Выбрать главу

– Dzięki. – Shanna skubała ciastko. – Co tu właściwie jest do roboty?

– Po drugiej stronie holu, naprzeciwko salonu, mamy świetnie zaopatrzoną bibliotekę. A w twojej alkowie, pani powinien być telewizor.

Alkowa? Shanna uwielbiała staroświecki sposób wysławiania się Szkotów. Dojadła ciastko i poszła do biblioteki. O rany. Trzy ściany zastawione regałami z książkami, od podłogi do sufitu. Niektóre wydawały się bardzo stare. Inne napisano w językach, których nie potrafiła zidentyfikować.

Czwartą ścianę zajmowało wielkie okno za czarną zasłoną. Wyjrzała ukradkiem; zobaczyła spokojną i cichą ulicę oświetloną mdłym światłem latarni i samochody po obu stronach jezdni. Trudno uwierzyć, że gdzieś tam czatują ludzie, którzy pragną jej śmierci.

Z holu dobiegały głosy. Kobiece. Poszła do drzwi. Musiała przyznać sama przed sobą, że intrygowały ją tajemnicze kobiety, które oglądały telewizję w salonie Romana. Obserwowała je dyskretnie zza framugi.

Do saloniku zmierzały dwie piękne kobiety. Pierwsza, w czarnym kombinezonie z lycry, wyglądała jak modelka, miała wdzięk pantery z anoreksją. Włosy, długie i ciemne, spływały swobodnie na plecy. Talię otaczał szeroki pas nabijany lśniącymi kamieniami. Miała długie czarne paznokcie ozdobione różnobarwnymi kryształami.

Druga była drobna, ciemnowłosa, obcięta na pazia. Miała na sobie obcisły czarny sweterek z wielkim dekoltem, podkreślającym bujny biust, czarną mini, spod której wyłaniały się smukłe nogi w kabaretkach. Była malutka i słodka, ale buty na ogromnych platformach sprawiały, że poruszała się z wdziękiem bawołu.

Kobieta w kombinezonie gestykulowała zamaszyście. Jej paznokcie lśniły w świetle kandelabrów.

– Jak on może mnie tak traktować? Nie wie, że jestem sławna?

– Simone, jest bardzo zajęty – zauważyła Platforma. – Ma mnóstwo rzeczy na głowie, zwłaszcza że jutro zaczyna się konferencja.

Simone odrzuciła ciemne włosy przez ramię.

– Ależ ja specjalnie przyjechałam wcześniej, żeby się spotkać z tym dhaniem!

Shanna skrzywiła się, słuchając akcentu Francuzki. Wydawało się, że coś utkwiło jej w gardle i cały czas usiłuje odkaszlnąć, żeby się tego pozbyć.

Simone się naburmuszyła.

– Jest okropny!

Shanna zazgrzytała zębami. Na pewno.

Simone otworzyła podwójne drzwi do salonu, wypełnionego kobietami. Siedziały na skórzanych kanapach i popijały coś z kryształowych kielichów.

– Witaj, Simone! Cześć, Maggie! – powitały nowo przybyłe.

– Nasz program już się zaczął? – Maggie wkroczyła, stukając wielkimi buciorami.

– Nie – odparła kobieta, która siedziała na środkowej kanapie i Shanna widziała jedynie czubek jej głowy – krótkie, sterczące włosy ufarbowane na głęboki fiolet. – Ciągle trwają wiadomości.

Shanna spojrzała na telewizor z wielkim ekranem. Zwyczajny z wyglądu prezenter czytał wiadomości, ale nie słychać było słów, bo w rogu jaśniał czerwony znak wyłączonego dźwięku. Zebrane tu damy nie przywiązywały większej wagi do bieżących wydarzeń. Pod czerwonym znaczkiem widniało czarne logo stacji DVN, Shanna naliczyła jedenaście kobiet, wszystkie w wieku dwudziestu kilku lat. A niech tam. Jeśli coś ma ją łączyć z Romanem, musi wiedzieć, co tu robią. Wyszła do holu.

Simone nalała sobie płynu z karafki na stole.

– Czy ktoś już dziś widział pana? – Przysiadła na skraju sofy po lewej.

Fioletowowłosa wpatrywała się w swoje długie fioletowe paznokcie.

– Podobno ma inną.

– Co? – W oczach Simone pojawił się błysk. Pochyliła się do przodu, odstawiła kielich na stół. – Kłamiesz, Vando. Niemożliwe, żeby phagnął innej, skoho może mieć moi.

Vanda wzruszyła ramionami.

– Nie kłamię. Phil mi powiedział.

– Dzienny strażnik? – Maggie przysiadła koło Simone.

