Выбрать главу

– To mój gabinet. – Zaprosił ją do środka.

Nagle miała ochotę odwrócić się i uciec. Dlaczego? Uratował jej życie, a teraz miałby ją skrzywdzić? Zdjęła torebkę z ramienia, przycisnęła do piersi, ma przy sobie pistolet. Cholera, po tym, co przeszła w ciągu ostatnich miesięcy, nie potrafiła nikomu zaufać.

I to właśnie było najgorsze. Zawsze będzie sama. A tak bardzo pragnęła normalnego życia – męża, dzieci, pracy, ładnego domku w ładnej dzielnicy, najlepiej z białym płotem. Zwykłego życia, do cholery. Ale nigdy go nie dostanie. Rosjanie nie zabili jej tak jak Karen, ale i tak odebrali jej życie.

Wyprostowała się i weszła do obszernego pomieszczenia. Rozejrzała się, ciekawa, jakie meble wybrał Roman, ale jej uwagę zwrócił ruch po przeciwnej stronie gabinetu. Z półmroku wynurzyły się dwie postacie: Connor i Gregori. Powinna odetchnąć z ulgą, ale ich miny budziły niepokój. W pokoju nagle zrobiło się zimno. Bardzo zimno. Lodowaty podmuch omiótł jej głowę.

Zadrżała, odwróciła się do drzwi.

– Roman?

Zamknął drzwi na klucz i wsunął go do kieszeni. Przełknęła ślinę.

– Co się dzieje?

Patrzył na nią z ogniem w złotych oczach. Podszedł bliżej i szepnął:

– Już czas.

Rozdział 7

Wampiry od stuleci posługują się kontrolą umysłu. W ten sposób najłatwiej przekonać śmiertelnika, by z własnej woli zaofiarował się jako źródło pożywienia. I tylko tak mogą pozbawić go wspomnień o tym zajściu, kiedy jest już po wszystkim. W czasach przed wynalezieniem sztucznej krwi Roman co noc uciekał się do hipnozy i kontroli myśli. Nigdy nie miał z tego powodu wyrzutów sumienia. Była to kwestia życia lub śmierci. Normalne.

Powtarzał to sobie, prowadząc Shannę na górę, do gabinetu. Nie ma powodów, by czuł się winny. Wspólnie z Gregoriem i Connorem przejmą kontrolę nad jej umysłem; zmusi ją, by mu wstawiła kieł, a potem usunie to z jej pamięci. Prosta sprawa. Zwyczajna. Sam nie wiedział, czemu denerwuje się coraz bardziej. Gdy stanął na progu gabinetu, dręczyły go wątpliwości co do sensowności całego planu. Trzech wampirów na jedną śmiertelniczkę? Owszem, to prawdopodobnie jedyny sposób, by pokonać jej upór. Jedyny sposób, by odzyskał cholerny kieł. Ale nabierał coraz silniejszego przekonania, że będzie to, ni mniej, ni więcej, brutalny atak.

Shanna stała pośrodku gabinetu zdana na ich łaskę i niełaskę, a jego dopadły wyrzuty sumienia. Nie ma innego wyjścia, powtarzał sobie. Nie może przecież być z nią szczery. Jeśli dowie się, że ma do czynienia z demonem, nie zechce mu pomóc.

Czuł, jak mentalna moc trzech wampirów krąży po pokoju, by skoncentrować się na Shannie.

Upuściła torebkę na podłogę. Z jękiem przycisnęła dłonie do skroni.

Roman zbliżył się do niej mentalnie, chciał się upewnić, czy wszystko w porządku. Tak. Shanna błyskawicznie wzniosła potężną zaporę mentalną. Nie sądził, że ludzie są do tego zdolni. Zadziwiające.

Gregori ponowił atak, bombardował ją lodowatą determinacją. Przejmę twoje myśli.

Ja też. Connor wytrwale osłabiał jej system ochronny.

Nie! Roman posłał im ostrzegawcze spojrzenie. Wzdrygnęli się, wycofali, spojrzeli na niego zaskoczeni. Oczekiwali oporu Shanny, nie jego. A prawda jest taka, że chciał jej myśli dla siebie. I zależało mu, żeby była bezpieczna. Owszem, potrzeba wielkiej siły umysłu, by przedrzeć się przez jej zaporę, ale kiedy mury runą, tak potężna dawka energii mentalnej mogłaby zniszczyć jej umysł.

Podszedł do niej, przyciągnął do siebie.

– Dobrze się czujesz? Wtuliła się w niego.

– Nie za bardzo. Głowa… Strasznie mi zimno.

– Nic ci nie będzie. Objął ją ramieniem, wściekły na siebie, że jego wiekowe ciało nie wytwarza ciepła. – Przy mnie nic ci nie grozi. – Położył dłoń na jej głowie, jakby w ten sposób chciał ją uchronić przed kolejnymi atakami.

