– Nie wierzysz, że to możliwe?
– Nie wierzę, że można zaspokoić dziesięć kobiet, nawet ich nie dotykając.
– Udowodnię ci, że seks wampiryczny istnieje naprawdę.
– Jasne. A niby jak? Uśmiechnął się powoli.
– Uprawiając go z tobą.
Rozdział 18
W kącie sali balowej Ivan Petrovsky męczył się z Angusem MacKayem i jego durnymi Szkotami, a jakby tego było mało, już podchodzili ten francuski wymoczek Jean-Luc i kolejny strażnik w kilcie.
MacKay spojrzał na nich.
– Znalazłeś ich, Connor?
– Aye – odparł Szkot. – Sprawdziliśmy na kamerach, są dokładnie tam, gdzie podejrzewaliśmy.
– Czyżby chodziło o Shannę Whelan? – wtrącił Ivan. – Widziałem, jak Draganesti z nią znika. Tak postępuje współczesny wampir? W razie zagrożenia zwiewa co sił w nogach?
Connor się najeżył, – Mam ci złamać kark i to na dobre?
– Non. - Jean-Luc zablokował mu drogę elegancką laseczką. Wbił w Ivana lodowate spojrzenie błękitnych oczu. – Chcę go dla siebie.
Ivan się żachnął.
– Jedno ci gwarantuję – kiedy będzie po wszystkim, nikt ciebie nie rozpozna.
– A Laszlo? – Angus szukał wzroku Connora. – Bezpieczny?
– Aye. Jest z nim Ian.
– Mówicie o chemiku? – zainteresował się Ivan. – Jeśli tak, coś wam powiem: jego dni są policzone.
Na MacKayu jego groźby nie robiły wrażenia. Spojrzał na Szkota z zegarkiem Ivana.
– I co?
Strażnik wzruszył ramionami.
– Wygląda na zwykły zegarek, sir, ale nie będziemy mieć pewności, póki go nie otworzymy.
– Rozumiem. – Wziął od niego zegarek, cisnął na ziemię, rozdeptał.
– Ej! – Ivan rzucił się na niego.
Angus podniósł resztki i przyjrzał się im uważnie.
– Wygląda w porządku. Dobry zegarek. – Z błyskiem w oku podał go Ivanowi.
– Drań. – Ivan rzucił zegarek na podłogę.
– Chwileczkę. – Connor cofnął się o krok i spojrzał na Rosjanina. – Mówiłem, że jest czwórka.
– No tak. – MacKay skinął głową. – Powiedziałeś, że dom w New Rochelle okupowało czworo.
– Aye, to prawda. Ale był też kierowca. Gdzie on jest, do cholery?
Ivan się uśmiechnął.
– Cholera – sapnął Angus. – Weź dwunastu ludzi i przeszukajcie cały teren. Chłopcy na zewnątrz niech sprawdzą ogród.
– Aye, sir. – Connor skinął na strażników. Zamienili kilka słów i rozeszli się błyskawicznie.
Wyrwę w sznurze Szkotów natychmiast wypełniła Corky Courrant i jej ekipa z DVN.
– Najwyższy czas, żebyście dali mi popracować – warknęła. Z uśmiechem spojrzała w obiektyw. – Tu Corky Courrant z Na żywo z nieumarłymi. Na wielkim balu aż wrze. Jak widzicie, szkoccy ochroniarze nie spuszczają oka z rosyjskich wampirów. Dlaczego są trzymane pod strażą, panie MacKay?
– Podsunęła mu mikrofon pod nos.
Łypnął na nią w milczeniu. Uśmiech zastygł na jej twarzy.
– Chyba nie otaczacie ludzi bez powodu? – Poruszyła mikrofonem.
– Odejdź, dziewczyno – poradził spokojnie. – To nie twoja sprawa.
– Porozmawiajcie ze mną. – Ivan machał do kamerzysty.
– Zostałem tu zaproszony, a widzicie, jak mnie traktują?
– Nic ci nie zrobiliśmy. – MacKay wyjął pistolet i pogroził Ivanowi. – Na razie. Gdzie piąta osoba? Co planuje?
– Szuka miejsca do parkowania. Urządzając wielką imprezę, powinniście zamawiać parkingowych.
MacKay uniósł brew.
– Nie wiem, czy jesteś tego świadom, ale mam tu srebrne kule.
– I co, zabijesz mnie na oczach tylu świadków? – prychnął Ivan. Wymarzona sytuacja. Nie dość, że skupiała się na nich uwaga gości, to jeszcze kamery DVN wszystko rejestrowały; do widzów także dotrze jego przesłanie. Wspiął się na krzesło, poczekał, aż ucichnie muzyka.
