Выбрать главу

Helen Rodin nic nie odparła.

– I spodziewał się pogodnego dnia – rzekł Reacher. – Mówiłaś mi, że tu przeważnie jest pogodnie. O piątej po południu zachodzące słońce miałby za plecami. Strzelałby ukryty w słońcu. To najlepsze stanowisko, o jakim może marzyć snajper.

– Czasami pada.

– To też by mu nie przeszkadzało. Deszcz zatarłby ślady jego opon w tym błocie. Tak czy inaczej, powinien przyjechać tutaj. Miał wszelkie możliwe powody, żeby być właśnie tu.

– Jednak nie był.

– Najwyraźniej.

– Dlaczego?

– Powinniśmy wrócić do twojego biura. Tam powinnaś teraz się znaleźć. Musisz opracować strategię.

***

Helen Rodin usiadła przy biurku. Reacher podszedł do okna i spojrzał na plac. Poszukał wzrokiem mężczyzny w grubym garniturze. Nie zauważył go.

– Jaką strategię? – spytała Helen. – Barr wybrał sobie stanowisko, to wszystko, i twoim zdaniem wybrał nie najlepiej, niezgodnie z wojskową doktryną sprzed czternastu lat, o której zapewne zapomniał w dniu, kiedy odszedł z wojska.

– Tego się nie zapomina – rzekł Reacher.

– To mnie nie przekonuje.

– Właśnie dlatego wypiął się na Chapmana. Ten też nie dałby się przekonać. Dlatego poprosił, żebyście ściągnęli mnie.

– A ciebie to przekonuje?

– Dziwi mnie, że wyszkolony strzelec wyborowy rezygnuje z idealnego stanowiska strzeleckiego na rzecz znacznie gorszego.

– W Kuwejcie strzelał z parkingu. Sam tak mówiłeś.

– Ponieważ tam miał idealną pozycję. Dokładnie naprzeciwko drzwi do budynku. Ci czterej faceci wyszli prosto na niego. I upadli jak kostki domina.

– Minęło czternaście lat. On nie jest już taki dobry, jak był. To wszystko.

– Tego się nie zapomina – powtórzył Reacher.

– No i co, to czyni go mniej winnym?

– Jeśli ktoś wybiera okropne B zamiast wspaniałego A, musi być po temu jakiś powód. A powody mają swoje konsekwencje.

– Jaki on miał powód?

– Musiał to być dobry powód, no nie? Ponieważ dobrowolnie wszedł w pułapkę, jaką był budynek parkingu, wybrał stanowisko znajdujące się znacznie niżej i w zamkniętej przestrzeni, z którego trudniej było strzelać i które z samej swej natury było najlepszym miejscem do zbierania dowodów, jakie weteran Emerson widział w swojej dwudziestoletniej praktyce.

– W porządku, powiedz mi, dlaczego to zrobił.

– Ponieważ dosłownie wychodził z siebie, żeby dostarczyć nam wszystkich możliwych dowodów.

Wytrzeszczyła oczy.

– To szaleństwo.

– Dowody były doskonałe. Wszyscy byli tak zachwyceni tymi doskonałymi dowodami, że nikomu nie przyszło do głowy, że są zbyt doskonałe. Mnie również. To było jak z serialu kryminalnego, Helen. Pewnie taką sprawę dali Bellantoniowi pierwszego dnia w Akademii Policyjnej. O wiele za dobrą, żeby była prawdziwa, tak więc nieprawdziwą. Wszystko było nie tak. Na przykład, dlaczego włożył prochowiec? Było ciepło,

nie padało, a on jechał samochodem i ani chwili nie przebywał pod gołym niebem. Włożył go, żeby zostawić włókna materiału na filarze. Dlaczego miał na nogach te idiotyczne buty? Wystarczy na nie spojrzeć, żeby wiedzieć, że przyczepi się do nich każdy paproch. Czemu strzelał z ciemności? Aby ludzie zauważyli błyski strzałów i zlokalizowali jego stanowisko, żeby technicy mogli zaraz tam pójść i zebrać wszystkie dowody. Dlaczego porysował karabin o murek? Przecież to broń za dwa i pół tysiąca dolarów. Dlaczego nie zabrał ze sobą tego styropianowego słupka? Łatwiej byłoby wrzucić go do bagażnika, niż zostawiać.

– To szaleństwo – powtórzyła Helen.