Przyjaciele wymienili zatroskane spojrzenia. Connor odchrząknął.

– Mogę na słówko?

– Za chwilę. – Będą oczekiwać wyjaśnień, a Roman nie miał pojęcia, co powiedzieć. Jak wytłumaczyć dziwne uczucia, które go przepełniały tego wieczoru? Pożądanie, strach, rozbawienie, wyrzuty sumienia, poczucie winy. Miał wrażenie, że Shanna obudziła jego serce z długiego, głębokiego snu. Póki jej nie poznał, nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo był martwy. I jak bardzo teraz poczuł się pełny życia.

Wstrząsnął nią dreszcz.

– Usiądź, odpocznij. – Zaprowadził ją do sofy obitej aksamitem, tej samej, z której wcześniej tego wieczoru pił z Vanny.

Skuliła się, otuliła ramionami.

– Bardzo mi zimno.

Zastanawiał się już, czy nie przynieść kołdry z sypialni, gdy zauważył bordowy koc, niedbale przerzucony przez oparcie fotela. Nigdy go nie używał; Radinka przyniosła pled – upierała się, że w gabinecie jest za zimno. Otulił nim Shannę.

– Dziękuję. – Podciągnęła koc pod szyję. – Nie wiem, co jest, ale strasznie mi zimno.

– Zaraz się rozgrzejesz. – Odgarnął jej włosy z czoła. Szkoda, że w ten sam sposób nie może usunąć jej lęków. Connor przechadzał się nerwowo koło barku, Gregori, oparty o ścianę, rzucał Romanowi wściekłe spojrzenia. – Gregori, dopilnuj, żeby doktor Whelan było wygodnie. Może ma ochotę na coś z kuchni. Gorącą herbatę na przykład?

– Jasne. – Gregori podszedł bliżej. – Jak się masz, kotku? Kotku? Roman skrzywił się i odszedł na bok, żeby porozmawiać z Connorem.

Szkot odwrócił się tyłem do Shanny i mówił bardzo cicho, tak że tylko wyczulony wampiryczny słuch wychwytywał jego słowa.

– Laszlo mówił, że jest inna. Nie wierzyłem mu, ale teraz sam widzę. Nigdy nie spotkałem śmiertelnika o takiej odporności.

– To prawda. – Roman spojrzał na nią przelotnie. Gregori wykorzystał maksymalnie cały swój wdzięk, bo wydawała się rozbawiona.

– Laszlo mówi, że jeśli dziś ona nie wstawi ci zęba, będzie za późno.

– Wiem.

– Nie ma czasu, żeby szukać innej dentystki. – Connor zerknął na stary zegar na kominku. – Laszlo zadzwoni za osiemnaście minut.

– Zdaję sobie z tego sprawę.

– Więc czemu nas powstrzymałeś? Byliśmy już bardzo blisko.

– Umysł dziewczyny mógłby tego nie wytrzymać, obawiałem się, że nasze siły rozwalą jej mózg.

– No tak. – Connor w zadumie pocierał podbródek. – Jej umysł musi pracować, w przeciwnym razie nie zdoła wstawić ci zęba. Rozumiem.

Roman zmarszczył brwi. Wcale nie myślał o cholernym zębie. Martwił się o Shannę. Co się z nim dzieje? Popełnił zbyt wiele grzechów, by teraz budziło się w nim sumienie. Odwrócił się. Gregori przysiadł na skraju sofy. Położył sobie na kolanach stopy Shanny.

– Więc co robimy? – Głos Connora oderwał jego uwagę od Shanny.

– Musi mi zaufać. Musi mnie wpuścić z własnej woli.

– Hm. A niby od kiedy kobiety robią coś z własnej woli? Mógłbyś się męczyć ze sto lat, a masz tylko osiemnaście minut. – Connor zerknął na zegarek. – A nawet siedemnaście.

– Po prostu muszę być wyjątkowo czarujący. – Jakby to potrafił. Znów się odwrócił i spojrzał na Shannę. Gregori zsuwał jej buty z nóg.

– Musisz. – Connor pokiwał głową. – Kobiety lubią czarusiów.

Roman zmrużył oczy. Gregori masował Shannie stopy. Powróciły wspomnienia. Gregori bawiący się stopami Vanny, z jej palcem w ustach, z czerwonym płomieniem w oczach. A niech to.

– Zostaw ją, do cholery! – Krzyknął tak głośno, że wszyscy w pokoju drgnęli niespokojnie.

Gregori zsunął z kolan stopy dziewczyny i wstał.

– Kazałeś mi się nią zająć. Shanna przeciągnęła się i ziewnęła.

– Świetnie ci szło, Gregori. Zasypiałam już, gdy Roman zaryczał jak rozjuszony byk.