– Nawet się nie obejrzysz, jak cię to znuży – zawyrokowała Kerry pogardliwym tonem. – Ty nigdy nie należałeś do tych, którzy przyjmują realia życia do wiadomości. I jeszcze do tej pory nie natknąłeś się na taki problem, od którego nie udałoby ci się uciec. Tylko poczekaj, aż rzeczywistość stanie się dla ciebie zbyt rzeczywista. Będziesz zwiewał najszybciej, jak się da.
– Nie tym razem – odparł Jay beznamiętnym głosem. – Nie tym razem.
– Pożyjemy, zobaczymy – chłodno skwitowała Kerry. – Tylko poczekajmy. Porozmawiamy po wyemitowaniu „Lądów obiecanych”.
Gdy tylko Kerry sobie poszła, Jay wsiadł do samochodu i pojechał do Lansquenet. Zostawił Rosę w domu z surowym przykazaniem, by w żadnym razie nie ruszała się z domu. Sam zamierzał dać upust swojej wściekłości w rozmowie z Nickiem Horneli. Jednak Nick okazał się o wiele mniej wyrozumiały, niż Jay oczekiwał.
– Uznałem, że to będzie doskonała promocja dla twojej książki – rzucił słodkim głosem. – Ostatecznie, Jay, rzadko się zdarza, by w tym interesie otrzymać drugą szansę, i muszę przyznać, że spodziewałem się po tobie o wiele entuzjastyczniejszego podejścia do tego pomysłu.
– Ach, tak. – Nie to spodziewał się usłyszeć, więc przez moment poczuł się całkiem zbity z tropu. Zastanawiał się, co dokładnie mogła Nickowi naopowiadać Kerry.
– Poza tym nie chciałbym cię poganiać, ale muszę ci przypomnieć, że wciąż czekam na podpisany kontrakt i ostatnią partię maszynopisu. Wydawca zaczyna się powoli wściekać, bo nie ma pojęcia, kiedy wreszcie raczysz skończyć. Gdybym chociaż mógł dostać ogólny szkic zakończenia…
– Nie – Jay usłyszał napięcie we własnym głosie. – Nie pozwolę się naciskać, Nick.
Nagle i niespodziewanie Nick przybrał przerażająco obojętny ton:
– Nie zapominaj, Jay, że w obecnych czasach jesteś nikomu nieznanym facetem. Oczywiście, owianym pewną legendą. To dobrze. Ale masz też określoną reputację.
– Jaką reputację?
– Nie sądzę, by na tym etapie twojej pracy podobna rozmowa była dla ciebie konstruktywna…
– Jaką pieprzoną reputację?
Jay niemal usłyszał, jak Nick wzrusza ramionami.
– OK. Stanowisz pewne ryzyko, Jay. Masz mnóstwo wspaniałych pomysłów, ale od lat nie stworzyłeś niczego wartościowego. Jesteś chimeryczny. Nie dotrzymujesz ter minów. Zawsze spóźniasz się na spotkania. Zachowujesz się jak jakaś cholerna primadonna, żyjąca wspomnieniami sukcesu sprzed dziesięciu lat, nie rozumiejąca, że w tym interesie nie można wypinać się na promocję i reklamę.
Jay usiłował zachować spokój i w żadnym wypadku nie podnosić głosu.
– Co ty właściwie usiłujesz mi powiedzieć, Nick? Nick westchnął ciężko.
– Chcę ci jedynie powiedzieć, byś wykazał pewną elastyczność – odparł. – Reguły gry uległy zasadniczej zmianie od czasów „Ziemniaczanego Joe”. W tamtych czasach odstawianie ekscentrycznego twórcy było OK. Tego nawet oczekiwano. Uważano za urocze. Ale w dzisiejszych czasach jesteś produktem rynkowym, Jay, i nie możesz sobie pozwolić na sprawianie ludziom zawodu. A w szczególności na sprawianie zawodu mnie.
– Bo co?
