Выбрать главу

– Aye, sir. – Connor wskazał korytarz. – Tędy, jaśnie pani.

– Idź z nim, Shanno. Zaraz do was dołączę.

– Aye, sir. – Spojrzała na niego gniewnie i poszła z Connorem, mrucząc pod nosem: – Powinnam była go zastrzelić.

Gregori gwizdnął cicho, gdy drzwi do kuchni się zamknęły.

– Urocze. Twoja dentystka to ostry kociak.

– Gregori… – Roman posłał mu surowe spojrzenie, które jednak zostało zlekceważone.

Młody wampir poprawił jedwabny krawat.

– Tak, myślę, że kontrola dentystyczna mi nie zaszkodzi. Mam dziurę do zaplombowania.

– Dosyć tego! – warknął Roman. – Zostaw ją w spokoju, jasne?

– Jasne. Widzieliśmy, jak się do niej ślinisz. – Podszedł do Romana. – Więc kręci cię śmiertelniczka, co? – zagadnął z błyskiem w oku. A co się stało z zasadą: nigdy więcej?

Roman uniósł brew.

Gregori się uśmiechnął.

– Wiesz, od razu widać, że podobają jej się te męskie spódnice. Może Connor ci pożyczy.

– Kilty – podsunął usłużnie Laszlo, który wciąż bawił się guzikiem.

– Nieważne. – Gregori zmierzył Romana wzrokiem. – Więc jak, masz seksowne nogi?

Przyjaciel spojrzał na niego ostrzegawczo.

– Co ty tu właściwie robisz, chłopie? Wydawało mi się, że wybierasz się gdzieś z Simone.

– Bo tak było. Poszliśmy do tego nowego klubu przy Times Square, ale wkurzyła się, bo nikt jej nie poznał.

– A dlaczego ktoś miałby ją poznać?

– Stary, przecież to znana modelka! Jest na okładce ostatniego „Cosmo”! Nie wiesz? W każdym razie tak się wściekła, że cisnęła stolikiem na parkiet.

Roman jęknął. Transformacja w wampira potęgowała siłę fizyczną i wyostrzała wszystkie zmysły, niestety, jednak nie podnosiła ilorazu inteligencji.

– Pomyślałem, iż wyda się podejrzane, że osoba tak chuda ma tyle siły – ciągnął Gregori – więc się tym zająłem. Usunąłem wszystkim wspomnienia i przyprowadziłem ją z powrotem. Jest teraz z twoim haremem, który poprawia jej humor słowami i pedikiurem.

– Wolałbym, żebyś ich tak nie nazywał. – Roman zerknął na zamknięte drzwi do salonu. – Są tam?

– Tak. – Gregori był rozbawiony. – Kazałem im siedzieć cicho, ale kto wie, co robią?

Roman westchnął.

– Nie mam dla nich czasu. Zadzwoń do matki, może ona je okiełzna.

– Będzie zachwycona. – Gregori pokiwał głową. – Wyjął komórkę z kieszeni i wystukał numer.

– Laszlo? Naukowiec aż podskoczył.

– Tak, sir?

– Idź do kuchni i zapytaj Shannę, co jej będzie potrzebne do zabiegu.

W pierwszej chwili Laszlo wydawał się zagubiony, zaraz jednak się rozpromienił.

– Ach tak, zabieg!

– I zawołaj tu Connora.

– Dobrze, sir. – Podreptał do kuchni.

– Mama już jedzie. – Gregori schował telefon do kieszeni. – Więc jeszcze ci nie wstawiła zęba?

– Nie. Mieliśmy kłopoty. Właściwie kłopot – Ivan Petrovsky. Wygląda na to, że pani doktor jest jego celem numer jeden.

– Chyba żartujesz! Co takiego zrobiła?

– Nie wiem dokładnie. – Spojrzał na drzwi do kuchni. – Ale się dowiem.

Drzwi się otworzyły i Connor wyszedł do holu. Zatrzymał się u stóp schodów.

– Możecie mi powiedzieć, czemu właściwie przed chwilą zrobiłem pani doktor kanapkę z indykiem?

Roman westchnął. Szef jego ochrony musi znać prawdę.

– Kilka godzin temu, podczas pewnego eksperymentu, straciłem kieł. – Wyjął z kieszeni zakrwawioną chusteczkę i pokazał jej zawartość.

– Kieł? Rany boskie! Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

– Ja też nie, a żyję już ponad pięćset lat.

– Może się starzejesz – podsunął Gregori i skrzywił się, gdy i Roman, i Connor łypnęli na niego gniewnie.

