Nadszedł Wasia i spojrzał na Dimę z ukosa.
– Co to, step jest dla ciebie za mały? – spytał z przekąsem.
Dymitr natychmiast zdjął głowę z kolan Lisy. Wasia poszedł dalej.
– Dima, znasz tę baśń o Wasylissie? Opowiedz mi!
– O, wiele powstało o niej baśni: o pięknej Wasylissie, mądrej Wasylissie, i tak dalej, i tak dalej.
– Czy jest jakiś związek między nią a pozbawionym serca Czarodziejem Mścicielem? – spytała i mrużąc oczy, spoglądała na Wasię, którego sylwetka rysowała się na tle słońca.
– O, tak. On również występuje w większości baśni. To pomiot szatana. Nie ma serca, więc nie można go zabić. Porwał Wasylissę i uwięził w swej ponurej twierdzy.
Lisa nie spuszczała wzroku z Wasi.
– Ta baśń jest bez sensu. Skoro ją porwał, to musiał ją kochać. A skoro kochał, to znaczy, że miał serce…
Kiedy ruszali w dalszą drogę, słońce grzało już mocno. Tak pieczołowicie pielęgnowana przez Tatarkę skóra Lisy poczerwieniała pod wpływem słonecznych promieni.
Jechali w zwartej grupie. Wasyl przestał unikać Lisy, ale dziewczynę przepełniała tak głęboka pogarda dla niego, że równie dobrze mogły oddzielać ich kilometry.
– Wołodia – odezwała się Lisa. – Dokąd właściwie jedziemy? Gdzie stacjonuje ataman?
– W Chersoniu.
Lisa odwróciła się do Wasyla i popatrzyła zdziwiona.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś? Przecież to niedaleko szwedzkiej osady.
Uśmiechnął się trochę niepewnie.
– Zamierzałem zadbać o to, byś mogła tam pojechać, gdy tylko złożymy raport atamanowi.
– Nie jestem pewna, czy chcę tam wrócić – rzekła bezbarwnie. – Szczerze mówiąc, boję się spotkania z nimi po tylu latach.
Wasyl przeraził się jej nieobecnego, pozbawionego wyrazu spojrzenia. Co się stało? pomyślał z lękiem. Znów odgrodziła się ode mnie niewidzialnym murem. Boże, pomóż, bym nie stracił z nią kontaktu.
Naraz Wołodia zawołał go i wskazał ręką na zachód. Wszyscy przystanęli.
Czarne punkciki na horyzoncie błyskawicznie się powiększały i szybko stało się jasne, że to oddział ośmiu jeźdźców na niewysokich krępych koniach.
– Tatarzy? – zastanawiała się Natasza. – Skąd oni się wzięli?
Wasyl szybko zerknął na Lisę. Pozostali myśleli o tym samym.
– Nas jest tylko sześcioro. Odwrót. Uciekajmy!
Popędzili konie i pogalopowali przez step.
Lisa z trudem utrzymywała się w siodle, brakowało jej wprawy. Nie próbowała nawet obejrzeć się za siebie w obawie, że spadnie.
Wołodia poganiał ich.
– Dawaj! Dawaj! Dalej! Szybciej!
– Podjedźmy na tamto wzgórze! – krzyknął Wasia, widząc, że Lisa nie nadąża.
Wjechali na szczyt i ku swej radości odkryli, że wśród skał znajdują się wejścia do jaskiń i podziemnych korytarzy. Dziewczętom przykazano, by ukryły się w takim przejściu, ale Natasza zaprotestowała. Chciała walczyć.
– W takim razie ja też zostanę – oznajmiła Lisa śmiertelnie przerażona.
– O, nie, durna, przecież oni właśnie ciebie chcą złapać! – rzekł niecierpliwie Wasia i pociągnął ją zdecydowanie w ciemne czeluści korytarza. – Zostań tu! Zrobisz nam przysługę, jeśli będziesz się trzymać na uboczu.
– A jeśli was zranią albo zabiją?
– Wtedy będziesz musiała uciekać na własną rękę.
– Nie o tym myślałam. Ja nie chcę, żebyś… żebyście zginęli.
Wasia umilkł, nadal ściskając mocno jej ramię.
– Czy to nie byłoby dla nas obojga najlepsze wyjście? – spytał w końcu. A potem wręczył jej swój nóż i szybko zniknął.
Lisa siedziała bezczynnie, podczas gdy z góry dochodziły ją odgłosy walki. Dotkliwie odbierała swoją nieprzydatność. Serce biło jej mocno jak schwytanemu ptakowi. Ściskała nóż w dłoni, choć dobrze wiedziała, że nigdy nie będzie w stanie go użyć, nawet gdyby stanęła oko w oko z Tatarem.
