Выбрать главу

– Nie u s u n ę l i b y cię?

– Nie, bo jestem duszą. U nas nie ma kary śmierci. W ogóle nie ma kar. Cokolwiek by zrobili, kierowaliby się moim dobrem. Kiedyś wierzyłam, że nie istnieje żaden powód, by miało być inaczej, ale zdaje się, że mój przypadek temu przeczy. Chyba jednak należałoby mnie usunąć. W końcu jestem zdrajczynią, nieprawdaż?

Ian zacisnął usta.

– Prędzej… emigrantką. Nie zdradziłaś ich, tylko wyemigrowałaś.

Ponownie zamilkliśmy. Chciałam wierzyć w prawdziwość jego słów.

Zastanawiałam się nad wyrazem „emigrantka“, próbując przekonać siebie, że rzeczywiście nie zasługuję na gorszy epitet.

Ian westchnął głośno, aż drgnęłam.

– Jak Doktor wytrzeźwieje, obejrzy ci twarz. – Wyciągnął dłoń i dotknął mojego podbródka. Tym razem nie odskoczyłam. Obrócił moją głowę w bok, by przyjrzeć się ranie.

– To nic pilnego. Na pewno wygląda gorzej, niż jest naprawdę.

– Mam nadzieję, bo wygląda okropnie. – Westchnął i przeciągnął się. – No, chyba daliśmy Kyle’owi dość czasu, żeby się umył i poszedł spać. Pomóc ci z naczyniami?

Ian nie pozwolił mi zmywać w strumyku, gdzie robiłam to do tej pory. Nalegał, żebyśmy zabrali je do łaźni, gdzie nikt mnie nie zobaczy. Szorowałam naczynia w płytkiej wodzie, podczas gdy on obmywał się z zagadkowego brudu. Później pomógł mi dokończyć zmywanie.

Kiedy skończyliśmy, odprowadził mnie z powrotem do kuchni, gdzie ludzie zbierali się już powoli na lunch. Serwowano kolejne świeże produkty, kromki miękkiego białego chleba, plasterki ostrego sera cheddar, krążki soczystej różowej mortadeli. Zajadano się tym wszystkim bez opamiętania, lecz wciąż wyczuwałam ogólną posępność, która objawiała się choćby spuszczonymi głowami i brakiem uśmiechów.

Jamie czekał na mnie przy tym samym blacie co zwykle. Przed sobą miał stertę nietkniętych kanapek, lecz siedział z założonymi rękoma. Ian spojrzał na niego z zaciekawieniem, ale nic nie powiedział, tylko poszedł wziąć sobie jedzenie.

Usiadłam naprzeciw Jamiego, przewróciłam oczami i ugryzłam kęs. Gdy tylko zobaczył, że nie udaję, sam zabrał się do jedzenia. Wkrótce zjawił się Ian i jedliśmy w milczeniu we troje. Wszystko było tak smaczne, że nikomu nie chciało się otwierać ust.

Nasyciłam się dwoma kanapkami, ale Jamie i Ian jedli dalej, dopóki nie zaczęli pojękiwać. Ian wyglądał, jakby miał się zaraz przewrócić. Oczy same mu się zamykały.

– No, młody, wracaj na lekcje.

Jamie zmierzył go wzrokiem.

– Może powinienem cię zmienić…

– Idź na lekcje – ucięłam szybko. Z dala ode mnie był bezpieczniejszy.

– Zobaczymy się później, tak? Nie martw się o… o nic.

– Jasne. – Krótkie kłamstwo zabrzmiało w moich ustach całkiem naturalnie. A może po prostu znowu zebrało mi się na sarkazm.

Kiedy Jamie już sobie poszedł, zwróciłam się do sennego Iana.

– Idź odpocząć. Poradzę sobie – schowam się w jakimś bezpiecznymi miejscu. Na przykład w kukurydzy.

– Gdzie wczoraj spałaś? – zapytał.

Oczy miał na wpół zamknięte, ale zaskakująco czujne.

– Dlaczego pytasz?

– Mogę tam teraz z tobą pójść i się położyć.

Rozmawialiśmy ściszonymi głosami, niemalże szeptem. Nikt nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.

– Nie możesz mnie pilnować bez przerwy.

– Założymy się?

Wzruszyłam ramionami w geście kapitulacji.

– Byłam z powrotem w… celi. Tam, gdzie mieszkałam na samym początku.

Ian zmarszczył brwi – nie spodobało mu się to – ale wstaliśmy i ruszyliśmy do przechowalni. W jaskini z ogrodem znowu roiło się od ludzi, lecz wszyscy mieli zmartwione twarze i spuszczony wzrok.

Gdy znaleźliśmy się sami w ciemnym korytarzu, ponownie spróbowałam przemówić mu do rozsądku.

