Выбрать главу

– Kłamiesz, świnio. Niemożliwe, żebyś miał dwustu.

– Ściągnęliśmy posiłki z Anglii, ale nie musisz wierzyć mi na słowo. Sam się przekonasz.

Petrovsky zaklął po rosyjsku.

– My też możemy to zrobić, ściągnąć setki z Rosji.

– Za późno. W Rosji już jest dzień. Dzwoń, ale nikt nie odbierze. – Roman słyszał chichoty przyjaciół. Wiedział, że to, co zaraz powie nie przypadnie im do gustu.

– Ale skoro jesteś w kropce, mogę zaproponować układ.

– Układ?

Angus, Connor i Jean-Luc podeszli do biurka z poważnymi minami.

– Czego pragniesz najbardziej na świecie? – zapytał Roman. – Bardziej niż śmierci Shanny Whelan czy kilku Szkotów?

Petrovsky się żachnął.

– Chciałbym wyrwać ci serce i upiec na wolnym ogniu.

– Dam ci ku temu okazję. Załatwmy to raz na zawsze. Tylko ty i ja.

Angus pochylił się nad jego uchem.

– Co ty opowiadasz? – szepnął. – Nie pozwolimy ci walczyć samemu.

– Wojownicy chcą bitwy – dodał Jean-Luc. – Zwycięstwo gwarantowane.

Roman zakrył dłonią słuchawkę.

– Tak będzie najlepiej. Nie narażamy nikogo. Connor zmarszczył brwi.

– Poza tobą. Nie zgadzamy się.

– Co ty proponujesz, Draganesti? – dopytywał się Petrovsky. – Chcesz się poddać?

– Nie. Proponuję pojedynek. Na srebrne miecze. Do śmierci.

– A co zyskam, wygrywając, poza rozkoszą obserwowania, jak zmieniasz się w proch?

– Moja śmierć będzie ceną za bezpieczeństwo moich pracowników, klanu, Szkotów i Shanny Whelan. Nie zrobisz im krzywdy.

– Nie! – Angus uderzył pięścią w stół. – Nie zrobisz tego. Wszyscy zaczęli głośno protestować.

Roman uciszył ich gestem dłoni.

– Jakie to szlachetne z twojej strony – szydził Petrovsky. – Ale dla mnie to żadna frajda. Chcę zwycięstwa Prawdziwych.

Zastanawiał się chwilę.

– Dobrze, jeśli przegram, skończy się produkcja serii fusion. – Kto poza nim zna recepturę?

– Krwi syntetycznej też?

– Nie, ona ratuje ludzi. Chyba chcesz, żeby byli zdrowi? Petrovsky się żachnął.

– Dobrze. Załatwię cię i skończę z fusion. Druga nad ranem, Central Park, East Green. Bądź.

– Jeszcze jedno. – Roman nie dał mu się rozłączyć. – Nie ustaliliśmy, co ja zyskam, wygrywając.

– Ha! Nie wygrasz.

– Jeśli wygram, twoi ludzie przysięgną, że nie skrzywdzą moich. To dotyczy moich pracowników, klanu i Shanny Whelan.

– Co? Czyli są bezpieczni, bez względu na to, czy przeżyjesz, czy nie. Do bani.

– To jest mój warunek – powiedział twardo Roman. – Chcesz mnie zabić? Skończyć z linią fusion? Przyjmij go.

Petrovsky milczał. Angus i Jean-Luc rzucili się na Romana.

– To idiotyzm, mon ami. Kiedy się ostatnio fechtowałeś? Nie pamiętał.

– Szkoliłeś mnie przez ponad sto lat. Dam sobie radę.

– Wyszedłeś z wprawy. – Angus łypał groźnie. – Od dawna tylko siedzisz w laboratorium.

– Exactement - oznajmił Jean-Luc. – Stanę do walki zamiast ciebie.

– O nie! – Roman zaprotestował. – Ja ciebie przemieniłem i nie zaryzykuję twojej duszy nieśmiertelnej.

Jean-Luc zmrużył oczy.

– I tu jest pies pogrzebany. Ciągle masz wyrzuty sumienia, że nas przemieniłeś.

– Niech to szlag – huknął Angus. – To nasza sprawa! Za kogo ty się uważasz, do cholery?

Puszczał ich słowa mimo uszu.

– Przychodzimy sami. Tylko ty i ja, i walczymy do końca, aż zostanie jeden. Zgadzasz się?

– Tak, ale tylko dlatego, że od ponad pięciuset lat chciałem cię zabić. Pomódl się, klecho. Dziś umrzesz. – Petrovsky się rozłączył.

Roman odłożył słuchawkę i wstał.

