– Nie zaczynać czego?
Odstawiasz filiżankę na stolik. Przesiadasz się z fotela na kanapę, tuż obok niej.
(Zaczynać. Sama to powiedziałaś, Czytelniczko. Ale jak można dokładnie wyodrębnić chwilę, w której coś się zaczyna? Wszystko rozpoczęło się już wcześniej, pierwsza linijka pierwszej strony każdej powieści odsyła do czegoś, co wydarzyło się poza książką. Lub też prawdziwa opowieść zaczyna się po dziesięciu czy stu stronach, a wszystko to, co ją poprzedza, jest jedynie do niej prologiem. Poszczególne istnienia jednostek rodzaju ludzkiego tworzą nieprzerwany splot, każda zaś próba wydzielenia z niego cząstki doznań, które miałyby znaczenie w oderwaniu od całości – na przykład spotkanie dwojga osób, decydujące dla obojga – musi liczyć się z tym, że każde z nich holuje za sobą pasmo wydarzeń, miejsc, innych ludzi, a z ich spotkania wezmą początek inne historie, które oddzielą się od ich wspólnej historii.)
Czytelniku i Czytelniczko, leżycie oto razem w łóżku. A zatem nadszedł właściwy moment, abym zwrócił się do was w drugiej osobie liczby mnogiej, zabieg to zobowiązujący, równoznaczny z uznaniem was za wspólny podmiot. Mówię do was, gmatwanino ciał pod splątanym prześcieradłem. Być może potem każde z was podąży swoją drogą i opowieść będzie musiała zadać sobie trud, aby przerzucać biegi z „ty” rodzaju żeńskiego na „ty” rodzaju męskiego. Ale teraz, biorąc pod uwagę to, że wasze ciała, żądne doznań, w zespoleniu naskórków starają się wysyłać i odbierać wibracje, tętnić rytmem pełni i pustki, a wasze umysły również zmierzają do osiągnięcia przymierza, można wygłosić do was jedną mowę, zaadresowaną do jednej dwugłowej osoby. Przede wszystkim należy zakreślić pole działania czy sposób bycia tej podwójnej istoty, jaką tworzycie. Dokąd zaprowadzi was to utożsamienie? Jaki jest motyw przewodni waszych wariacji i modulacji? Czy chodzi o napięcie obliczone na to, aby nie utracić nic z własnego potencjału, by przedłużać swoją zdolność reagowania, wykorzystać wzrastające pożądanie drugiej osoby do spotęgowania siły własnego ładunku? A może chodzi o rozluźnienie, o całkowitą uległość, o badanie bezmiaru przestrzeni wrażliwych na przyjmowanie i oddawanie pieszczot, o roztopienie własnego bytu w morzu niewyczerpalnej zmysłowości? W obu przypadkach wasze istnienia warunkują się wzajemnie, jednakże po to, aby wasze odrębne „ja” zdołały sprostać obu tym sytuacjom, nie tylko nie mogą się one rozpłynąć, lecz muszą wypełnić bez reszty pustkę waszych umysłów, skupić się na sobie z najwyższym natężeniem lub też zatracić się ostatecznie. Jednym słowem, to, co robicie, jest bardzo piękne, ale z punktu widzenia gramatyki niczego nie zmienia. Im bardziej wyglądacie na zjednoczone „wy”, w tym większym stopniu jesteście dwojgiem pojedynczych „ty”, bardziej odrębnych niż przedtem.
(Tak dzieje się już teraz, kiedy każde z was pochłonięte jest całkowicie obecnością drugiego. A wyobraźmy sobie, co stanie się wkrótce, kiedy wasze umysły nawiedzać zaczną odmienne rojenia, towarzysząc zbliżeniom waszych ciał wypróbowanych przyzwyczajeniem.)
Czytamy teraz w tobie, Czytelniczko. – Twoje ciało jest poddawane systematycznej lekturze przefiltrowanej przez kanały dotyku, wzroku i węchu, nie bez uczestnictwa brodawek smakowych. Także zmysł słuchu ma w tym swój udział, wrażliwy na twój przyśpieszony oddech i twoje trele. Nie tylko twoje ciało jest przedmiotem lektury, ciało liczy się wyłącznie jako zespół złożonych elementów, a nie wszystkie są widoczne i nie wszystkie są obecne, chociaż przejawiają się w procesach widocznych i natychmiastowych: twoje pociemniałe oczy, śmiech, wypowiadane słowa, sposób, w jaki związujesz i rozpuszczasz włosy, w jaki przejmujesz inicjatywę i wycofujesz się, oraz wszystkie sygnały wyznaczające granicę pomiędzy tobą a sferą obyczajów, pamięcią, prehistorią, modą, wszystkie te kody, te ubogie alfabety, za których pośrednictwem istota ludzka myśli w pewnych momentach, że czyta w innej ludzkiej istocie.
