– Co, Draganesti, wydaje ci się, że wygrywasz? Mylisz się, tak samo, jak się myliłeś co do Casimira.
Nie spuszczał go z oka.
– Casimir nie żyje.
– Czyżby? – Ivan poruszał się zręcznie. – Widziałeś, jak umiera?
– Padł tuż przed wschodem słońca.
– A ty i twoi ludzie uciekliście przed świtem. Nie wiecie, co było potem. Zabrałem go do kryjówki.
Zbiorowy jęk Szkotów.
– Kłamiesz. – Roman był blady jak ściana. – Casimir nie żyje.
– Owszem, żyje. I gromadzi armię, bo pragnie zemsty! – Zaatakował, pchnął przeciwnika w brzuch.
Roman odskoczył, ale szpada zostawiła ślad. Z rany popłynęła krew. Zatoczył się w tył.
Shanna jęknęła. Zobaczyła, że za jego plecami dwóch Rosjan wyciąga broń.
– Uważaj! – Rzuciła się w jego stronę. Angus złapał ją błyskawicznie.
– Nie, dziewczyno.
Roman odwrócił się, broniąc przed atakiem Rosjan. Ivan łypnął na Shannę.
– Mam cię dość, suko! – Zbliżył się do niej, przecinał powietrze ostrzem.
MacKay pchnął ją za siebie i chwycił za broń, ale Jean-Luc go uprzedził, zaatakował z uniesioną szpadą. Ivan odskoczył. Jean-Luc atakował, spychał Ivana do defensywy.
Shanna jęknęła, widząc, jak miecz Romana przebija serce rosyjskiego napastnika. Runął na ziemię i zmienił się w pył. Drugi Rosjanin rzucił broń i się wycofał.
– Angus, zabierz ją do domu, tam będzie bezpieczna. – Roman przyciskał dłoń do rany na brzuchu.
Shanna chciała do niego podbiec, ale Angus jej nie puszczał.
– Chodź z nami, jesteś ranny. Zazgrzytał zębami.
– Mam tu niedokończone sprawy. – Zaatakował Petrovskiego.
Jean-Luc odskoczył, gdy ci dwaj skrzyżowali miecze. Roman zręcznie wyłuskał mu broń z ręki. Miecz przeciął powietrze, upadł na ziemię koło Rosjanina.
Petrovsky rzucił się w tamtą stronę. Roman ciął w jego nogi. Ivan się zachwiał. Upadł, przetoczył się w bok, ale Roman już dotykał czubkiem miecza serca Ivana.
– Przegrałeś – wysyczał. Petrovsky rozglądał się nerwowo. Roman przyciskał ostrze do jego piersi.
– Przysięgnij, że ty i twój klan nigdy nie skrzywdzicie moich ludzi.
Ivan przełknął ślinę.
– Przysięgam.
– I że zaprzestaniecie ataków terrorystycznych na moje fabryki.
Skinął głową.
– Jeśli przysięgnę, darujesz mi życie? Jean-Luc wystąpił naprzód.
– Roman, on musi zginąć.
– Aye. - Angus puścił Shannę i szedł w ich stronę. – Nie możesz mu ufać.
Roman odetchnął głęboko.
– Jeśli zginie, ktoś inny przejmie jego klan i przywództwo Malkontentów, a nowy zwierzchnik nie da nam spokoju. Ale jeśli Petrovsky pozostanie przy życiu, dotrzyma słowa. Prawda?
– Tak. – Kiwnął głową. – Dotrzymam słowa.
– Pewnie, że dotrzyma. – Uśmiechnął się ponuro. – Bo inaczej znajdę go za dnia i zamorduję, kiedy jest całkowicie bezradny. Rozumiemy się?
– Tak. – Ivan wstał powoli. Roman się cofnął.
– Więc sprawa załatwiona.
Jeden z Rosjan wystąpił z półkola, podniósł miecz Ivana.
– To chyba twój. – Dźgnął go w brzuch. Ivan się zatoczył.
– Alek? Czemu mnie zdradziłeś? – Osunął się na kolana.
– Ty draniu. Pragniesz przejąć mój klan, moją władzę.
– Nie. – Alek łypał gniewnie. – Twoje kobiety. Ivan padł na ziemię. Trzymał się za brzuch.
– Idiota. – Do Ivana podeszła wampirzyca, Wyjęła drewniany kolek zza pazuchy. – Traktowałeś mnie jak szmatę.
Chwytał powietrze gorączkowo.
– Galina. Ty głupia suko. Jesteś szmatą. Inna kobieta też wyjęła kołek z torebki.
– Już nigdy nie nazwiesz nas sukami. Przejmujemy twój klan.
