Выбрать главу

Dopiero gdy wcisnęłam się najgłębiej, jak potrafiłam, i przestałam hałasować, usłyszałam własny szloch i poczułam wstyd.

Wstyd i upokorzenie. Byłam zatrwożona przemocą, do której dopuściłam, świadomie czy nie, ale nie dlatego płakałam. Płakałam, ponieważ Jared poddał mnie jedynie próbie, podczas gdy ja – głupia, uczuciowa istota! – chciałam, żeby to była prawdziwa namiętność.

Melanie wiła się w bólu, ale każda z nas miała własny powód do rozpaczy. Ja cierpiałam, bo pocałunek nie był prawdziwy, a ona dlatego, że wydał jej się aż nazbyt prawdziwy. Wiele w życiu wycierpiała, ale dotychczas nikt jej nie zdradził. Kiedy ojciec nasłał Łowców na nią i brata, nie był już sobą. Była to tragedia, ale nie zdrada. Ojciec nie żył. Co innego Jared.

Nikt cię nie zdradził, głupia, ofuknęłam ją. Chciałam, żeby się uspokoiła. Nie mogłam znieść podwójnego ciężaru bólu. Wystarczał mi własny.

Jak on mógł? Jak mógł? – zawodziła, nie zwracając na mnie uwagi.

Obie zanosiłyśmy się niekontrolowanym szlochem.

Ze skraju histerii wyrwało nas jedno krótkie słowo.

Cichy głos Jareda łamał się i miał w sobie coś dziecięcego.

– Mel?

Rozdział 30

Choroba

– Mel? – powtórzył. W jego głosie dało się słyszeć nadzieję, przed którą wcześniej tak bardzo się bronił.

Targnął mną kolejny szloch.

– Mel, wiesz, że to było dla ciebie. Dobrze o tym wiesz. Nie dla ni… niego. Wiesz, że to ciebie pocałowałem.

Załkałam ponownie, tym razem głośniej. Dlaczego nie potrafiłam się uciszyć? Spróbowałam wstrzymać oddech.

– Mel, jeżeli tam jesteś… – Urwał. Melanie zabolało to „jeżeli”. Znowu wybuchłam szlochem, łapiąc dech.

– Kocham cię – powiedział Jared. – Nawet jeśli cię tam nie ma, jeśli mnie nie słyszysz. Kocham cię.

Ponownie wstrzymałam oddech, zagryzając wargę do krwi. Ale ból fizyczny rozpraszał mniej, niżbym chciała.

Na zewnątrz zrobiło się cicho. Po chwili i ja ucichłam. Nasłuchiwałam, nie skupiając się na niczym innym – nie miałam ochoty myśleć. Nie dochodziły mnie jednak żadne odgłosy.

Leżałam nieprawdopodobnie powyginana. Najniżej miałam głowę, prawy policzek przywierał do skalnej podłogi. W przekrzywione plecy wrzynała mi się krawędź zgniecionego kartonu, tak że prawy bark miałam wyżej od lewego. Biodra wyginały się w drugą stronę, lewym dotykałam sufitu. Zmagania z pudłami zostawiły ślady na moim ciele – czułam, jak robią mi się siniaki. Wiedziałam, że będę musiała jakoś przekonać Iana i Jamiego, że nabiłam je sobie sama, ale jak? Co im powiem? Że Jared pocałował mnie na próbę, tak jak poraża się prądem szczura, żeby sprawdzić, jak zareaguje?

Zastanawiałam się też, jak długo wytrwam w tej pozycji. Nie chciałam robić hałasu, ale czułam się, jakby za chwilę miał mi pęknąć kręgosłup. Ból z każdą sekundą doskwierał coraz bardziej. Wiedziałam, że nie wytrzymam zbyt długo w milczeniu. Już teraz rodził mi się w gardle jęk.

Melanie nie miała mi nic do powiedzenia. Była skupiona na sobie, ogarnięta gniewem i ulgą. Jared nareszcie do niej przemówił, w końcu uwierzył w to, że żyje. Wyznał jej miłość. Ale to mnie pocałował. Próbowała przekonać sama siebie, że nie ma powodu, by czuć się skrzywdzona, że to wcale nie było tak, jak wyglądało. Próbowała, lecz z marnym rezultatem. Słyszałam jej myśli, ale były skierowane do wewnątrz. Nie rozmawiała ze mną – była jak obrażone dziecko. Rozmyślnie mnie ignorowała.

