Выбрать главу

– Uważasz, że byłoby lepiej, gdybym wykorzystywał młode niewinne dziewczyny?

– Ależ nie! Tego bym ci nigdy nie wybaczyła!

– I ja sobie. Zrozum, dla mnie niewinność jest czymś świętym! Pojąłem to po tym, gdy tak bardzo cię skrzywdziłem.

Lisa pokiwała głową. Pamiętała, co opowiadał jej Dima. Czuła, że Wasyl mówi prawdę.

– Właściwie po co mi było żyć? – rzekł rozgoryczony. – Za każdym razem, kiedy się upiłem, czułem jeszcze większą tęsknotę, a przecież piłem po to, by zapomnieć. Wylewałem gorzkie łzy, no a gdy w pobliżu była jakaś kobieta…

– Nic nie mów! – prosiła zrozpaczona Lisa.

– Próbowałem sobie wyobrazić, że to ty. Ale nie udawało mi się.

Odwróciła się urażona.

– Liso – wyszeptał z lękiem w głosie.

– Zostaw mnie!

– Nie przejmuj się tym, nie powinienem ci o tym wspominać, wybacz mi!

– Są granice tego, co możesz mi wmówić – rzuciła ze złością. – Gotowa jestem ci uwierzyć, że myśl o tym, iż skrzywdziłeś dziecko, sprawiała ci ból. Ale utrzymywać, że tęskniłeś za mną fizycznie wtedy… i przez następne cztery lata. Nie, Wasyl, w to nie uwierzę.

Odwrócił ją do siebie i przycisnął jej głowę do piersi.

– Ależ to prawda! Dla mnie nikt inny poza tobą nie istniał. Nie możesz tego zrozumieć? Przecież sama mówiłaś, że nie myślałaś o innych mężczyznach.

Lisa starała się odsunąć go od siebie.

– To nie to samo. Ja żyłam w całkowitej izolacji, a przy tym byłam bardzo młoda.

Potężny Kozak, który spał obok, poruszył się przez sen. Bali się, że go obudzą, leżeli więc przez chwilę całkiem nieruchomo, prawie nie oddychając. Wasyl, pochylony nad Lisa, obejmował ją mocno.

Dziewczyna dostrzegła naraz komizm sytuacji i zaśmiała się bezgłośnie.

Wasia podniósł głowę i spojrzał na nią i również wybuchnął cichym śmiechem. Położył się z powrotem na plecach.

– Czy musimy się ciągle kłócić? – zastanawiała się Lisa.

– Owszem – powiedział z nagłą powagą. – Póki sobie wszystkiego nie wyjaśnimy.

– Kiedy to będzie?

– Wszystko zależy od ciebie. Bo tylko ty możesz mi pomóc.

– Powiedz, w jaki sposób, a chętnie pomogę.

Uniósł się na łokciach.

– Zostań ze mną – poprosił. – Sama widzisz, że nie piję i z całych sił próbuję zachowywać się przyzwoicie. Dla ciebie mógłbym uczynić wszystko…

Lisa poczuła, jak powoli ogarnia ją wewnętrzny chłód.

– A jeśli nie będę chciała i odejdę… zaczniesz znów pić na umór i zachowywać się jak zwierzę?

– Nie wiem – rzekł znękany. – Może.

– Jesteś tchórzem, Wasylu – wyszeptała ze złością. – Chcesz mnie zmusić, bym została z tobą. Całą odpowiedzialnością za swe postępowanie obarczasz mnie…

Potrząsnął głową. Słaby blask lampki oliwnej rzucał drżące cienie na jego silne ramiona.

Lisa spróbowała raz jeszcze:

– No dobrze. Miałeś swoje mrzonki, ja także miałam. Spotkaliśmy się teraz po kilku latach i przeżyliśmy rozczarowanie. Rzeczywistość nie wytrzymała konfrontacji ze światem marzeń.

Odwrócił się gwałtownie.

– Co ty mówisz? – szepnął nachylając się nad nią, a jego ciemne oczy błyszczały w półmroku. – Rzeczywistość nie dorównuje marzeniom? Liso, nie rozumiesz, że musimy walczyć, aby odnaleźć na nowo drogę do siebie? Wiem, że marzyłaś o rycerzu, a spotkałaś demona. Ale ja… Liso, nie śmiem powiedzieć, co czuję, żeby cię nie przerazić. Kiedy cię spotkałem przed czterema laty, byłaś niczym pąk róży, który zaczynał się rozwijać. Teraz jesteś dorosłą kobietą, o wiele piękniejszą, gorętszą i bardziej pociągającą niż wówczas. Gdybyś zdawała sobie sprawę, ile wysiłku mnie kosztuje, by panować nad sobą w twojej obecności, wtedy wiedziałabyś, że moje uczucia są szczere!

Lisa była oszołomiona, w głowie jej dudniło.

Wasia delikatnie przyciągnął ją do siebie.

