– Możemy się odprężyć?
– Raczej tak. Muszą próbować. Tak tutaj się to robi, jak wiesz. Jednak nie uda im się.
– Dopilnuj, żeby tak było – polecił Zek.
Szpital znajdował się na przedmieściach, więc na stosunkowo rozległym terenie. Najwyraźniej nie przejmowano się tu kosztem działki. Zapewne tylko szczupły budżet miejski ograniczył wysokość budynku do pięciu pięter ze zwykłego betonu. Wewnątrz ściany pomalowano na biało, a pomieszczenia były za niskie, ale poza tym szpital nie odbiegał wyglądem od innych szpitali. I pachniał jak każdy inny szpital. Zapach rozkładu, środków dezynfekcyjnych, choroby. Reacher nie przepadał za szpitalami. Szedł za pozostałą czwórką długim i jasno oświetlonym korytarzem, który prowadził do windy. Lekarze szli na przedzie. Najwyraźniej czuli się tu jak w domu. Helen Rodin i Alan Danuta podążali tuż za nimi. Ramię w ramię, żywo rozmawiając. Lekarze doszli do windy i Niebuhr nacisnął guzik. Pozostali ustawili się za jego plecami. Nagle Helen Rodin
odwróciła się i zatrzymała Reachera, zanim dołączył do reszty. Przysunęła się do niego i zapytała cicho:
– Czy słyszałeś o niejakiej Eileen Hutton?
– Dlaczego pytasz?
– Ojciec przysłał mi faksem listę świadków. Dopisał ją na końcu.
Reacher nic nie powiedział.
– Chyba przysłało ją wojsko – doszła do wniosku. – Znasz ją?
– A powinienem?
Helen przysunęła się jeszcze bliżej, odwrócona plecami do pozostałych.
– Muszę się dowiedzieć, co ona wie – szepnęła.
To może wszystko skomplikować, pomyślał Reacher.
– Była prokuratorem – powiedział.
– Kiedy? Przed czternastoma laty?
– Tak.
– Jak dużo wie?
– Sądzę, że teraz jest w Pentagonie.
– Ile ona wie, Reacher? Odwrócił głowę.
– Wszystko.
– Jak to? Ta sprawa nigdy nie trafiła do sądu.
– Mimo to.
– Jak to?
– Ponieważ z nią sypiałem. Wytrzeszczyła oczy.
– Powiedz mi, że żartujesz.
– Nie żartuję.
– Powiedziałeś jej o wszystkim?
– Byliśmy parą. Oczywiście, że powiedziałem jej wszystko. Byliśmy po tej samej stronie.
– Dwoje samotnych ludzi na pustyni.
– Było nam dobrze. Przez trzy piękne miesiące. Była miła. Pewnie nadal jest. Bardzo ją lubiłem.
– To więcej informacji, niż potrzebowałam, Reacher.
Nie skomentował tego.
– No, teraz sytuacja naprawdę wymknęła się spod kontroli – oceniła Helen.
– Ona nie może wykorzystać tych informacji. Tak samo jak ja. Są nadal ściśle tajne, a ona wciąż służy w wojsku.
Helen Rodin milczała. – Wierz mi – rzekł Reacher.
– No to dlaczego znalazła się na tej cholernej liście?
– To moja wina – przyznał. – W rozmowie z twoim ojcem wspomniałem o Pentagonie. Kiedy nie mógł zrozumieć, skąd w tej sprawie pojawiło się moje nazwisko. Pewnie zaczął szperać. Spodziewałem się, że to zrobi.
– Jeśli ona zacznie mówić, sprawa zakończy się od razu.
– Nie zacznie.
– A jednak. Może właśnie po to przyjechała. Kto wie, co zrobi wojsko?
Zadzwonił dzwonek windy i cała grupka przesunęła się do drzwi.
– Musisz z nią porozmawiać – rzekła Helen. – Na pewno będzie przy okazaniu dowodów. Musisz się dowiedzieć, co zamierza powiedzieć.
– Pewnie ma już generalskie gwiazdki. Nie mogę jej zmusić do mówienia.
– Znajdź jakiś sposób – poradziła mu. – Wykorzystaj miłe wspomnienia.
– Może nie chcę tego robić. Pamiętaj, że ona i ja nadal jesteśmy po tej samej stronie. Przynajmniej jeśli chodzi o Jamesa Barra.
Helen Rodin odwróciła się i weszła do kabiny windy.