Na górze ktoś postękiwał żałośnie. Kto to? Lisa wstrzymała oddech i usłyszała wśród jęków soczyste przekleństwa, które mogła ciskać jedynie Natasza.
– Och, Natasza – szepnęła Lisa niespokojnie. Bardzo przywiązała się do młodszej siostry Wasyla.
Wtedy usłyszała inny głos, przepełniony złością pomieszaną z lękiem.
– Wy, diabły jedne! Napadacie na Nataszę, małą bezbronną dziewczynę?
Lisa uśmiechnęła się, poznając głos Wołodii. Natasza, najwyraźniej już bezpieczna, zawołała równie zachwycona, co zdumiona:
– Wołodia!
Zadudniły kopyta uciekających koni, stopniowo wszystko ucichło.
Lisa rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w mrok. Z góry nie dochodził jej żaden dźwięk. Dopiero po chwili usłyszała czyjeś kroki w podziemnym korytarzu. Ktoś nadchodził.
– Lisa!
Poznała głos Dimy. Rzuciła mu się w ramiona i uścisnęła mocno.
– Och, Dima. Tak się bałam. Nic nie było słychać, już myślałam, że…
– Natasza została ranna strzałą w nogę. Poza tym poszło nam dobrze. Ci Tatarzy, którym udało się przeżyć, uciekli. Na szczęście osłaniały nas skały.
– Czy Natasza jest poważnie ranna?
– Nie będzie mogła z nami dalej jechać, a Wołodia nalega, by mógł jej towarzyszyć.
Lisa uśmiechnęła się.
– Czy Natasza ma coś przeciwko temu?
– Nie sądzę – odpowiedział jej także z uśmiechem.
Natasza uroczyście pożegnała się ze wszystkimi.
– Teraz już wiesz, Waśka, jaka jest rada – rzekła z rozbrajającą otwartością. – Postaraj się, by cię raniono, a wtedy ukochana padnie przed tobą plackiem.
Wasyl spojrzał na siostrę. Gdyby mógł, zabiłby ją wzrokiem.
– Bywaj, Liso! – powiedziała Natasza, siedząc już na końskim grzbiecie. – Chętnie widziałabym cię w naszej rodzinie. Szkoda, że mój braciszek skutecznie to uniemożliwił.
– Jedźcie już! Dbaj o nią, Wołodia! – przerwał jej Wasia ze złością.
Zostali tylko we czworo.
– Teraz Tatarzy wiedzą, gdzie jesteśmy. I sprowadzą posiłki.
Lisa nie chciała nawet myśleć o tym, co może się stać. Boleśnie odczuła rozstanie z Nataszą.
– Och, gdyby wszyscy mogli być tacy jak twoja siostra – rzuciła spontanicznie. – Chodzi mi o poczucie humoru. Mam dosyć tej ponurej atmosfery!
Wasyl przymkną! oczy i odetchnął z ulgą.
– Dzięki, dobry Boże!
– O co ci chodzi?
– Cieszę się, że znów się do mnie odzywasz. Że zniknął ten okropny niewidzialny mur odgradzający cię od świata. Jeśli tak właśnie zachowywałaś się w szwedzkiej osadzie, to nie dziwi mnie, że zostawiono cię na uboczu.
– Ja tylko się bronię przed rzeczywistością – powiedziała jakby na usprawiedliwienie i dodała już weselej: – Masz cudowną siostrę.
– No tak. Chociaż nie świeci przykładem.
– Może i nie, ale do niej to pasuje.
– Ale do mnie, nie…
– Owszem – przyznała Lisa. – Jest przy tym zasadnicza różnica między wami. Macie całkiem odmienne nastawienie do życia.
Wasia zacisnął usta. Nie mogła znieść jego przygnębienia, więc zebrała się na odwagę i dodała:
– Ale być może się mylę, bo w tym przypadku nie jestem obiektywna.
Delikatny uśmiech rozjaśnił jego surowe oblicze.
Przez chwilę oboje milczeli.
– Sądzisz, że zdrajca jest nadal wśród nas?
– Tak – odpowiedział po długim zastanowieniu. – Mam już pewne podejrzenia.
Lisa ukradkiem obejrzała się za siebie. Dima i Fiedia znajdowali się daleko w tyle.
– Powiedz, kto?
– Trudno ci będzie uwierzyć. Zresztą na razie sam nie jestem pewien. Wydaje mi się jednak, że atakujący Tatarzy wyraźnie omijali jednego z nas.