Dima odezwał się cicho:
– Nie podchodź, Wasia. Myślę, że jakiś czas powinieneś się trzymać od niej z daleka.
Wasia stał przez chwilę, wsłuchany w stłumiony szloch Lisy. Popatrzył na skuloną, drżącą dziewczynę, a potem odwrócił się gwałtownie i odszedł.
– Dima, powiedz, co z niego za człowiek! – nie przestawała chlipać Lisa.
Dymitr przygarnął ją mocno i rzekł:
– Nie zapominaj, że wywodzi się z innego niż ty narodu. We wszystkim, co robi, kieruje się swoistym poczuciem sprawiedliwości. Jego uczucia są głębsze i silniejsze, niż możemy to sobie wyobrazić.
– Czy on w ogóle coś czuje, skoro zdolny jest do takich czynów?
– Tak, Liso. Czy nie rozumiesz, że targała nim dzika furia pomieszana z żalem i litością?
Lisa zamknęła oczy. Minął pierwszy szok, jednak dopiero po długiej chwili była w stanie odpowiedzieć Dimie.
– Rozumiem. Ale ten biedny, nieszczęśliwy Fiedia. Kaleka!
– Nie pozwól, by współczucie wzięło górę nad rozsądkiem. To prawda, że inwalidzi zawsze wywołują w nas litość, ale nie każdy z nich zasługuje na sympatię. Również wśród nich są zarówno dobrzy, jak i źli ludzie.
Lisa pokiwała głową na znak, że pojmuje.
– To prawda, choć jest im trudniej żyć, to jednak nie można im wybaczyć wszystkiego – przyznała.
– Właśnie, ale trzeba starać się ich zrozumieć. Spróbuj także zrozumieć gniew Wasi. To Fiedia spłoszył twego konia, kiedy przeprawialiśmy się przez rzekę przy porohu. Chodziło mu o to, byś się utopiła w rwącym nurcie. To on opłacił tych ludzi, którzy zmusili cię do wypicia wódki, by wydobyć z ciebie plany wojenne.
– Ale przecież został pobity!
– To akurat można łatwo upozorować. Sprowadził na nas Tatarów. Bóg jeden wie, co jeszcze zamierzał. Rano zniknął na długo…
Dima odsunął się trochę.
– Wydaje mi się, że ty powinnaś być ostatnią osobą, która wątpi w uczucia Wasyla. Bo jego wszelkimi działaniami, zarówno dobrymi, jak i złymi, kierowało tylko jedno: bezgraniczna czułość wobec ciebie.
– Skąd możesz o tym wiedzieć?
– Jestem chyba jedynym jego przyjacielem. Wiedziałem, jaką tragedię przeżywał w ciągu ostatnich czterech lat, i stąd moja wyrozumiałość.
Popatrzyła na niego zapłakanymi oczami, z których wyzierał ból i rezygnacja.
– Jesteś dla niego całym życiem, Liso. Zawładnęłaś nim bez reszty, a jego namiętność jest dzika, silna i wieczna. Nie raz doprowadzi cię do łez, ale nie jesteś w stanie bez niego żyć, tak jak i on nie jest w stanie żyć bez ciebie. Czy się mylę?
Lisa zapatrzyła się w morską dal.
– Nie – odpowiedziała cicho. – Wasylissa była więźniem w ponurym zamku Czarodzieja Mściciela. I żaden książę nie przybył, by ją wybawić z niewoli.
– Niech Bóg zlituje się nad tobą, Liso – szepnął Dima.
Popatrzyła na swe dłonie i odezwała się niepewnie:
– Wspomniałeś, że kiedy staliście nad przepaścią i spoglądaliście w otchłań, Wasyl powiedział ci coś jeszcze. Wybacz, Dima, że cię o to pytam, ale bardzo chciałabym wiedzieć.
Milczał przez chwilę, w końcu rzekł:
– No, cóż, chyba mogę. Powiedział z powagą: „Wiesz, to dziwne, ale już mnie nie pociąga śmierć. Przeciwnie, chcę żyć. Bo naszło mnie właśnie po raz pierwszy przedziwne pragnienie, by trzymać w ramionach syna, jasnowłosego chłopca o błękitnych oczach. Który wyrósłby na silnego mężczyznę, tak jak ja. Tylko że on byłby dobry i szlachetny”. Być może nie potraktowałem go równie poważnie, bo zapytałem: „A gdyby to była krucha czarnowłosa dziewczynka?” Ale Wasia tylko uśmiechnął się i odpowiedział: „Kochałbym ją równie mocno”. „Wiesz, że nie masz prawa do takich marzeń”, rzekłem mu. „Wyrządziłbyś tym krzywdę zarówno matce, jak i dziecku”. „Wiem”, odpowiedział cicho i odszedł.
– Biedny Wasia! – wyszeptała Lisa. – Pojadę za nim.
– Najsłodsza Liso, pozwól, że pocałuję cię jeden jedyny raz, nim wrota do zamku zamkną się za tobą!
