Chwycił dziewczynę i kilkakrotnie zanurzył jej głowę w beczce z wodą. Lisa z trudem łapała powietrze a Wasyl wycierał jej twarz w swą koszulę.
Wytrzeźwiała natychmiast, choć nadal miała nogi jak z waty. Zachwiała się, a wtedy Wasia wsparł ją ramieniem. Wtuliła się w jego pierś i marzyła tylko o jednym: żeby się zapaść pod ziemię.
– Wasia, tak strasznie mi wstyd! Nigdy więcej nie będę ci mogła spojrzeć w oczy.
– Nie masz się czego wstydzić!
– Ależ tak – mamrotała. – Zachowałam się jak dziewka! Co ja ci naopowiadałam… Ale wiesz, kiedy mówiłam, że jestem już dorosła… to naprawdę… chciałam, żebyś…
– Byłaś pijana – rzekł gwałtownie. – W ogóle nie przywiązywałem wagi do tego, co mówisz. Ludzie wygadują różne bzdury, gdy umysł zmąci im gorzałka. Ja to wiem najlepiej! – Jego głos zdradzał głęboką pogardę dla własnej osoby. – To, co wygadywałaś, niewarte jest w ogóle zapamiętania – ciągnął już łagodniej. – Przecież wiem, że tak wcale nie myślisz.
Lisa uśmiechnęła się z ulgą.
– Oczywiście, że nie, już mi przeszło to dziwne uczucie. Masz rację, nie byłam sobą.
Wasyl milczał. Podtrzymywał ją bardzo delikatnie, jak gdyby pomimo okoliczności, które pchnęły mu ją w ramiona, zamierzał dochować swej obietnicy, że nie będzie się jej naprzykrzał. Dziewczyna poczuła, że gładzi ją po plecach.
– Ale innych, to znaczy Fiedię i tych nieznajomych, odepchnęłaś? – zapytał.
– Oczywiście! Czyż mogło być inaczej? – rzuciła wzburzona.
Popatrzył na nią ze zdumieniem.
Wtedy nagłe zrozumiała, że zdradziła swą tajemnicę. Wyrwała się z jego objęć, a on szepnął głosem pełnym rozpaczy:
– Och, Liso, Liso…
Zapadła pełna napięcia cisza. Lisa niemal przestała oddychać w obawie, że zburzy ten niezwykły nastrój. Zaraz jednak poczuła, jak Wasyl kładzie swą dłoń na jej dłoni.
– Chodź, Liso – odezwał się zwykłym głosem. – Spróbujemy się dowiedzieć, kto ci to zrobił. O, idzie Natasza z kawą. Wszystko będzie dobrze. O nic się nie martw.
Wasia zwołał kompanów do namiotu i wyjaśnił, co się stało.
– Pojmujecie, co to oznacza? – zapytał surowo. – Incydent z koniem Lisy przy porohu mógł być dziełem przypadku. Niewykluczone też, że ktoś obcy opłacił Kozaków w stanicy, by wyciągnęli od Lisy informacje o planach sułtana. Ale raczej wszystko wskazuje na to, że zdrajca jest wśród nas.
Zapadła przytłaczająca cisza. Noc jeszcze nie ustąpiła miejsca brzaskowi poranka i obóz kozacki trwał pogrążony we śnie.
Natasza rzuciła okiem na Wołodię, ale szybko odwróciła wzrok. Dima uderzał palcami w swój instrument, lecz nie odważył się wydobyć zeń nawet najlżejszego dźwięku.
– To był na pewno mężczyzna – rzekła Lisa z przekonaniem.
– A więc Natasza pozostaje poza podejrzeniami – potwierdził Wasia sucho. – Zawsze to dla mnie jakaś pociecha. – Z trudem tłumiąc złość, dodał: – Wiecie, kim jest Lisa? I jakie było jej życie? Ilu miała przyjaciół, jak myślicie? Powiem wam, nie miała nikogo bliskiego! Wszędzie wyróżniała się spośród innych, była odmieńcem, a takich zawsze się niszczy. Zgodnie z okrutnym prawem przyrody. I powiem wam coś jeszcze. Kiedy zdobędę pewność, kto jest zdrajcą, zamorduję go bez litości!
ROZDZIAŁ VII
– Powiedziałeś, że Lisa nie miała przyjaciół – wtrąciła cicho Natasza. – Wydaje mi się, że ty…
– Ja? – przerwał jej Wasia. – Ode mnie powinna się trzymać z daleka.
Lisa popatrzyła na niego ze smutkiem i potrząsnęła głową. Wasia spuścił wzrok.