– Ian, jaki to ma sens? Nie rozumiesz, że im dłużej żyję, tym gorzej Jamie to zniesie? Sam powiedz, czy nie będzie dla niego lepiej, jeśli…

– Nie myśl w ten sposób, Wando. Wcale nie musisz zginąć. Nie jesteśmy zwierzętami.

– Nie uważam cię za zwierzę – odrzekłam cicho.

– Dzięki. Ale to nie miało zabrzmieć jak wyrzut. Gdybyś uważała mnie za zwierzę, nie miałbym do ciebie o to żalu.

Musieliśmy nagle przerwać rozmowę, gdyż oboje zobaczyliśmy w dali bladoniebieską poświatę.

– Cii – szepnął Ian. – Poczekaj tu.

Nacisnął mi lekko ramię, dając do zrozumienia, bym nie ruszała się z miejsca. Potem ruszył śmiało przed siebie. Po chwili zniknął za zakrętem.

– Jared? – usłyszałam, jak udaje zaskoczonego. Poczułam ciężar na sercu, bardziej ból niż strach.

– Wiem, że jest z tobą – odezwał się Jared podniesionym głosem, który musiało być słychać w całym tunelu. – Wyłaź, gdziekolwiek się chowasz! – zawołał surowym, szyderczym głosem.

Rozdział 29

Zdrada

Może trzeba było uciekać. Lecz tym razem nikt mnie nie trzymał, a słowa Jareda, choć lodowate i pełne złości, były skierowane do mnie. Melanie wyrywała się do przodu jeszcze bardziej ochoczo niż ja. Minęłam powoli zakręt i zatrzymałam się w niebieskim świetle.

Ian stał zaledwie parę kroków przede mną, przyczajony, gotowy w każdej chwili odeprzeć atak.

Lecz Jared siedział na ziemi na jednej z mat, które zostawiliśmy tutaj z Jamiem. Wydawał się równie zmęczony jak Ian, ale też miał tak samo czujne spojrzenie.

– Spokojnie – zwrócił się do Iana. – Chcę z nim tylko porozmawiać. Obiecałem młodemu i chcę dotrzymać słowa.

– Gdzie Kyle? – zapytał Ian.

– Chrapie. Obawiam się, że wasz pokój może się zawalić.

Ian ani drgnął.

– Nie kłamię, Ian. Nie chcę zabić pasożyta. Jeb ma racje. Nieważne, jak bardzo to wszystko jest zagmatwane. Jamie ma tyle samo do powiedzenia co ja, a skoro dał się całkiem omotać, to chyba szybko zdania nie zmieni.

– Nikt nikogo nie omotał – warknął łan.

Jared machnął dłonią, ucinając dyskusję.

– Mniejsza z tym, chcę tylko powiedzieć, że nic mu nie grozi. – Po raz pierwszy spojrzał w moją stronę. Patrzył, jak stoję wciśnięta w ścianę, obserwował moje roztrzęsione dłonie. – Nie zrobię ci więcej krzywdy – powiedział.

Zrobiłam mały krok do przodu.

– Nie musisz z nim rozmawiać, jeśli nie chcesz, Wando – rzucił Ian. – To nie żaden obowiązek, nikt cię do tego nie zmusza. Masz wolny wybór.

Jared ściągnął brwi ze zdziwienia.

– Nie – odszepnęłam. – Porozmawiam z nim. – Zrobiłam kolejny kroczek. Jared uniósł dłoń i dwukrotnie skinął zapraszająco palcami.

Szłam wolno, co chwila przystając. Wreszcie zatrzymałam się metr od niego. Ian postępował w ślad za mną, tuż obok.

– Chciałbym porozmawiać z nim sam, jeśli nie masz nic przeciwko – zwrócił się do niego Jared.

– Oczywiście, że mam – odparł Ian, nie ruszając się z miejsca.

– Nie, Ian, nie trzeba. Idź się przespać. Dam sobie radę. – Trąciłam go lekko w ramię.

Ian spojrzał na mnie z niepewną miną.

– Nie próbujesz mnie czasem oszukać? Poświęcić się dla małego?

– Nie. Jared nie okłamałby Jamiego.

Jared skrzywił się na dźwięk swojego imienia, które na dodatek wypowiedziałam stanowczo.

– Proszę cię, Ian – ciągnęłam. – Chcę z nim porozmawiać.

Ian przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, potem popatrzył krzywo na Jareda.

– To nie jest żaden on, tylko Wanda. Nie wolno ci jej tknąć. Spróbuj zrobić jej krzywdę, a połamię ci gnaty.

Skrzywiłam się.

Ian odwrócił się gwałtownie i rozpłynął w mrokach tunelu.

Przez chwilę oboje milczeliśmy, zapatrzeni w ciemności. Pierwsza zerknęłam na niego, gdy wciąż jeszcze spoglądał za Ianem. Kiedy wreszcie popatrzył na mnie, spuściłam wzrok.