– Dobrze, ale tylko w policzek.
Popatrzył na nią przekornie, ujął ją pod brodę i pocałował lekko. Potem odwrócił jej twarz ku swojej i delikatnie niczym muśnięcie wiatru jego wargi dotknęły jej ust.
Lisa westchnęła i pośpiesznie dosiadła konia, by jak najszybciej dogonić Wasię.
Spotkała go w połowie drogi do miasteczka. Jechał z kilkoma mężczyznami. Kiedy ją ujrzał, odprawił ich i zbliżył się do niej sam.
Spotkali się na łagodnym zboczu schodzącym ku morzu. Dzień był piękny. Pod błękitnym niebem rozpościerały się niezmierzone stepy i nieogarnione morskie odmęty.
Lisa nagle poczuła się taka niepozorna wobec tych nieskończonych przestrzeni, a jedynym punktem zaczepienia wydał się jej ciemnowłosy Wasyl, silny, osobliwy, nadzwyczajny.
– Wasia – rzekła bez tchu. Radość, jaką odczuła na jego widok, zdumiała ją samą. Tak jakby nie widzieli się od wielu dni. – Wasia, muszę ci to powiedzieć! Zrozumiałam, że byłam niemądra. Wybacz mi, jeśli możesz.
Zeskoczył z konia i zsadził ją z siodła, po czym poklepał zwierzęta i puścił je swobodnie.
Usiedli na zboczu, gdzie wśród zeszłorocznej trawy kiełkowała młoda wiosenna zieleń.
– O czym ty mówisz, maleńka? – spytał, kiedy usadowili się wygodnie.
– Ja… och, nie to takie głupie! Albo tak, powiem ci. Zrozumiałam, że można czuć pożądanie wobec człowieka, który tak naprawdę nic dla nas nie znaczy.
– Co masz na myśli? – zdziwił się, rzucając jej posępne spojrzenie.
– Że nie jestem już zazdrosna o kobiety, które kiedyś trzymałeś w ramionach. Byłam dziecinna sądząc, że one coś dla ciebie znaczyły, że dzieliły z tobą myśli, duszę, której ja nigdy nie posiądę. Że czułeś wobec nich oddanie. Teraz już wiem, że było inaczej.
Jego nozdrza drgnęły niebezpiecznie, groźnie.
– A skąd się tego dowiedziałaś? Czy to Dima?
– Wiesz, że jesteśmy z Dimą tylko przyjaciółmi, to znaczy on…
– Zakochał się w tobie? Owszem, wiem o tym – przerwał jej Wasia.
– Nie tak bardzo – wtrąciła pośpiesznie Lisa. – Po prostu jest trochę zauroczony. Spytał, czy mógłby mnie pocałować…
– Co? – krzyknął Wasia purpurowy ze złości.
– Nie czepiaj się drobiazgów! – zdenerwowała się Lisa. – To nie miało żadnego znaczenia. Pozwoliłam, by pocałował mnie w policzek. To było takie uroczyste pożegnanie przed wrotami zamku, nim się rozstaliśmy.
– Aha! I co potem?
– Wasia! Przestań patrzeć na mnie z taką złością, bo nie odważę się ci powiedzieć reszty. Potem pocałował mnie leciuteńko… w usta.
Dostrzegła, że Wasia z pasją wyrywa kępy traw z korzeniami.
– I wtedy… rozumiesz… – Umilkła. – Mimo że Dima nic dla mnie nie znaczy, ani teraz, ani nigdy, przeszedł mnie dreszcz. Wtedy zrozumiałam, że ciało i uczucia nie zawsze idą w parze. Ciało może reagować nawet wtedy, kiedy serce wcale tego nie chce…
Wasia dyszał gwałtownie.
– Ty… – zaczął.
– Rozumiem więc już teraz, że mogłeś być z różnymi kobietami, nic do nich nie czując – dodała Lisa szybko. – Wybacz mi, że byłam tak strasznie zazdrosna. Wiedz jednak, że pozbyłam się tego upokarzającego uczucia raz na zawsze!
Na twarzy Wasyla malowała się rozpacz.
– On mógł cię pocałować, a ja nie! Do czego ty zmierzasz, Liso? Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa. Jak możesz?
– Ależ, Wasia, czy naprawdę nie rozumiesz, co ci powiedziałam? Właśnie dlatego, że Dima nic dla mnie nie znaczy, uważam, że to było zupełnie nieistotne. A przecież pomogło mi zrozumieć, jak bardzo byłam wobec ciebie niesprawiedliwa.
– To ty nie rozumiesz, o czym mówisz! – zawołał. – Nie możesz porównywać tego, co zrobiłaś, z tym, co wyczyniałem, kiedy cię nie było. Pamiętaj, sądziłem, że zginęłaś, że nie istniejesz. Tymczasem ja żyję i przez cały czas jestem blisko ciebie. Gotów jestem dla ciebie umrzeć, a ty całujesz mojego najlepszego przyjaciela! Uważasz, że to w porządku?