Выбрать главу

– Nie ma powodów do niepokoju, dziewczyno. Jeśli to ktoś z naszych, wyjmie identyfikator i zapali się zielone światełko.

– W tej samej chwili czerwona dioda zgasła, a rozbłysła zielona. Connor stanął przy drzwiach, spięty do skoku jak tygrys, ciągle z nożem w dłoni.

– Więc dlaczego…

– Napastnik mógł zabić strażnika i odebrać mu kartę. – Podniósł palec do ust na znak, że ma milczeć.

Milczeć? Dobry Boże, może lepiej byłoby uciec, gdzie pieprz rośnie.

Drzwi uchyliły się powoli.

– Connor? To ja, Ian.

– Wchodź. – Schował sztylet.

Ian okazał się kolejnym Szkotem w kilcie. Shanna pomyślała, że jest za młody na pracę w ochronie. Wyglądał najwyżej na szesnaście lat.

Schował identyfikator do skórzanego woreczka u pasa i uśmiechnął się do niej nieśmiało.

– Witaj, pani.

– Miło mi, Ianie. – Biedak powinien chodzić do szkoły, a nie chronić nocą obcych przed rosyjską mafią.

– Wszystko sprawdziliśmy. Wszystko w porządku, panie – zameldował.

Connor skinął głową.

– Dobrze. Wracaj na stanowisko.

– Aye. Ale, panie, jeśli można, tyleśmy się z chłopakami nałazili, że zachciało nam się pić. Bardzo. Liczyliśmy, że dostaniemy… kapkę.

– Kapkę? – Connor zerknął na Shannę; minę miał nietęgą.

– Ale musicie wypić na zewnątrz.

Odniosła wrażenie, że nie wiadomo dlaczego, nagle poczuli się przy niej skrępowani. Usiłowała więc okazać życzliwość i zainteresowanie. Z uśmiechem wzięła colę ze stołu.

– Może coli, Ianie? Ja już dziękuję. Skrzywił się z obrzydzeniem. Odstawiła butelkę.

– No dobra, wiem, dietetyczna, ale nie taka zła. Spojrzał przepraszająco.

– Ja… Na pewno jest pyszna, ale chłopaki i ja, my… Mieliśmy na myśli inny napój.

– Koktajl proteinowy – rzucił Connor.

– Aye. - Ian skinął głową. – Proteinowy, a jakże. Connor podszedł do lodówki i dał łanowi znak, by do niego dołączył. Szeptali coś z przejęciem, zasłaniali sobą lodówkę, wyjmowali coś, odsunęli się, żeby drzwi się zamknęły, a potem bokiem, jak bracia syjamscy zrośnięci barkami, podeszli do mikrofalówki na kontuarze.

Nie wiedziała, co robią, ale jedno było jasne – nie chcieli, żeby to widziała. Dziwne, co? No cóż, to taka dziwna noc. Shanna zajadała kanapkę i obserwowała Szkotów. Sądząc po odgłosach, otwierali butelki. Szczęk. Pewnie zamknęły się drzwiczki mikrofalówki. Kilka pisków i rzeczywiście usłyszała monotonny szum.

Odwrócili się do niej, oparci plecami o blat, tak że zasłaniali sobą mikrofalówkę. Uśmiechali się do niej. Odpowiedziała tym samym.

– My… Nie ma to jak koktajl proteinowy na ciepło – odezwał się Connor, jakby drażniła go cisza.

Skinęła głową.

– Rozumiem.

– Więc to na ciebie polują Rosjanie? – zapytał Ian.

– Niestety, tak. – Odsunęła od siebie pusty talerz. – Przykro mi, że was w to wciągnęłam. Mój agent zajmie się sprawą i wtedy się mnie pozbędziecie.

– O nie, pani – sprzeciwił się Connor. – Zostaniesz pani tutaj.

– Aye. Rozkaz Romana – dodał Ian.

No ładnie. Roman jest wszechmocny i wszyscy go słuchają. Cóż, jeśli wciąż liczy, że wstawi mu wilczy kieł, to się myli. Ojcu zawdzięczała odporność na zapędy autorytarnych mężczyzn.

Mikrofalówka brzęknęła. Mężczyźni odwrócili się i otworzyli drzwiczki. Chyba zakręcali butelki, potrząsając nimi energicznie. Po chwili przestali, wymienili spojrzenia. Connor zerknął na Shannę, podszedł do szafki i wyjął papierową torbę. Ian zasłaniał sobą butelki. Krzątali się, tak szybko, że słyszała jedynie szelest papieru.

A potem Ian odwrócił się – trzymał papierowy worek, w którym niewątpliwie znajdowały się tajemnicze koktajle proteinowe. Ruszył do drzwi. Butelki pobrzękiwały przy każdym kroku.