– Nie zrobisz tego! – krzyknął Angus. – Nie pozwolę! Położył mu rękę na ramieniu.

– To moja decyzja, przyjacielu. Tym samym uratuję wiele istnień.

– Z nas wszystkich ja jestem najlepszym szermierzem. – W niebieskich oczach Jean-Luca pojawił się lodowaty błysk. – Żądam, byś mi pozwolił stanąć do walki zamiast ciebie. Mam do tego prawo.

– Nie obawiaj się, Jean-Luc. – Roman poklepał go po ramieniu. – Dobrze mnie wyszkoliłeś. Czyż to nie ja zadałem Casimirowi śmiertelny cios?

Jean-Luc zmierzył go wzrokiem.

– Tylko dlatego, że byłem tuż za tobą.

– Nie myślisz logicznie – rzucił ze złością Angus. Jesteś załamany, bo ta dzierlatka cię zostawiła.

Roman milczał. Czyżby przyjaciel miał rację? Czy byłby równie skory do poświęceń, gdyby z Shanną dobrze się układało? Ale przecież nie chciał zginąć. Wierzył, że wygra. Śmierć Petrovskiego osłabi Malkontentów, lecz ich nie powstrzyma. Musi żyć dalej, by chronić bliskich.

– Już zdecydowałem.

– Będę twoim sekundantem – oświadczył Connor.

– Nie. Stajemy w pojedynkę.

– Petrovsky nie dotrzyma warunku – ostrzegł Angus. – Jemu nie można ufać, sam wiesz.

– Ja nie złamię danego słowa. I wy też nie. – Po kolei patrzył im w oczy. – Nie wiecie, gdzie się odbędzie pojedynek i nie będziecie mnie śledzić.

Patrzyli na niego z przerażeniem. Angus już otwierał usta, by zaprotestować, ale Roman nie pozwolił mu mówić.

– Musicie mi to obiecać. Nie pójdziecie za mną.

– Dobrze. – Angus powiódł wzrokiem po twarzach przyjaciół. – Masz naszą zgodę.

Roman szedł do drzwi.

– Już kiedyś tak było – powiedział Szkot. – Pycha ci podpowiadała, że uratujesz wioskę, a w rezultacie wpadłeś w szpony Casimira. Teraz chcesz ocalić nas wszystkich.

Roman zatrzymał się. Spojrzał na Angusa.

– To nie to samo.

– Czy aby na pewno? Uważaj, przyjacielu. Pycha już raz ciebie zgubiła.

Shanna usiadła na posłaniu. Rozejrzała się zdezorientowana.

– Dobrze się czujesz? – zapytał Austin.

– Ja… Tak. Chyba zasnęłam. – W pokoju hotelowym towarzyszyło jej dwoje strażników. Oprócz Austina zjawiła się też młoda brunetka. Zegarek wskazywał dwudziestą dwadzieścia.

Cholera. Za długo spała, ale przecież całą noc nie zmrużyła oka.

– Ciemno już?

– Pewnie. – Austin wskazał pizzę na stoliku. – Głodna?

– Za chwilę. – A więc Roman już nie śpi. Szykuje się na wojnę z Rosjanami? Musi z nim porozmawiać, upewnić się, że nic mu nie jest. Ojciec zabrał jej komórkę. Zerknęła na aparat przy łóżku. Wyłączony. Austin to zrobił, ledwie tu weszli. Nie ufali jej. Nie dziwiła im się – prawdę mówiąc, mają rację. Skorzysta z pierwszej okazji, by wrócić do Romana.

– Cześć, jestem Alyssa – przedstawiła się brunetka. – Ojciec prosił, żebym ci przywiozła ubrania. – Wskazała walizkę przy łóżku.

Shanna rozpoznała swoje stare rzeczy – Dzięki.

– Złapaliśmy DVN. – Austin włączył dźwięk w telewizorze. – Wybuch w Romatechu to wiadomość nocy. Wszyscy się zastanawiają, czy Draganesti dziś się zemści.

– Wampiryczna telewizja jest niewiarygodna – mruknęła Alyssa, popijając colę. – Mają opery mydlane, jak my. I co to jest chocolood, do licha?

– Napój z krwi i czekolady – wyjaśniła Shanna. – Kobiety bardzo go lubią, choć podobno od niego tyją.

Alyssa parsknęła śmiechem.

– Nabierasz nas.

– Nie. Właśnie dlatego Roman opracował nowy napój, blood lite.

Roześmieli się oboje. Austin pokręcił głową.

– Zupełnie inaczej ich sobie wyobrażałem.

– Ja też. – Alyssa wbiła zęby w pizzę. – Myślałam, że są bladzi i paskudni, a oni wyglądają normalnie.