Byłam na nią zła, lecz całkiem inaczej niż do tej pory. Nie tak jak na samym początku, kiedy się bałam i chciałam od niej uwolnić. Nie, teraz czułam się przez nią w jakimś sensie zdradzona. Jak mogła mieć do mnie żal o to, co się stało? Niby dlaczego? Jak mogła obwiniać mnie za to, że najpierw zakochałam się we wspomnieniach, które sama mi podsuwała, a potem straciłam panowanie nad tym dzikim ciałem? Martwiłam się o nią, tymczasem mój ból nic dla niej nie znaczył. Mało tego – cieszył ją. Ot, ludzka złośliwość.

Po policzkach znów ciekły mi łzy, choć tym razem dużo mniej gwałtowne. Czułam, jak kipi w niej wrogość.

Ból w poobijanych, wykręconych plecach stał się nagle nie do zniesienia. Czara goryczy się przelała.

– Uch – jęknęłam, odpychając się od skały i pudła.

Nie obchodziło mnie już, że zwrócę na siebie uwagę, chciałam się tylko wydostać. Przyrzekłam sobie, że nigdy więcej nie przekroczę progu tej parszywej klitki – prędzej umrę. Dosłownie.

Wygrzebać się stamtąd było trudniej niż wejść. Wiłam się i kotłowałam, ale czułam, że tylko pogarszam sprawę, zginając się w kształt koślawego precla. Zaczęłam znowu płakać jak wystraszone dziecko. Bałam się, że nigdy się stąd nie uwolnię.

Melanie westchnęła. Zaczep stopę o krawędź i pomóż nią sobie, podpowiedziała.

Zignorowałam ją, starając się przecisnąć tułów obok skalnego rogu, który wciskał mi się tuż pod żebra.

Nie dąsaj się, burknęła.

Proszę, proszę, kto to mówi.

Zawahała się, po czym zmiękła. No dobra. Przepraszam. Słuchaj, jestem człowiekiem. Zdarza mi się nie myśleć obiektywnie. Nas czasem zwodzą emocje, nie zawsze postępujemy słusznie. Nadal żywiła urazę, ale starała się wybaczyć i zapomnieć o tym, że przed chwilą całowałam się z jej ukochanym – a tak to odebrała.

Zaczepiłam stopę o krawędź otworu i pociągnęłam. Dotknęłam kolanem podłogi i wsparłam się na nim, unosząc żebra. Teraz łatwiej było mi wystawić na zewnątrz drugą stopę. W końcu udało mi się sprowadzić ręce na podłogę i wyczołgałam się tyłem. Wylądowałam na ciemnozielonej macie. Leżałam na niej chwilę twarzą do ziemi, oddychając. Byłam przekonana, że Jared dawno już sobie poszedł, ale zamiast upewnić się natychmiast, tylko wdychałam i wydychałam powietrze, dopóki nie poczułam, że mogę już podnieść głowę.

Byłam sama. Poczułam jednocześnie smutek i ulgę, ale starałam się skupić na tym drugim. Lepiej, że byłam sama. Nie musiałam się wstydzić.

Skuliłam się na macie, przyciskając twarz do zatęchłego materiału. Nie chciało mi się spać, ale byłam zmęczona. Czułam się odrzucona przez Jareda i było mi z tym bardzo ciężko. Zamknęłam oczy, próbując pomyśleć o czymś przyjemniejszym. O czymkolwiek, byle nie o twarzy Jareda w tamtej chwili, gdy ode mnie odskoczył…

Ciekawe, gdzie był teraz Jamie? Czy wiedział, że tu jestem, czy mnie szukał? Ian pewnie dawno już spał, wyglądał na wykończonego. A Kyle? Czy niedługo wstanie? Czy będzie mnie szukał? Gdzie był Jeb? Nie widziałam go cały dzień. Czy Doktor naprawdę upił się do nieprzytomności? Nigdy bym go o to nie podejrzewała…

Ocknęłam się powoli, zbudzona burczeniem brzucha. Przez kolejnych parę minut leżałam w ciszy, próbując rozeznać się w czasie. Był dzień czy noc? Jak długo tu spałam?

Nie mogłam jednak dłużej lekceważyć pustego żołądka, więc podniosłam się na kolana. Musiałam długo spać, skoro byłam tak głodna, jakbym ominęła co najmniej jeden posiłek.

Przeszło mi przez myśl, by zjeść coś ze zgromadzonych w grocie zapasów – w końcu i tak prawie wszystko uszkodziłam, może nawet coś zniszczyłam. Ale to tylko wzmogło wyrzuty sumienia. Postanowiłam, że pójdę do kuchni i zjem parę suchych bułek.