Выбрать главу

Szybko wyszedł z parku. Nie, tym razem nie może ulec urokowi dawnej pasji. W przeciągu najbliższej godziny musi zatelefonować do Wielkiego Człowieka, przyjąć z wdzięcznością i pokorą niezwykłą szansę, jaką dali mu jego przyjaciele i krewni.

Przechodził właśnie przez ulicę, kiedy zauważył staroświecką limuzynę z herbem na drzwiczkach. Wielka dama, wdowa o słynnym nazwisku, czekała na niego, opuściwszy małe boczne okienko… Podszedł do niej i stał przed nią w słońcu, z odkrytą głową.

– Drogi chłopcze – wysoki głos miał w sobie wdzięk epoki sprzed pierwszej wojny światowej. – Zauważam ciebie i postanowiłam zatrzymać się, żeby ci powiedzieć, jak bardzo się cieszę. Wiem, że to jeszcze tajemnica, ale wczoraj wieczorem odwiedził mnie Dorroway i powiedział mi w zaufaniu. A więc wszystko załatwione. Twoja matka byłaby bardzo szczęśliwa.

Campion wydał oczekiwane pomruki zadowolenia, ale oczy jego były ponure, czego ona jako kobieta spostrzegawcza nie mogła nie zauważyć.

– Będziesz bardzo zadowolony, kiedy się już tam znajdziesz. – Te zdawkowe słowa przypomniały mu kłamstwa, jakie aplikowano mu przed pierwszym wyjazdem do szkoły. – To bardzo cywilizowane miejsce, a klimat dla dzieci wprost znakomity. A jak Armanda? Oczywiście poleci tam z tobą. Czy nadal rysuje te swoje aeroplany? Jakże uzdolnione są dzisiejsze dziewczęta.

.Campion zawahał się.

– Mam nadzieję, że pojedzie ze mną – rzekł wreszcie. – Ma dość odpowiedzialną pracę i obawiam się, że upłynie sporo czasu, zanim' wszystko załatwi.

– Doprawdy? – W oczach starej damy malowała się przebiegłość i dezaprobata. – Nie pozwól jej zbytnio zwlekać. Z punktu widzenia towarzyskiego jest rzeczą bardzo ważną, żeby żona gubernatora była z nim razem od samego początku.

Już myślał, że na tym się ich rozmowa skończy, kiedy przyszła jej do głowy jakaś nowa myśl.

– Jeszcze jedno, kiedyś sobie myślałam o tym twoim niezwykłym służącym – powiedziała – imieniem Tugg czy Lugg. O tym, który ma taki okropny głos. Nie możesz go ze sobą zabrać. Chyba sam to rozumiesz. Dorroway zupełnie o nim zapomniał, ale ja obiecałam wspomnieć ci o tym. Ten wierny poczciwiec mógłby wywołać wiele nieporozumień i narobić kłopotu. I nie bądź niemądry – jej niebieskawe wargi starannie wymawiały każde słowo. – Przez całe życie marnowałeś swoje uzdolnienia, pomagając nie zasługującym na to ludziom, którzy mieli jakieś kłopoty z policją. Teraz nareszcie masz sposobność objąć stanowisko, które nawet twój dziadek uważałby za stosowne. Bardzo jestem rada, że dożyłam tej chwili. Do widzenia, i przyjmij moje najserdeczniejsze gratulacje. Ale, ale, pamiętaj, żeby ubrania uszyć dzieciom w Londynie. Mówiono mi, że tam panuje dziwaczna moda. Chłopak mógłby czuć się skrępowany.

Imponujący samochód bezszelestnie odjechał. Campion szedł dalej powoli, czując się tak, jak gdyby niósł.wielki ceremonialny miecz. By} ciągle w tym samym nastroju przygnębienia, kiedy wysiadł z taksówki przed swoim domem na Bottie Street, ślepej uliczce, odchodzącej od Piccadilly w kierunku północnym.

Wąskie schody były tak dobrze znane i przyjazne jak stare ubranie, a kiedy przekręcił klucz w zamku, całe ciepło tego sanktuarium, v/ którym mieszkał od dnia opuszczenia Cambridge, wybiegło mu naprzeciw jak czuła kochanka. Po raz pierwszy od dwudziestu lat spojrzał uważnie na swój salonik i nagromadzone w nim trofea. Związane z nimi wspomnienia uderzyły go jak obuchem. Dosyć tego, nie spojrzy na nie więcej!

Na biurku przykucnął telefon, stojący za nim zegar wskazywał za pięć minut godzinę. Musi wziąć się w garść, decydujący moment nadszedł. Szybko przeszedł przez pokój.

Wzrok jego przykuła kartka leżąca na bibularzu. Sztylet O niebieskim ostrzu – wspomnienie jego pierwszej przygody – który używał do rozcinania papieru, przygważdżał ją do blatu. Ten sensacyjny pomysł zirytował go, ale natychmiast uwagę jego odwrócił niespotykany krój czcionek użytych w firmowym nagłówku. Pochylił głowę, żeby ją przeczytać.