– Są dwa kluczowe fakty – ciągnął Reacher. – Dlaczego zapłacił za parkowanie? Od początku mnie to niepokoiło. No wiesz, kto tak robi? A on to zrobił. I zrobił to tylko po to, żeby zostawić jeszcze jeden ślad. Żadne inne wyjaśnienie nie ma sensu. Chciał zostawić w parkometrze ćwierćdolarówkę ze swoimi odciskami palców. Aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Żeby odciski pasowały do tych na łusce, którą pewnie też zostawił specjalnie.

– Wpadła do szczeliny.

– Mógł ją wyjąć. Według raportu Bellantonia leżało tam mnóstwo kawałków drutu. Zajęłoby mu to półtorej sekundy.

Helen Rodin zastanowiła się.

– A drugi kluczowy fakt?

– Łatwo go dostrzec, kiedy spojrzy się z odpowiedniej strony. On chciał patrzeć na fontannę od południa, nie od zachodu. To było najważniejsze. Chciał strzelać wzdłuż niej, nie w poprzek.

– Dlaczego?

– Ponieważ wcale nie chybił, Helen. Ten jeden strzał rozmyślnie oddał do fontanny. Chciał wpakować kulę w wodę, po dłuższej osi, pod ostrym kątem, jakby strzelał do kulochwytu w laboratorium balistycznym, żeby znaleziono ją później nieuszkodzoną. Żeby można było ustalić, że została wystrzelona z jego broni. Nie osiągnąłby tego celu, gdyby strzelał w poprzek. Kula miałaby zbyt krótki odcinek do pokonania, nie zostałaby

wyhamowana przez wodę i za mocno uderzyłaby w murek. Zostałaby zniekształcona.

– Tylko dlaczego zrobił to wszystko?

Reacher nie odpowiedział.

– Skrucha? Z powodu tego, co zrobił czternaście lat temu?

Chciał zostać złapany i ukarany?

Reacher pokręcił głową.

– W takim wypadku przyznałby się do winy zaraz po aresztowaniu. Gdyby dręczyły go wyrzuty sumienia, od razu by się przyznał.

– Zatem dlaczego to zrobił?

– Ponieważ musiał, Helen. Po prostu

Wytrzeszczyła oczy.

– Ktoś go zmusił – wyjaśnił Reacher. – Zmuszono go,

żeby to zrobił i żeby zostawił obciążające dowody. Kazano mu

po wszystkim jechać do domu i czekać na aresztowanie. Dlatego

zażył środki nasenne. Zapewne był bliski szaleństwa, gdy

siedział tam i czekał na policję.

Helen Rodin milczała.

– Został wrobiony – powiedział Reacher. – Wierz mi.

To jedyne logiczne wytłumaczenie. Nie jest wariatem. Właśnie

dlatego powiedział: „Mają niewłaściwego faceta”. To była

wiadomość. Miał nadzieję, że ktoś ją zrozumie. Chciał przez

to powiedzieć, że powinni szukać drugiego faceta. Tego, który

kazał mu to zrobić. Tego, który, jego zdaniem, jest bardziej

winny.

Helen Rodin nadal milczała.

– Faceta, który pociągał za sznurki – zakończył Reacher.

***

Reacher ponownie spojrzał z okna na plac. Zbiornik fontanny był w dwóch trzecich pełny. Fontanna wesoło pluskała. Słońce zaszło. Nie zauważył nikogo kręcącego się bez celu.

Helen Rodin podniosła się zza biurka. Stała i nie ruszała się.

– Powinnam fikać koziołki – powiedziała.

– On zabił pięć osób.

– Jednak jeśli został do tego zmuszony, to zmienia jego

sytuację. Jak sądzisz, co to było? Rodzaj wyzwania? Szukanie wrażeń.

– Może – odparł Reacher. – Chociaż wątpię. Przede wszystkim James Barr jest o dwadzieścia lat za stary na wyzwania. To dobre dla dzieci. I w takim wypadku strzelałby z autostrady. Chcieliby, żeby wyszedł cało i mógł robić to znowu.

– Zatem co?

– Coś zupełnie innego. Coś konkretnego.

– Czy nie powinniśmy pójść z tym do Emersona?

– Nie – powiedział Reacher.

– Ja sądzę, że powinniśmy.

– Mamy powody, żeby tego nie robić.

– Jakie?

– Pierwszy to ten, że Emerson ma najlepszą sprawę w swojej karierze. Nie będzie chciał jej psuć. Żaden policjant by nie chciał.