Vanda wstała. Ona także miała na sobie czarny kombinezon, jednak jej pasek stanowiły splecione rzemienie. Przeczesała włosy palcami.

– Podobam się Philowi. Mówi mi wszystko, co chcę wiedzieć.

Simone osunęła się na kanapę. Wydawało się, że miękkie poduchy całkowicie pochłoną wątle ciało.

– A więc to prawda? Że ma inną?

– Tak. – Vanda odwróciła głowę, pociągnęła nosem. – A to co? – Zobaczyła Shannę w holu. – No proszę, o wilku mowa.

Cała jedenastka wbiła w nią wzrok.

Weszła do saloniku z uśmiechem na ustach.

– Dobry wieczór. – Shanna przyglądała się wszystkim po kolei. No dobra, czarne ciuchy to w Nowym Jorku normalka, ale te już naprawdę przesadzają. Jedna miała na sobie suknię jak ze średniowiecza. Druga kreację wiktoriańską. A to co? Krynolina?

Vanda obeszła stolik i władczo stanęła przy telewizorze. O rany. Jej kombinezon miał dekolt do pasa. Shanna widziała o wiele więcej, niż miała na to ochotę.

– Nazywam się Shanna Whelan. Jestem dentystką. Vanda zmrużyła oczy.

– Nie mamy problemów z uzębieniem.

– To dobrze. – Nie pojmowała, dlaczego patrzą na nią tak wrogo. Chociaż nie, nie wszystkie, jedna, uśmiecha się przyjaźnie. Blondynka w normalnych modnych ciuchach siedziała na uboczu.

Kobieta w wiktoriańskiej sukni mówiła z południowym akcentem, jak piękność z plantacji:

– Dentystka? Doprawdy, nie pojmuję, z jakiego powodu pan miałby ją tu sprowadzić.

Dama w średniowiecznej szacie skinęła głową.

– Tu nie jest jej miejsce. Powinna odejść. Odezwała się sympatyczna blondynka:

– Bez przesady, pan do swojego domu może zapraszać, kogo chce.

Spoglądały na nią groźnie. Vanda pokręciła głową.

– Nie drażnij ich, Darcy. Uprzykrzą ci życie.

– Też mi życie. – Darcy przewróciła oczami. – Umieram ze strachu. Co mi zrobią? Zabiją?

Średniowieczna dama dumnie zadarła głowę.

– Nie prowokuj nas. Dla ciebie też nie ma tu miejsca. Dziwaczki. Shanna cofnęła się o krok.

Piękność z południa taksowała wzrokiem Shannę.

– To prawda? Jesteś nową towarzyszką pana? Pokręciła głową.

– Nie wiem, o kogo wam chodzi. Zachichotały. Darcy się skrzywiła.

– Bon, dobrze – Simone zwinęła się w kłębek jak zadowolona kotka. – A zatem zostawisz go w spokoju. Przyjechałam z Pahyża specjalnie dla niego.

Maggie pochyliła się i szepnęła jej coś do ucha.

– Non! – Simone szeroko otworzyła oczy. – Nie powiedział jej? – Naburmuszyła się. – A mnie ignohuje. I pomyśleć, że chciałam uphawiać seks z tym dhaniem!

Maggie westchnęła.

– On już w ogóle nie uprawia seksu. Nie to co dawniej.

– To prawda – mruknęła Vanda. Inne tylko kiwały głowami.

Rany. Shanna się skrzywiła. Ten cały pan uprawiał seks z nimi wszystkimi? Co za dziwak.

– Ale ze mną będzie – oświadczyła Simone. – Żaden mężczyzna mi się nie oprze. – Z pogardą spojrzała na Shannę. – Niby dlaczego miałby jej phagnąć? Nosi co najmniej cztehnastkę.

– Excusezmoi? Przepraszam? – Shanna zerknęła na bezczelną Francuzkę.

– O, patrzcie! – Maggie wskazywała ekran telewizora. – Wiadomości się skończyły. Czas na nasz serial.

Zapomniały o Shannie, wbiły wzrok w ekran. Maggie sięgnęła po pilota, wcisnęła odpowiedni guzik i włączyła dźwięk. Reklama – kobieta zachwalała głęboki, złożony smak napoju o nazwie chocolood.

Vanda minęła kanapy, szła do Shanny. Dopiero z bliska było widać, że jej pasek to w rzeczywistości pejcz, a na jednej piersi ma tatuaż. Nietoperza. Fioletowego.

Shanna zaplotła ręce na piersi. Nie da się zastraszyć.

Vanda się zatrzymała.

– Podobno pan zasnął w cudzym łóżku.