– Nie – szepnęła i odsunęła go.

– Dlaczego? – spytał zachrypniętym głosem. – Przecież wiem, że tego pragniesz.

– Boję się…

Jęknął zrozpaczony i odwrócił twarz.

Aby wyjaśnić sytuację do końca, Lisa dodała:

– Nie chcę, by ucierpiała nasza przyjaźń. I nie chcę stać się ofiarą twojej namiętności.

Jego silne ramiona drżały.

– Jak mogłaś powiedzieć coś takiego!

Ujął delikatnie twarz dziewczyny i popatrzył jej w oczy.

– Och, Liso, Wasylisso! Jak zdołam cię przekonać, że mówię prawdę – szeptał zrezygnowany. – Chyba jesteś świadoma tego, że mógłbym cię mieć, gdybym tylko chciał, i Bóg mi świadkiem, że wiele razy podczas tej wyprawy byłem tego bliski. Nawet teraz walczę z samym sobą. Pragnę jednak twej miłości, a wiem, że nie zdobędę jej siłą. Czy nie rozumiesz, że myślę poważnie? Że po raz pierwszy odczuwam szacunek dla kobiety? – Musnął lekko ustami jej policzek, a niecierpliwe dłonie gładziły ją po włosach. – Gdyby było inaczej, stłumiłbym twój krzyk pocałunkiem, jaki już kiedyś poznałaś.

Z oczu Lisy posypały się skry.

– Za kogo ty mnie masz? – syknęła mu do ucha. – Jednym pocałunkiem nie zdołałbyś mnie uciszyć, mogę cię zapewnić, że narobiłabym hałasu. A zresztą co zrobiłbyś z moimi szarawarami?

Wasia zaniósł się śmiechem i zaraził nim Lisę. Leżący obok Kozak przestał chrapać. Wasyl położył ostrzegawczo dłoń na ustach dziewczyny.

– To może zaśniemy teraz? Póki jesteśmy przyjaciółmi.

Lisa pokiwała głową i przytuliła się mocno do niego.

– Och, Liso, moja najdroższa – szeptał.

Po chwili milczenia wyłowił jej odpowiedź, cichą niczym muśnięcie wiatru:

– Mój ukochany.

Wasyl wstrzymał oddech.

– Co powiedziałaś? – spytał.

– Nic takiego – mruknęła Lisa.

Obrócił się na brzuch.

– Powiedz to jeszcze raz – prosił rozgorączkowany. – Na Boga, powiedz jeszcze raz!

– Powiedziałam tylko: „mój miły” – rzekła poirytowana.

– Nieprawda!

Jej wargi zadrżały.

– Boję się ciebie, Wasia. Boję się, że mnie zranisz.

Odetchnął głęboko.

– Wybacz, że prosiłem, byś została ze mną, maleńka. Nie mam prawa. Ale to mówiła moja tęsknota, bez udziału woli – powiedział, kryjąc twarz.

Drgnął.

– Liso, nie wiem, czy powinienem ci to wyznać – zaczął niepewnie. – Jestem najgorszym draniem. Grabiłem i łupiłem, nie liczyłem się z ludźmi i ich uczuciami. Przegrałem swoje życie. Miałem tyle kobiet, a mimo to, kochana… czułbym się jak w raju, gdybyś mnie zechciała.

Łzy napłynęły Lisie do oczu. Wyciągnęła dłoń i ostrożnie pogładziła włosy i twarz Wasyla. Ręka jej drżała, bo jeszcze nigdy dotąd nie zdobyła się na taki gest. Poczuła pod opuszkami palców ciepłą, szorstką skórę.

Jęknął cicho, chwycił gwałtownie jej dłoń i przycisnął do ust.

Położyła głowę na zwiniętej pelerynie, zamknęła oczy, a Wasia pokrywał jej dłoń pocałunkami, coraz dłuższymi i intensywniejszymi. Nie ulegało wątpliwości, do czego one doprowadzą.

– Wasyl – poprosiła cicho.

Westchnął. Delikatnie położył rękę dziewczyny sobie na piersi, a ją całą dokładnie otulił peleryną.

W porannym brzasku Dima i Lisa stali przed stajnią. Lisa drżała z zimna.

– Co się z nimi dzieje? – narzekała. – Najpierw przepadł Fiedia, a teraz zniknął Wasyl, który wyruszył, by go odszukać.

Dima rozglądał się wokół bezradnie.

– Wprawdzie w mieście nie ma Tatarów, ale na wszelki wypadek idź do cerkwi i tam na mnie poczekaj. Sprawdzę, co się stało.

Lisa weszła do kościółka i z ciekawością chłonęła nie znaną sobie atmosferę tego miejsca. Na chórze ktoś intonował pieśń. Potem przemknęła do bocznej ławki i uklękła wraz z innymi. Miała nadzieję, że Bóg okaże się na tyle wspaniałomyślny, że rozstrzygnie jej dylematy.