Выбрать главу

– No nareszcie! – powiedziała z pretensją pani Irena i ze zdziwieniem spojrzała na mokre ślady w przedpokoju.

Drzwi do naszego pokoju rozwarły się z cichym trzaskiem i stanął w nich nie kto inny, nie jakiś przypadkowy przechodzień, nie pomyłka meldunkowa, nie złodziej – tylko ukochany synek mojego Niebieskiego, metr dziewięćdziesiąt trzy wzrostu, Szymon, a zza jego pleców wyjrzała ciemna główka mojej jedynej pociechy, jedynego ukochanego dziecka, nazwanego Tosią, prawie osiemnaście lat temu.

Co wy robicie tak późno? – powiedziała Tosia. – Nie mogłam wytrzymać z babcią, więc dojechałam do was, tak jak chcieliście. I Szymon też! Cieszycie się?

Cześć tato – powiedział Szymon. – Nie mogliśmy się do was dodzwonić i…

Adam niepewnie spojrzał na mnie. Ucałowałam jedno i drugie i potknęłam się o rozłożoną na podłodze karimatę. W głębi pod oknem wstawione było łóżko polowe. Spojrzałam na Adama. Wzruszył ramionami, zrobił marsową minę, a potem zaczął się tak śmiać, że i mnie ogarnęła głupawka. Oparłam się o drzwi i dopadł mnie niekontrolowany atak śmiechu. Co spojrzałam na Adama, który zwinięty na krześle ryczał jak zarzynany prosiak, to łapała mnie czkawka.

Szymon spojrzał na Tosię, a Tosia popatrzyła na Szymona.

– Chyba się cieszą – powiedziała niepewnie.

Następne pięć dni spędziliśmy bardzo rodzinnie. I było bardzo, ale to bardzo miło, tylko czasem, jak dzieci nie widziały, obiecywaliśmy sobie, że jak wrócimy do domu, i nareszcie będziemy sami, to…

Kto i po co?

Uzgodniliśmy, że weźmiemy ślub, jak Adam wróci. Pół roku to nie wieczność, a czekanie to sama przyjemność. Stęsknimy się za sobą, będziemy pisać długie listy i dzwonić, i e – mailować, ja schudnę i odmłodnieję, Tosia będzie się spokojnie uczyć. Ciekawe swoją drogą, dlaczego wybrała historię, skoro ma z niej troję i była zdziwiona, kiedy Szymon ją zapytał, czy może wymienić wszystkie dynastie polskie.

– My przecież nie mamy żadnych dynastii – powiedziała, a ja prawie zemdlałam. – Myśmy mieli tylko królów!

Wszystko to działo się w niedzielę na rodzinnym obiedzie, na który przyjechał nawet Szymon.

Moja Mama ścierpła na samą myśl, co to będzie z Tosią w maju, i obiecała, że się za nią weźmie, przecież to dziecko nic nie kojarzy i jak ja sobie poradzę bez mężczyzny. Mój Ojciec wyraził nadzieję, że Adam będzie ostrożny w samolotach oraz już w Ameryce, po czym na stronie powiedział mi, że hmm, mężczyźni są różni i gdyby był na moim miejscu, to pochopnie by nic nie obiecywał i jak ja sobie dam radę.

Wszystkie te światłe uwagi padły przy stole, w ogrodzie, bo dzień był jeszcze ciepły. Mój Ojciec karmił Borysa pod stołem i udawał, że to nie on, Tosia bez przerwy mówiła, że nie wolno karmić psa przy jedzeniu, j Mój Ojciec podkreślał, że kiedy go zabraknie, to pożałujemy, że pies nie był karmiony nawet pod stołem, a poza tym on go wcale nie karmi, i Borys tak ładnie prosi, Moja Mama mówiła, że w tym domu powinny być jakieś zasady, które okażą się niezłomne, ja powiedziałam swojej Mamie, że zasady są, tylko nikt ich nie przestrzega, ale nie chcę o tym dyskutować przy jedzeniu, Mój Ojciec się obraził na Moją Mamę, Moja Mama wyjaśniła, że chodzi o to, żeby dzieci nie zwracały uwagi dorosłym, Tosia mówiła, że nie wychowuje się dorosłych dzieci, czyli mnie, ja krzyknęłam na Tosię, żeby nie zwracała uwagi babci, Mój Ojciec powiedział, że ma wrzody i nie może się denerwować przy jedzeniu, Tosia powiedziała, że dlaczego, jeśli ma wrzody, je schabowe z serem żółtym zapiekanym, skoro to nie jest dietetyczne jedzenie, Szymon powiedział, że byłoby lepiej dla Tosi mniej orientować się w dietach, a bardziej w przyczynach zrywów narodowych, Tosia powiedziała, żeby jej nie psuć humoru maturą, bo ona ma jeszcze rok, a my już uprawiamy zbiorową histerię, Mój Ojciec powiedział, że gdyby był na jej miejscu, to by uczył się od pierwszej klasy, a nie tuż – tuż przed egzaminem, i niczego nie trzeba zostawiać na ostatnią chwilę, Moja Mama powiedziała, żeby nie atakował bezbronnego zestresowanego dziecka, a Szymon powiedział, że Tosia nie jest dzieckiem, Adam nic nie mówił, tylko chłonął życie rodzinne. Po dwóch godzinach byłam absolutnie wykończona. Wieczorem odprowadziliśmy ich na kolejkę, Mój Ojciec się upierał, żeby wziąć Borysa, żeby sobie trochę pobiegał, Moja Mama mówiła, żeby nie brać Borysa, bo są inne psy, i co to będzie, Tosia zamknęła się z Szymonem w swoim pokoju i powiedziała, że nie będzie nikogo odprowadzać, bo ją wykończyliśmy, a Adam nic nie mówił, tylko chłonął życie rodzinne.