– Co? – Kulił się na trawie. Kobiety były coraz bliżej. – Kalia, Galina, przestańcie. Nie umiecie poprowadzić klanu. Jesteście na to za głupie.
– Wcale nie jesteśmy głupie. – Galina uklękła koło niego.
– Będę miała wszystkich mężczyzn, których zapragnę.
Katia przyklękła z drugiej strony.
– A ja będę jak caryca Katarzyna. – Spojrzała na Galinę. – Już?
Jednocześnie wbiły kołki w jego serce.
– Nie! – Jego krzyk ucichł, gdy zmienił się w małą kupkę popiołu.
Wstały z kolan. Patrzyły na Szkotów.
– Chwilowe zawieszenie broni? – zaproponowała Katia.
– Zgoda – odparł Angus. Rosjanie zniknęli w mroku nocy. Koniec.
Shanna z trudem uśmiechała się do Romana.
– Dziwne to było. Ręce do góry, zabandażujemy ci ranę. Connor owijał go bandażem, a potem wyjął butelkę krwi i podał Romanowi.
– Dzięki. – Upił łyk i spojrzał na Shannę. – Musimy porozmawiać.
– Pewnie. Nie waż się więcej zgadzać na pojedynki, bo zamknę cię w srebrnym pokoju i zgubię klucz.
Uśmiechnął się i objął ją.
– Uwielbiam, kiedy mi rozkazujesz.
– Puść ją! – zawołał męski głos.
Shanna się odwróciła. Jej ojciec zbliżał się do nich z latarką w dłoni. Za nim szli Garrett, Austin i Alyssa. Mieli latarki i srebrne pistolety, na biodrach – pasy z drewnianymi kołkami. Zatrzymali się w bezpiecznej odległości i obserwowali rozwój wydarzeń. Światła ich latarek błądziły po polanie.
Ojciec skierował snop światła na kupkę kurzu.
– To Ivan Petrovsky? – zapytał.
– Aye - odparł Angus. – A pan to Sean Whelan?
– Owszem. – Patrzył na drugi pagórek. – Kolejny Rosjanin?
– Tak – odparł Roman. – Ja go zabiłem. Sean westchnął i rozejrzał się po polanie.
– Nie na to liczyłem. Tylko dwa trupy.
– Co ty opowiadasz? – odezwała się Shanna.
– Świetnie odegrałaś swoją rolę, skarbie. Zdaję sobie sprawę, że jesteś pod wpływem tego potwora, który cię teraz dotyka. Poprosiłem Austina, żeby dał ci wolną rękę. Wiedziałem, że zawiadomisz przyjaciół Draganestiego.
– Liczyłeś na wojnę. – Roman przyciągnął Shannę do siebie. – Liczyłeś, że zginiemy.
– Mniej roboty dla nas, jeśli sami się wytłuczecie. – Wzruszył ramionami. – Ale i tak was dopadniemy, zapamiętaj to sobie.
Jean-Luc uniósł miecz.
– Nierozważne słowa, skoro mamy nad wami liczebną przewagę.
– Aye. - Angus szedł w ich stronę. – Musicie zrozumieć, że nas potrzebujecie. Teraz, nawet w tej chwili, okrutny wampir gromadzi armię. Bez nas nie pokonacie Casimira.
Sean zmrużył oczy.
– Nigdy o nim nie słyszałem. I niby dlaczego miałbym uwierzyć demonowi?
– Uwierz mu, tato! – zawołała Shanna. – Ci ludzie są ci potrzebni.
– To nie ludzie! – wrzasnął Sean. – A teraz odejdź od potwora i chodź ze mną.
Roman odchrząknął.
– To chyba nie jest dobra chwila, by prosić o rękę pańskiej córki.
Sean wyrwał kołek zza pasa.
– Prędzej spotkamy się piekle. Roman się skrzywił.
– Wiedziałem, że to nieodpowiedni moment. Shanna dotknęła jego policzka.
– Idealny.
– Shanno, dam ci wszystko, czego pragniesz. Dom z drewnianym ogrodzeniem…
Roześmiała się, przywarła do niego.
– Pragnę tylko ciebie.
– Nawet dzieci – ciągnął. – Wymyślimy w jaki sposób umieścić moje DNA w żywym nasieniu.
– Co? – Zrobiła wielkie oczy. – Chcesz być ojcem?
– Pod warunkiem, że ty będziesz matką. Rozpromieniła się.
– Ale wiesz, że musisz się pozbyć haremu?
– Już to załatwiłem. Póki same nie staną na nogi, Gregori weźmie je do siebie.
– Jakie to miłe z jego strony. – Parsknęła śmiechem. – Jego matka dostanie zawału.
– Kocham cię, Shanno. – Pocałował ją w usta.