– Bo jeżeli nie odeślesz podpisanego kontraktu wraz z ukończonym maszynopisem w jakimś rozsądnym czasie – powiedzmy w ciągu miesiąca – to wówczas WorldWide wycofa ofertę, a ja stracę wiarygodność. A mam też innych klientów, Jay. Muszę mieć również na względzie ich interesy.
Jay odparł ciężko:
– Rozumiem.
– Posłuchaj, Jay. Chcę tylko twojego dobra. Przecież wiesz.
– Tak, wiem. – Jay miał już serdecznie dosyć tej rozmo wy i teraz tylko chciał ją jakoś skończyć. – Miałem ciężki tydzień, Nick. Działo się zbyt wiele rzeczy naraz. A gdy do tego zobaczyłem Kerry na swoim progu…
– Ona chce ci pomóc, Jay. Zależy jej na tobie. Wszystkim nam na tobie zależy.
– Jasne. Wiem. – Mówił łagodnym, miłym głosem, ale od środka zżerała go furia. – Wszystko będzie w porządku, Nick. Poradzę sobie. Zobaczysz.
– Pewnie, że sobie poradzisz.
Jay odwiesił słuchawkę z bezwzględnym przeświadczeniem, że w tej rozmowie był stroną przegrywającą. Coś się zmieniło. Gdy w jego życiu zabrakło ochraniającej go obecności Joego stał się znów bezbronny i podatny na ciosy. Zacisnął pięści.
– Monsieur Jay? Czy wszystko w porządku? To była Josephine, aż zarumieniona z troski. Kiwnął głową.
– Napijesz się kawy? Zjesz kawałek mojego ciasta?
Jay wiedział, że powinien natychmiast jechać do domu i sprawdzić, co się dzieje z Rosą, ale pokusa, by posiedzieć jeszcze chwilę w kawiarni, okazała się zbyt silna. Słowa Nicka zostawiły po sobie szkaradny osad, między innymi dlatego, że było w nich wiele prawdy.
Josephine miała dla niego mnóstwo nowin.
– Georges i Caro Clairmontowie skontaktowali się z jakąś panią z Anglii – kimś z telewizji. Ona twierdzi, że być może nakręci tu film, coś na temat podróżowania. Lucien Merle już o niczym innym nie mówi. Jest przekonany, że tym razem Lansquenet zostanie wypromowane na dobre.
Jay ze znużeniem pokiwał głową.
– Tak, wiem.
– Znasz tę kobietę?
Ponownie kiwnął głową. Placek smakował wybornie – glazurowane jabłko na cieście migdałowym. Jay starał się skoncentrować na jedzeniu. Josephine tymczasem poinformowała go, że Kerry od kilku dni prowadzi już rozmowy z różnymi ludźmi w wiosce, sporządza notatki z tych pogawędek nagranych na dyktafonie, wciąż każe robić zdjęcia. Jest z nią fotograf, też Anglik, tres comme il faut. W twarzy Josephine Jay wyczytał dezaprobatę dla Kerry. I nic dziwnego. Kerry nie należała do kobiet lubianych przez inne kobiety. Była miła i starała się jedynie w towarzystwie mężczyzn. Jay zrozumiał, że razem z fotografem kręcą się po okolicy już od jakiegoś czasu, a mieszkają u Merle’ow. Przypomniał sobie, że Toinette pracuje w lokalnej gazecie. To wyjaśniało pochodzenie zdjęcia reprodukowanego swego czasu w „Courrier d’Agen”.
– Przyjechali tu z mojego powodu.
Wyjaśnił Josephine całą sytuację. Opowiedział jej wszystko – zaczynając od swojego pospiesznego wyjazdu z Londynu, a na dzisiejszej wizycie Kerry kończąc. Josephine słuchała w milczeniu.
– Myślisz, że długo tu zostaną? – spytała w końcu.
Jay beznamiętnie wzruszył ramionami.
– Tak długo, jak będzie trzeba.
– Och. – Chwila ciszy. – Georges Clairmont już opowiada, że zamierza wykupić drewniane domki w Les Marauds. Jest przekonany, że ceny ziemi ruszą gwałtownie w górę, gdy pokażą nas w telewizji.
– Tak prawdopodobnie się stanie. Spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.