– Znajduję tylko takie wytłumaczenie: nasz nowy sposób odżywiania. – Roman owinął ząb w chusteczkę i wsunął do tylnej kieszeni dżinsów. – To jedyne, co się zmieniło, odkąd przeszliśmy transformację.

Connor zmarszczył brwi.

– Ale przecież nadal pijemy krew. Nie widzę różnicy.

– Chodzi o sposób picia – powiedział Roman. – Nie kąsamy. Kiedy ostatni raz użyłeś kłów?

– Nawet nie pamiętam. – Gregori rozwiązał jedwabny krawat. – Po co ci kły, kiedy pijesz ze szklanki?

– Prawda – zgodził się Connor. – W szklance będą tylko przeszkadzać.

– No właśnie. – Wyjaśnienie nie przypadło Romanowi do gustu, ale nic innego nie przychodziło mu do głowy. – To ilustracja powiedzenia, że organ nieużywany zanika.

– A niech mnie – sapnął Connor. – Musimy mieć kły. Gregori zrobił wielkie oczy.

– O nie, nie zacznę kąsać śmiertelników, nie ma mowy! Tyle pracy poszłoby na marne.

– Rzeczywiście. – Roman skinął głową. Gregori Holstein bywał czasem denerwujący, ale bardzo zaangażował się w misję uczynienia świata bezpiecznym zarówno dla śmiertelników, jak i dla wampirów. – Może popracujemy nad programem ćwiczeń.

– Super! – W oczach Gregoria pojawił się błysk. – Zaraz się do tego zabiorę!

Roman się uśmiechnął. Gregori podchodził do wszystkiego z niesłabnącym entuzjazmem. W takich chwilach upewniał się, że dobrze zrobił, awansując chłopaka.

Drzwi do kuchni się otworzyły i Laszlo wybiegł do holu.

– Sir, mamy problem. Lekarka powtarza, że zabieg powinien się odbyć w gabinecie dentystycznym, a do swojego nie chce wracać.

– I ma rację – mruknął Roman. – Na pewno jest tam już pełno policji.

Connor zacisnął dłoń na rękojeści sztyletu.

– Laszlo twierdzi, że ktoś chce zabić tę dzierlatkę. Piekielne dranie.

– Tak. – Roman westchnął. Liczył, że Shanna wstawi mu ząb w domowym zaciszu. – Gregori, znajdź inny gabinet, niedaleko, z którego będziemy mogli skorzystać.

– Nie ma sprawy, brachu.

– Wracam do dziewczyny – burknął Connor. – Nie chcemy przecież, żeby zajrzała nam do lodówki. – Szkot poszedł do kuchni.

Laszlo bawił się guzikiem przy kitlu.

– Sir, wymieniła pewien produkt, który znacznie zwiększa szanse skuteczności zabiegu. Jest przekonana, że można go znaleźć w każdym gabinecie dentystycznym.

– Świetnie. – Roman wyjął z kieszeni ząb w chusteczce i podał chemikowi. – Idź z Gregorim i dopóki nie przybędę, pilnuj mojego kła.

Laszlo z trudem przełknął ślinę i wsunął kieł do kieszeni fartucha.

– To… To będzie włamanie, prawda, sir?

– Nie przejmuj się tym. – Gregori poklepał chemika po plecach i pchnął w stronę drzwi. – Śmiertelnicy nigdy nie odkryją, co się tam działo.

– No, dobrze. – Laszlo zatrzymał się przy drzwiach i odwrócił. – Muszę pana uprzedzić, sir. Chociaż młoda dama nie szczędziła nam informacji, obstaje przy swoim i twierdzi, że w żadnym wypadku nie wstawi panu wilczego kła.

Gregori się roześmiał.

– Myśli, że to wilczy kieł? Roman wzruszył ramionami.

– Z jej punktu widzenia to logiczne.

– No, tak. – Gregori spojrzał na niego z rozbawieniem. – Ale dlaczego nie zasugerowałeś jej czegoś innego?

Roman milczał. Laszlo i Gregori patrzyli wyczekująco. Na miłość boską, czy jednej nocy nie dość już upokorzeń?

– Ja… Nie udało mi się przejąć kontroli nad jej umysłem. Laszlo otworzył usta ze zdumienia.

Gregori cofnął się o krok.

– Niemożliwe! Nie mogłeś zahipnotyzować zwyczajnej śmiertelniczki?

Roman zacisnął pięści.

– Nie.

– A niech mnie! – Gregori uderzył się w czoło.

– Czemu się walisz? Komar cię gryzie czy co? – W takich chwilach Roman utwierdzał się w przekonaniu, że dobrze zrobi, wywalając chłopaka z pracy.