– To ja już pójdę. Connor otworzył mu drzwi.

– Zamelduj się za pól godziny.

– Aye. - Zerknął na Shannę. – Dobranoc pani.

– Cześć, Ian. Uważaj na siebie – zawołała za nim. Connor zamknął drzwi. Uśmiechnęła się do niego. – Connor, ty draniu. Myślisz, że nie wiem, co robiliście? Koktajl proteinowy, akurat.

Otworzył szeroko oczy.

– Jak to… Niemożliwie, żebyś pani…

– Powinieneś się wstydzić. Czy on nie jest na to za młody?

– Ian? – Wydawał się zbity z tropu. – Za młody na co?

– Na picie alkoholu. Właśnie to mu dałeś, prawda? Chociaż po co komu ciepłe piwo, nie mieści mi się w głowie.

– Piwo? – Connor był naprawdę zszokowany. – Nie, pani, nie mamy tu piwa. A strażnicy nie piją na służbie, o nie.

Wydawał się bardzo dotknięty posądzeniem, uznała więc, że wyciągnęła błędne wnioski.

– No dobra, przepraszam. Nie chciałam powiedzieć, że źle wykonujecie swoją pracę.

Skinął głową, chyba trochę udobruchany.

– Naprawdę jestem wam bardzo wdzięczna za ochronę. – A jednak tamta sprawa nie dawała jej spokoju. – Ale nie zgadzam się, żeby strzegli mnie strażnicy tacy młodzi jak Ian. Dzieciak powinien spać i rano iść do szkoły.

Zmarszczył brwi.

– Jest trochę starszy, niż na to wygląda.

– Ile ma lat? Siedemnaście? Skrzyżował ręce na piersi.

– Więcej.

– To ile, dziewięćdziesiąt dwa? – Wcale go to nie rozbawiło. Rozglądał się po kuchni, jakby szukał odpowiedzi.

Drzwi się otworzyły i w progu stanęła ciemna postać.

– Bogu dzięki – mruknął Connor. Wrócił Roman Draganesti.

Rozdział 6

Shanna nie wątpiła, że Roman rządzi i domem, i korporacją, ze swobodą i zarazem zdecydowaniem. Jego ciemny strój powinien wydawać się brzydki i ponury na tle barwnych szkockich kiltów ochroniarzy, tymczasem sprawiał, że Roman wyglądał w nim jeszcze bardziej tajemniczo. Skryty. Seksowny. Skinął głową Connorowi, a potem utkwił w niej spojrzenie złoto-brązowych oczu. I znów poczuła siłę jego spojrzenia; jakby chciał ją uwięzić, odseparować od świata. Przerwała magiczny kontakt, poruszyła się na krześle, zerknęła na pusty talerz. Nie pozwoli sobą manipulować. Kłamczucha. Serce biło jej jak szalone. Działał na nią, czy jej się to podoba, czy nie. Przeszył ją dreszcz.

– Najadłaś się? – zapytał niskim głosem. Skinęła głową. Nie chciała na niego patrzeć.

– Connor, zostaw informację dla dziennej zmiany. W kuchni musi być dość jedzenia dla doktor…

– Whelan.

Znali już jej prawdziwe imię. I wiedzieli, że rosyjska mafia chce ją zabić. Nie było sensu upierać się przy nazwisku Wilson.

– Doktor Shanna Whelan – powtórzył, jakby wymówienie jej nazwiska dawało mu nad nią władzę. – Connor, poczekaj w gabinecie. Wkrótce wróci Gregori, wszystko ci wytłumaczy.

– Aye, sir. – Szkot ukłonił się Shannie i wyszedł. Odprowadziła go wzrokiem do kuchennych drzwi.

– Wydaje się miły.

– I taki jest. – Roman oparł się o kuchenny blat i splótł ręce na piersi.

Zapadła krępująca cisza. Shanna bawiła się chusteczką, cały czas czując na sobie jego spojrzenie. Niewątpliwie jest jednym z najzdolniejszych naukowców. Ciekawe, jak wygląda jego laboratorium. Nie, chwileczkę! Roman zajmuje się krwią. Wzdrygnęła się.

– Zimno ci?

– Nie. Chciałam… Chciałam ci podziękować za uratowanie mi życia.

– Na pewno? Nie jesteś w pozycji pionowej, nie do końca.

Była zaskoczona. Uśmiechnął się, w oczach migotały radosne iskierki. Drań sobie z niej żartuje, wypomina jej wcześniejsze zachowanie. Przy nim jednak nawet pozycja pionowa okazała się niebezpieczna. Zarumieniła się na wspomnienie niedoszłego pocałunku.