Echarpe wyjął szpadę z laski.
– Nikt nie chce ciebie słuchać.
– Czy wielki bal zakończy się rozlewem krwi? – szepnęła dramatycznie Corky Courrant, budując napięcie. – Nie dotykajcie pilota! To trzeba zobaczyć!
Ivan skłonił się nonszalancko, gdy muzyka ucichła. Zrobił to niezręcznie i przekrzywił mu się kark, więc musiał znów go nastawić.
Corky Courrant promiennie uśmiechała się do kamery.
– Ivan Petrovsky, przywódca klanu amerykańskich wampirów rosyjskiego pochodzenia, zaraz wygłosi mowę. Przekonajmy się, co ma nam do powiedzenia.
– Po raz ostatni byłem na tym balu przed osiemnastu laty – zaczął Ivan. – I od tego czasu obserwuję z przerażeniem upadek naszego stylu życia. Stare tradycje odchodzą do lamusa. Stare zwyczaje, nasze dziedzictwo, stają się obiektem drwin. Poprawność polityczna zakradła się w naszą egzystencję jak zaraza. – Tłum zaczął szeptać. Nie wszystkim jego słowa przypadły do gustu, ale miał nadzieję, że byli i tacy, którzy chcieli słuchać dalej.
– Ilu z was utyło i złagodniało, sącząc napoje z serii fusion? Ilu z was zapomniało już, czym jest polowanie i ukąszenie? Powiadam wam, syntetyczna krew to hańba!
– Dosyć tego. – Angus uniósł pistolet. – Złaź.
– Niby dlaczego? – zawołał Ivan. – Boicie się prawdy? Prawdziwi na pewno nie!
Echarpe uniósł szpadę.
– Prawdziwi to tchórze, którzy się ukrywają.
– Już nie! – Ivan patrzył prosto w oko kamery. – Jestem przywódcą Prawdziwych, a dziś nadszedł czas zemsty!
– Brać ich! – Angus rzucił się do przodu. Za nim ruszyli jego żołnierze.
Ivan i jego przyboczni wzbili się w powietrze i teleportowali do ogrodu.
– Szybko! Do samochodu! – warknął Ivan.
Po chwili znaleźli się na parkingu. Samochód stał, ale Vladimira nie było.
– Cholera – sapnął Ivan. – Myślałem, że do tego czasu już skończy. – Odwrócił się, rozejrzał po okolicy. – A tobie co się stało? – Patrzył na Katię.
Spojrzała na siebie i parsknęła śmiechem.
– Tak mi się zdawało, że coś zimna ta noc. – Była naga od pasa w dół. – Kiedy wzbiliśmy się w powietrze, Francuz chciał mnie złapać i chyba chwycił za spódnicę.
– Jean-Luc Echarpe? – zapytała Galina. – Jest taki słodki. Szkoci też. Ciekawe, czy noszą bieliznę pod kiltami.
– Dość tego! – Ivan zdjął marynarkę i podał Kati. – Mam wam przypominać, do kogo należycie? Wsiadajcie do samochodu.
Katia uniosła brwi i zamiast owinąć się marynarką Ivana w pasie, narzuciła ją na ramiona i nadal świeciła nagością. Alek gapił się na nią, półprzytomny, z rozdziawionymi ustami.
Ivan poczuł ostry ból w karku.
– Chcesz spędzić resztkę wieczności z wyłupanymi oczami? – warknął.
Alek się otrząsnął.
– Nie, sir.
– Więc zapakuj je do samochodu i odpal silnik. – Ivan zazgrzytał zębami i strzelił karkiem.
Mknął ku nim ciemny cień. Vladimir. Zatrzymał się obok Ivana.
– Znalazłeś składy?
– Da. – Skinął głową. – Podłożyłem ładunek.
– Dobrze. Jedziemy. – Ivan zobaczył, że w ich stronę biegną Szkoci. Już czas. Dotknął prawego mankietu. Domyślał się, że go przeszukają, więc ukrył detonator ładunku C4 w spince. Wystarczy jeden ruch i zapasy syntetycznej krwi Draganestiego nie będą już problemem.
Shanna zaniemówiła. Seks wampiryczny? Nie wiedziała nawet, że coś tak osobliwego istnieje. Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać. Ale czy w ogóle brać to pod uwagę? Korciło ją jednak, żeby spróbować.
W ciążę przecież nie zajdzie. Roman ma być w innym pomieszczeniu, więc nic jej nie grozi. Nie będzie ukąszeń, objęć, brutalności. Nie będzie małych wampirków w pokoju dziecinnym.