Winda zawiozła ich do holu na piątym piętrze, gdzie były tylko pomalowane na biało betonowe ściany oraz drzwi ze stali i zbrojonego szkła, które prowadziły do śluzy bezpieczeństwa. Za nią Reacher dostrzegł tablice wskazujące drogę na oddział intensywnej opieki medycznej, dwa oddziały zamknięte (dla mężczyzn i dla kobiet), dwa oddziały interny i jeden położniczy. Reacher domyślił się, że całe piąte piętro zostało ufundowane
przez władze stanu. Nie było to przyjemne miejsce. Idealne skrzyżowanie więzienia ze szpitalem, czyli dwóch niezbyt miłych miejsc.
Przy biurku recepcji natknęli się na faceta w mundurze pracownika departamentu więziennictwa. Wszyscy zostali zrewidowani i podpisali formularze o odpowiedzialności karnej. Potem pojawił się lekarz, który zaprowadził ich do małej poczekalni. Był zmęczonym człowiekiem około trzydziestki. W poczekalni stały krzesełka ze stalowych rurek i zielnego plastiku. Wyglądały jak wymontowane z chevroletów z lat pięćdziesiątych.
– Barr jest przytomny i dość komunikatywny – oznajmił
lekarz. – Uznaliśmy jego stan za stabilny, ale to nie oznacza,
że on jest zdrowy. Dlatego ograniczamy dzisiaj jednorazową
liczbę gości do dwojga i chcemy, żeby rozmawiano z nim jak
najkrócej.
Reacher zobaczył, że Helen Rodin uśmiechnęła się, i wiedział dlaczego. Policjanci będą chcieli wejść parami, tak więc Helen jako adwokat byłaby trzecia. To oznaczało, że dzisiejsze medyczne restrykcje umożliwią jej rozmowę z klientem w cztery oczy.
– Jest z nim teraz jego siostra – powiedział lekarz. -
Prosiła, żeby państwo zaczekali, dopóki nie zakończy odwiedzin.
Lekarz odszedł, a Helen powiedziała:
– Wejdę tam pierwsza, sama. Muszę mu się przedstawić
i uzyskać jego zgodę na reprezentowanie go w sądzie. Potem
chyba powinna się z nim zobaczyć doktor Mason. Na podstawie
jej opinii zdecydujemy co dalej.
Mówiła szybko. Reacher wyczuł, że jest trochę zdenerwowana. Trochę spięta. Wszyscy byli, oprócz niego. Nikt z nich poza nim nigdy nie spotkał Jamesa Barra. Był on dla nich wielką niewiadomą, dla każdego w nieco inny sposób. Był klientem Helen Barr, chociaż niechcianym. Dla Mason i Nie-buhra stanowił obiekt badań. Może temat przyszłych artykułów naukowych, potencjalne źródło sławy i zaszczytów. Może mieli do czynienia z nowym zespołem chorobowym, czekającym na
opisanie. Syndrom Barra. To samo dotyczyło Alana Danuty. Dla niego mógł to być precedens czekający na przedstawienie w Sądzie Najwyższym. Rozdział w podręczniku prawa. Przykład dla studentów. Stan Indiana przeciw Barrowi. Barr przeciw Stanom Zjednoczonym. Oni wszyscy zainwestowali swój czas w spotkanie z człowiekiem, którego nigdy przedtem nie widzieli na oczy.
Usiedli na krzesełkach z zielonego plastiku. W małej poczekalni było cicho i śmierdziało chlorowym środkiem dezynfekcyjnym. Słychać było tylko cichy szmer wody w rurach wodociągowych i elektroniczne popiskiwanie maszynerii w jednej z sal. Nikt się nie odzywał, ale wszyscy wiedzieli, że wizyta będzie długa i nużąca. Nie ma sensu się niecierpliwić. Reacher usiadł naprzeciw Mary Mason i obserwował ją. Była stosunkowo młoda jak na eksperta. Wydawała się ciepła i otwarta. Miała okulary w dużych oprawkach, żeby rozmówca dobrze widział jej oczy. Te miały miły, zachęcający i krzepiący wyraz. Reacher nie wiedział, w jakim stopniu oddawały jej prawdziwy charakter, a w jakim były zawodową pozą.
– Jak pani to robi? – zapytał.
– Jak oceniam chorego? – upewniła się. – Wychodzę z założenia, że naprawdę doznał amnezji, a nie symuluje. Urazy głowy powodujące dwudniową utratę przytomności niemal zawsze wywołują amnezję. To ustalono już dawno temu. Potem obserwuję pacjenta. Osoby naprawdę cierpiące na amnezję są bardzo zaniepokojone swoim stanem, zdezorientowane i przestraszone. Widać, że naprawdę próbują sobie przypomnieć. Chcą pamiętać. Symulanci zachowują się inaczej. Unikają rozmowy o tych dniach. W myślach odwracają się od nich. Czasem nawet dosłownie. Często nawet można to poznać po mowie ciała.