utęsknieniem, gdyż tylko wtedy mogłam wyjść z ciasnej i niewygodnej groty. Za każdym razem wracałam do niej z jeszcze większą niechęcią.

W ciągu tego tygodnia trzy razy mieliśmy gości, zawsze w nocy.

Za pierwszym razem był to Kyle.

Obudził mnie wtedy Jared, zrywając się głośno na nogi.

– Wynoś się stąd – warknął, trzymając broń w pogotowiu.

– Wpadłem tylko zajrzeć – odparł Kyle. Jego głos dochodził z daleka, ale brzmiał na tyle głośno, że nie można go było pomylić z głosem brata. – Może któregoś dnia cię tu nie będzie. Może któregoś dnia będziesz spał twardo.

Jared nic nie odpowiedział, tylko postraszył go bronią. Kyle roześmiał się i odszedł.

Za drugim i trzecim razem nie wiedziałam, kto przyszedł. Może znowu Kyle, może Ian, a może ktoś, kogo nie znałam z imienia. W każdym razie jeszcze dwukrotnie zbudził mnie odgłos Jareda zrywającego się na nogi ze strzelbą w ręku. Nie padły jednak żadne słowa. Ktokolwiek tym razem „wpadł zajrzeć”, nie miał ochoty na rozmowę. Kiedy już sobie poszedł, Jared od razu kładł się spać. Ja musiałam najpierw ochłonąć.

Za czwartym razem było całkiem inaczej.

Nie zdążyłam jeszcze porządnie zasnąć, gdy nagle Jared obudził się i zerwał błyskawicznie na kolana. Sekundę później stał już ze strzelbą w dłoniach i przekleństwem na ustach.

– Spokojnie – zaszemrał ktoś w oddali. – Przychodzę w pokojowych zamiarach.

– Gadaj zdrów – odwarknął Jared.

– Chcę tylko porozmawiać. – Głos się zbliżył. – Siedzisz tu cały czas, omijają cię ważne dyskusje… Brakuje nam twojego zdania.

– O tak, nie wątpię – odparł Jared sarkastycznym tonem.

– Daj spokój, odłóż broń. Gdybym chciał cię napaść, przyprowadziłbym ze sobą czterech.

Nastała krótka cisza. Po chwili Jared odezwał się z nutą czarnego humoru w głosie.

– Jak się miewa twój brat? – zapytał. Odniosłam wrażenie, że sprawiło mu to przyjemność. Usiadł, oparłszy się o ścianę kilka kroków od groty, nieco już odprężony, ale wciąż ze strzelbą w ręku.

– Ciągle jest wściekły o ten nos – odparł Ian. – No, ale nie pierwszy raz mu go złamano. Powiem mu, że jest ci przykro.

– Nie jest.

– Wiem. Jeszcze nikt nigdy nie żałował, że mu przyłożył. Zaśmiali się obaj. Uderzyła mnie atmosfera zażyłości – zdawała się zupełnie nie na miejscu, zważywszy na to, że jeden nadal mierzył w drugiego z broni. Z drugiej strony, więzi wykute w tym ponurym miejscu musiały być niezwykle mocne. Silniejsze niż krew.

Jan usiadł na macie obok Jareda. Widziałam teraz zarys jego twarzy, czarny profil na tle niebieskiego światła. Nos miał idealny – prosty, dostojny, taki jaki widywałam na zdjęciach słynnych rzeźb. Czy to znaczyło, że budzi u ludzi inne uczucia niż brat, skoro do tej pory nigdy mu go nie złamano? Czy że po prostu lepiej unika ciosów?

– To po co tu przyszedłeś? Bo chyba nie po przeprosiny dla Kyle’a.

– Jeb nic ci nie powiedział?

– Nie wiem, o czym mówisz.

– Przestali szukać. Nawet Łowcy.

Jared nic nie odpowiedział, ale wyczułam napięcie w powietrzu.

– Przyglądaliśmy im się uważnie. Nie wyglądali na bardzo zaniepokojonych. Przeszukiwali tylko okolicę, w której porzuciliśmy samochód, a przez ostatnie kilka dni widać było, że szukają już tylko trupa. Dwa dni temu uśmiechnęło się do nas szczęście: grupa poszukiwawcza zostawiła na wierzchu trochę niesprzątniętych śmieci i w nocy przyszły kojoty. Jeden z p a s o ż y t ó w właśnie wracał sam do obozu i je wystraszył. Rzuciły się na niego i ciągnęły go po ziemi przez ładne sto metrów, zanim pozostali usłyszeli wołanie i przybiegli mu na ratunek. Mieli oczywiście broń i łatwo przepędzili kojoty, a poszukiwaczowi nic poważnego się nie stało, ale po tym zdarzeniu chyba nie mają już wątpliwości, co się zdarzyło temu tutaj.

Zastanawiało mnie, jakim sposobem udało im się tak dobrze szpiegować szukających mnie Łowców. Poczułam się nieswojo. Nie podobał mi się obrazek, który miałam w głowie: niewidoczni ludzie obserwujący z ukrycia znienawidzone dusze. Na samą myśl dostawałam gęsiej skórki na karku.

– No i w końcu spakowali się i odjechali. Łowcy zaprzestali poszukiwań, a ochotnicy wrócili do domów. Nikt go już nie szuka. – Zwrócił twarz w moją stronę, a ja schyliłam głowę w nadziei, że w grocie jest zbyt ciemno, by mógł mnie zobaczyć; że jestem co najwyżej czarnym kształtem, tak jak jego twarz. – Podejrzewam, że uznali go za zmarłego, o ile w ogóle jeszcze się zajmują takimi formalnościami. Jeb teraz chodzi i powtarza wszystkim „a nie mówiłem?”.

Jared wymamrotał coś niezrozumiałego, usłyszałam tylko imię Jeba. Potem odetchnął głośno i powiedział:

– No dobra. To chyba zamyka sprawę.

– Na to wygląda. – Ian zawahał się przez chwilę, po czym dodał: – Chociaż… to znaczy, nie zrozum źle, to pewnie nic takiego.

Jared znowu spochmurniał. Nie podobało mu się, że Ian bawi się w cenzora.

– Dawaj.

– Nikt się tym zbytnio nie przejmuje oprócz Kyle’a, a sam wiesz, jaki on jest.

Jared mruknął twierdząco.

– Ty masz chyba w takich sprawach najlepsze wyczucie, więc chciałem cię zapytać o zdanie. Po to tu jestem, ryzykując życie, bo w końcu to strefa zakazana – powiedział Ian z udawaną powagą, po czym odezwał się już całkiem serio: – Widzisz, jest jeszcze jeden… Ma ciało kobiety. To Łowca, bez dwóch zdań. Nosi przy sobie glocka.

Zrozumienie tego słowa zajęło mi chwilę. Melanie je kojarzyła, ale słabo. Kiedy już pojęłam, że chodzi o rodzaj pistoletu, zrobiło mi się niedobrze – powiedział to takim tęsknym, zazdrosnym głosem!

– Kyle pierwszy zauważył, że ten jeden jest jakiś inny. Pozostali Łowcy nie zwracali na niego większej uwagi – na pewno nie brał udziału w podejmowaniu decyzji. To znaczy, miał ciągle coś do powiedzenia, ale raczej nikt go nie słuchał. Szkoda, że nie wiemy, co mówił…