Wiele wysiłku kosztowało go, by mówić dalej:
– Spróbuję wam wyjaśnić, dlaczego wspomniałem o życiu Lisy. Ona jest Szwedką i pochodzi z wyspy na Morzu Bałtyckim. U nikogo nie zaznała ciepła. Jej najbliżsi zmarli podczas długiej wędrówki z ojczystych stron na Ukrainę. A rodzina, która ją przygarnęła, miała dość własnych zmartwień. Była taka samotna! Mając piętnaście lat spotkała pewnego pozbawionego skrupułów rozbójnika, który wykorzystał jej czyste serce, szczere oddanie i poświęcenie. Uznała go za swego przyjaciela, pierwszego w swym życiu, druha, któremu mogła się zwierzyć, któremu chciała ofiarować całą miłość tłumioną gdzieś w głębi serca. Ale mężczyzna okazał się draniem. Wprawdzie żywił ogromną czułość dla tej delikatnej, naiwnej dziewczynki, ale czułość stłumiły emocje wielekroć silniejsze.
– Dzięki, już to słyszeliśmy – przerwała mu Natasza. – I wiesz co, kochany bracie? Myślę, że twoja czułość wobec niej była znacznie silniejsza, niż ci się wydaje. Myślę…
– Zamknij się! – wybuchnął Wasia, udręczony. – Człowiek w ogóle nie powinien mieć rodzeństwa, bo ono odgaduje jego myśli. Ale do rzeczy. Wiecie, że Lisa została wzięta w jasyr i spędziła u Tatarów cztery długie lata.
– Kiedy ty tymczasem łupiłeś, grabiłeś i zabijałeś jak oszalały – wtrąciła znów niepoprawna Natasza. – Nie było rzezi, w której byś nie uczestniczył. Pociągało cię bestialstwo i okrucieństwo. Ale okazuje się, że upór, z jakim niszczyłeś własne życie, ma konkretną przyczynę.
– Przestań! – krzyknął Wasia z desperacją. – Nie mówimy teraz o mnie, lecz o Lisie. Nie pojmujecie, że zależało mi na tym, by czuła się wśród nas dobrze? Tymczasem, biedna, znowu nie wie, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Ale ja to sprawdzę! Chcę wiedzieć, co każdy z was robił w nocy. Fiodor!
– Akurat ja jestem chyba usprawiedliwiony – wymuszenie uśmiechnął się Fiedia, dotknąwszy guza na głowie.
– Opowiedz wszystko po kolei!
Fiedia siedział skulony z boku i bawił się nerwowo wstążkami zwisającymi z domry Dimy.
– A więc tak, najpierw przyszła Natasza i poprosiła, bym był szczególnie czujny, bo ona musi wyjść za potrzebą…
– Natasza, zapomniałaś, że ustaliliśmy, iż Lisa musi mieć zawsze dwóch strażników?
Natasza patrzyła skruszona.
– Wiedziałam, ale…
– Mów dalej, Fiedia!
Kaleka był wyraźnie zdenerwowany, ale Wasyl nie ustępował.
– Podszedł do mnie jakiś mężczyzna i zaczęliśmy rozmawiać.
– Kto to był? Widziałeś go wyraźnie?
– Nie, przecież było ciemno. Ale cuchnął gorzałką. I chyba nie był sam, bo nagle ktoś zdzielił mnie w tył głowy z taką siłą, że zobaczyłem gwiazdy. Potem już nic nie pamiętam. Ocknąłem się, kiedy Natasza oblała mnie wodą.
– Świetny wartownik, nie ma co – mruknął Wasia. – A ty, Natasza, wymknęłaś się, żeby spotkać się z Wołodią?
– Okazuje się, że nie tylko ja jestem niedyskretna – z przekąsem odrzekła siostra.
– Znalazłaś go?
– Nie, ale to nie znaczy, że jest winny.
– Miła jesteś – wtrącił Dima i obrzucił ją posępnym spojrzeniem.
Wołodia, silny, grubo ciosany Kozak o ponurym usposobieniu, spojrzał na Wasię zamyślony, ale w jego miodowopiwnych oczach pojawił się błysk.
– A co z tobą? – spytał. – Gdzie byłeś?
– Pewnie jak zwykle zabawiał się z jakąś dziewką – wtrącił pogardliwie Fiedia.
Wasia poderwał się z miejsca, runął na Fiedię i powalił go na ziemię.
– Nie! – krzyczał rozwścieczony. – Nie, nie, nie! Dziewki ze stanicy nic mnie nie obchodzą. Nie chcę ich widzieć na oczy!
– A to ci nowina – burknął pod nosem Wołodia, ale pomógł Nataszy rozdzielić walczących.
Wasia przymknął oczy i usiłował uspokoić nierówny oddech, a potem, nie zważając na obecność pozostałych, zwrócił się do Lisy i rzekł ponuro:
– Rozumiesz już, jakie to bagno? Pojmujesz, że nie mam prawa nawet o tobie pomyśleć? Sam sobie tego zabraniam!