Jeszcze na stopniach kolejki Moja Mama się wychyliła i powiedziała:

– Nie siedź w ogrodzie bez swetra, bo wieczory są już zimne, od świętej Hanki zimne wieczory i ranki, a już koniec sierpnia! Musisz zadbać o siebie!

A Ojciec znad jej ramienia krzyknął:

– I powiedz Tosi, żeby się nie denerwowała, tylko wzięła do roboty! I posłuchaj matki, zadbaj trochę o siebie, bo już nie jesteś pierwszej młodości!

Kiedy Moja Mama i Mój Ojciec zniknęli w drzwiach wagonu, a kolejka z cichutkim chrzęstem oddalała się od nas, rzucając coraz mniejsze czerwone błyski na tory, a Borys zniknął w krzakach, odetchnęłam z ulgą i powiedziałam do Adaśka usprawiedliwiająco:

– Przepraszam, no, są męczący, ale robią to z miłości przecież…

A Adam popatrzył na mnie, potem na tory i powiedział:

– Przepraszam? Puknij się w głowę, kobieto! Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, że masz jeszcze rodzinę. Dużo bym dał za to, żeby mnie moi postrofowali… – I skierował się ku krzewom, w których zniknął Borys.

Stałam i patrzyłam za nim, a potem ruszyłam wolno w stronę domu. Adam nie ma już ani matki, ani ojca. Nie będę miała żadnych teściów, żadnych uwag od teściów, żadnej teściowej, która mnie nie będzie lubić i mówić, że ręczniki i obrusy oraz pościel trzyma się na najwyższej półce, a koce na najniższej, żadnego wchodzenia w nową rodzinę. Jedyną jego rodziną jest Szymon, i na dodatek mój Niebieski jest jedynakiem. Prawdę powiedziawszy, myślałam o tym z ulgą, a teraz zrobiło mi się przykro. I prawdę powiedziawszy nie dość, że przykro, że jemu było przykro, to – wstyd – że mnie nie było tak przykro, jakby należało.

Dlaczego zamiast cieszyć się, że Mój Ojciec i Moja Mama przyjeżdżają do mnie i próbują mnie wychowywać, oddycham z ulgą, kiedy wyjeżdżają? Dlaczego opędzam się od pouczania i uwag, zamiast dziękować Bogu, że jeszcze ma kto te wszystkie uwagi wygłaszać? Dlaczego nie potrafię ich traktować z największą miłością i szacunkiem? I cieszyć się, że są i że mogę czasami być jeszcze dzieckiem? Czy ktoś mi rozum odebrał, czy co?

Przecież cała moja dorosłość nie jest w tych cholernych trzydziestu ośmiu z hakiem latach, tylko w sposobie przyjmowania tego wszystkiego, co oni mówią i robią. Jeśli uważam się za dziecko, to staję w jednym rządku z Tosią, ale jeśli jestem dorosła…

Cofam się spod furtki i wracam na stacyjkę, przechodzę przez tory, Adam idzie z Borysem przez łąkę, w stronę lasu. Życie naprawdę wcale nie jest proste. Albo właściwie wszystko jest takie proste, że aż boli. Adam mnie nie widzi, nie będę go wołać, skręcam w brzozowy las, samotny spacer mnie też dobrze zrobi. Chociaż właściwie powinnam wrócić po sweter, bo po zachodzie słońca już naprawdę robi się zimno… Od świętej Hanki…