Również i ty jesteś przedmiotem lektury, o Czytelniku; Czytelniczka dokonuje oględzin twojego ciała, jakby przeglądała spis treści, to sprawdza konkretne miejsca zdjęta być może nagłą ciekawością, to wnikliwie bada całość, stawia pytania i czeka na niemą odpowiedź, tak jakby każda cząstkowa wizja lokalna interesowała tylko z punktu widzenia szerszego rozpoznania terenu. Raz uwagę jej zwracają błahe szczegóły, być może drobne potknięcia stylu, na przykład wydatne jabłko Adama, czy osób, w jaki zanurzasz twarz w zagłębienie przy jej szyi, i to pozwala jej wyznaczyć margines dystansu, krytycznej rezerwy lub żartobliwej poufałości; innym razem przypadkowo odkryty detal zostaje oceniony ponad miarę, na przykład kształt podbródka czy szczególny sposób, w jaki nagryzasz jej ramię: po takim zbiegu sama nabiera rozpędu, przemierza (razem – przemierzacie) całe stronice, od góry do dołu, nie opuszczając ani przecinka. Tymczasem, w zadowolenie, z jakim przyjmujesz jej sposób czytania w tobie, w jej dosłowne cytaty z twojej fizycznej przedmiotowości wkrada się podejrzliwość: może ona czyta nie w tobie, takim jaki jesteś, lecz posługuje się tobą, posługuje się fragmentami ciebie wyjętymi z kontekstu, aby stworzyć sobie obraz urojonego partnera, znajomego tylko jej samej, w półmroku na wpół uśpionej świadomości, to zaś, co odpytuje, zamienia się w rysy apokryficznego bywalca jej snów, nie w twoje rysy.
Od lektury zapisanych stronic, lektura, jakiej kochankowie poddają swoje ciała (owo swoiste zespolenie umysłu i ciała, które pozwala im pójść razem do łóżka), różni się tym, że nie jest lekturą linearną. Lektura ta rozpoczyna się w jakimkolwiek punkcie, przeskakuje akapity, powtarza się, zawraca, jest natarczywa, podąża torami wielu różnych informacji, równoczesnych i rozbieżnych, powraca na zbiegające się tory, stawia czoło momentom drażliwym, przewraca stronę, odnajduje urwany wątek, gubi się. Można dopatrzyć się w niej określonego kierunku, bo ona podąża do celu, do osiągnięcia punktu kulminacyjnego, a mając na uwadze ten cel, rozkłada fazy rytmiczne, dobiera stopę metryczną, powtarza pewne motywy. Ale czyż prawdziwym celem jest osiągnięcie klimaksu? A może bieg do tego celu zakłóca inny impuls, który płynie pod prąd, aby odzyskać minione chwile, zawrócić czas?
Jeśli zechcielibyśmy przedstawić graficzny wykres całości, każdy epizod ze swym punktem kulminacyjnym wymagałby odrębnego modelu w trzech, może w czterech wymiarach, bo każdy model i każde doświadczenie są niepowtarzalne. Podobieństwo pomiędzy uściskiem miłosnym a lekturą polega na tym, że ich struktura otwiera się na interwały czasu i przestrzeni odmienne od czasu i przestrzeni, które byłyby wymierne.
Już z tej niepewnej improwizacji pierwszego spotkania odczytać można zapowiedź ewentualnego współżycia. Dzisiaj jedno jest przedmiotem lektury drugiego, każde z was czyta w drugim swoją nie napisaną historię. Jutro, Czytelniku i Czytelniczko, jeśli pozostaniecie razem, jeśli położycie się do łóżka jako prawowita para, każde z was zapali przy głowie lampkę i pogrąży się w swojej książce, dwie równoległe lektury towarzyszyć będą nadchodzeniu snu; najpierw ty, a potem ty zgasicie światło, rozbitkowie oddzielnych światów, odnajdziecie się przelotnie w mroku, który tuszuje wszelkie oddalenie, zanim rozbieżne sny pociągną ciebie w jedną, a ciebie w drugą stronę. Ale nie ironizujcie na temat takiej perspektywy małżeńskiej harmonii: czyż możecie jej przeciwstawić obraz szczęśliwszego związku?
Opowiadasz Ludmile o powieści, którą czytałeś, czekając na nią. – To jedna z tych książek, które lubisz, wzbudza niepokój już od pierwszej strony…
W jej oczach zapala się pytający błysk. Ogarniają cię wątpliwości: może to zdanie o niepokoju słyszałeś nie od niej, może je gdzieś przeczytałeś… A może Ludmiła przestała już wierzyć, że niepokój jest warunkiem prawdy… Może ktoś jej dowiódł, że niepokój także jest pewnym mechanizmem, że nic tak bardzo nie poddaje się fałszerstwu jak podświadomość…