Uprzejmość Współczucie Komfort zapewni ci

„Jas Bowels i Syn"

Fachowi przedsiębiorcy pogrzebowi

Rodzinne pogrzeby

12 Apron Streci, Londyn W 3

Czyś jest biedny, czy bogaty

Rozumiemy Twoją stratę.

Do Pana Magersfonteina Lugga

u Sz. Pana A. Campiona

12a Bottie Street,

Picca.di.llv

Drogi Magersie!

Gdyby żyta Berty, nad której śmiercią i Ty z pewnością również bolejesz, napisałaby sama do Ciebie. Właśnie podczas obiadu zastanawialiśmy się, czy mógłbyś zwrócić s?? do Swego Chlebodawcy (jeśli nadal u niego pracujesz i ten list dotrze do Ciebie), by nam pomógł w – -j całej hecy z Palinode'ami, o której z pewnością czytałeś w gazetach.

Ekshumacje, jak to się u nas w bramy nazywa, nie są rzeczą przyjemną i źle upływają na interesy, które znacznie się pogorszyły.

Sądzimy obaj, ze poradzilibyśmy sobie, s pomocą, której Twój Chlebodawca mógłby nam udzielić w policji itd., a my sami moglibyśmy pomóc komuś, byle nie nosił granatowego munduru, jeśli rozumiesz, o co mi chodzi.

Z całym szacunkiem przyprowadź Go do nas na herbatę, to sobie pogadamy; możesz wpaść każdego dnia, gdyż po trzeciej trzydzieści nie mamy wiele do roboty, a między nami mówiąc, będziemy mieli jeszcze mniej, jeżeli sprawy nadal tak będą wyglądać, jak obecni?

Wspominam Cię zawsze bardzo serdecznie i mam nadzieję, że wszystkie nieporozumienia zostały zapomniane.

Serdecznie Ci oddany

Jas Bowels

Kiedy podniósł głowę znad tego interesującego dokumentu, usłyszał jakiś hałas za plecami, poczuł też drżenie podłogi.

– Ciekawy liścik, co? – Osobowość Magersfonteina Lugga oznaczała się jakąś bujnością, przenikającą pokój niby zapach najprzedniejszych potraw. Był nie ubrany, w rękach trzymał złożoną grubą wełnianą kamizelkę. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak tylna część słonia z pantomimy. „Okropny głos'', o którym napomknęła tak niedawno wielka dama, był tylko kwestią gustu. Brzmiała w nim wielka siła wyrazu i bogactwo tonu, co wielu aktorów starałoby się na próżno naśladować.

– To straszny facet, nic dziwnego, że jest przedsiębiorcą pogrzebowym Ostrzegałem ją, kiedy brała ślub z tym karawaniarzem.

– Podczas wesela? – zapytał jego chlebodawca z zainteresowaniem.

– Wylał na mnie pół butelki brytyjskiego szampana.- Wyglądało na to, że zdarzenie to wspomina z satysfakcją.

Campion położył rękę na telefonie.

– Kim ona była? Twoją dziewczyną?

– O rany, nie! To była moja siostra. On jest moim szwagrem, nędzny wykopywacz robaków. Od trzydziestu lat nie zamieniłem z nim jednego słowa, nie pomyślałem nawet o nim, aż dopiero dziś to przyszło.

Campion z niepokojem spojrzał w oczy towarzyszowi swoich różnych eskapad – czego nie był w stanie, zrobić od paru tygodni.

– On słowo, „karawaniarz" uważał za komplement. – Okrągłe jak guziczki oczy patrzyły spośród fałd skóry wojowniczo.- Taki to już gbur z tego Jasa. Zachował się okropnie, odesłał mi prezent ślubny dla Betty wraz z kilkoma zapytaniami, które ani mnie, ani panu by się nie spodobały… Napisałem mu wtedy parę słów do słuchu. A teraz nagle wyskakuje jak diabeł z pudełka i przy okazji powiada, że od pewnego czasu moja siostra nie żyje, o czym dobrze wiedziałem, i prosi o przysługę. To zbieg okoliczności. Czy pozwoli mi pan wyjść na chwilę, podczas gdy pan będzie telefonować?

Campion odwrócił się od biurka.

– Czy coś przede mną ukrywasz? – spytał krótko.

Miejsca, gdzie Lugg miał kiedyś brwi, podniosły się, żeby się spotkać na nagiej kopule czoła. Złożył swoją kamizelkę z niezwykłą starannością.

– Niektórych uwag nie słyszę – powiedział z godnością. – Właśnie składam rzeczy. Wszystko w porządku. Napisałem już swoje ogłoszenie.

– Swoje co?

– Swoje ogłoszenie. „Prawdziwy dżentelmen szuka ciekawej pracy. Godne zaufania referencje. Pożądani pracodawcy utytułowani." Coś w tym stylu. Nie mogę z panem jechać, szefie. Nie chciałbym stać się powodem międzynarodowego konfliktu,.