– Przekazuje mi pan same dobre wieści. Co z pytaniami bez odpowiedzi?
– Nie sądzę, żeby takie były.
– Jest pan tego pewien?
– W stu procentach.
Reacher jeszcze raz uważnie przyjrzał się korkowym tablicom.
– Grywa pan w pokera? – zapytał.
– Nie.
– Słusznie. Nie umie pan kłamać.
Bellantonio nie odpowiedział.
– Powinniście zacząć się martwić – rzekł Reacher. – Jeśli się wywinie, poda was do sądu o odszkodowanie za psa.
– Nie wywinie się – powiedział Bellantonio.
– Nie – zgodził się Reacher. – Raczej się nie wywinie.
Emerson czekał przed drzwiami Bellantonia. W marynarce, bez krawata. Z frustracją w oczach, typową dla policjantów uwikłanych w prawnicze kruczki.
– Rozmawiał pan z nim? – zapytał. – W szpitalu?
– Nic nie pamięta, poczynając od wtorkowego wieczoru – odparł Reacher. – Czeka was sądowa przepychanka.
– Straszne.
– Powinniście bardziej dbać o bezpieczeństwo w aresztach.
– Rodin ściągnie ekspertów.
– Jego córka już to zrobiła.
– Istnieją precedensy.
– To broń obosieczna.
– Chce pan, żeby ten gnój wyszedł na wolność?
– To wy spieprzyliście sprawę – rzekł Reacher. – Nie ja.
– Jeśli to pana uszczęśliwia.
– To nikogo nie uszczęśliwia – odparł Reacher. – Jeszcze nie.
Opuścił komisariat i wrócił do wieżowca z czarnego szkła. Helen Rodin siedziała za biurkiem, czytając jakiś dokument. Alan Danuta, Mason i Niebuhr już sobie poszli. Była sama.
– Rosemary pytała brata o Kuwejt – zaczęła. – Powiedziała mi to, kiedy wyszła z jego szpitalnego pokoju.
– I co? – spytał Reacher.
– I powiedział jej, że to wszystko prawda.
– Pewnie nie była to przyjemna rozmowa.
Helen Rodin pokręciła głową.
– Rosemary jest kompletnie rozbita. Mówi, że James też.
On nie może uwierzyć, że znowu to zrobił. Nie wierzy, że
przekreślił te czternaście lat.
W biurze zapadła cisza. W końcu Helen pokazała Reacherowi dokument, który czytała.
– Eileen Hutton ma stopień generała brygady – oznajmiła.
– Nieźle – skomentował Reacher. – Kiedy widziałem ją ostatnio, była majorem.
– A ty?
– Kapitanem.
– Czy to nie było niezgodne z regulaminem?
– Teoretycznie. Z jej strony.
– Pracowała w JAG.
– Prawnicy mogą łamać prawo tak jak inni ludzie.
– Nadal tam pracuje.
– Najwyraźniej. Nie ma rotacji personelu.
– Zatrudniona w Pentagonie.
– Tam trzymają najbystrzejszych.
– Będzie tu jutro.
Reacher milczał.
– Złożyć oświadczenie – powiedziała Helen.
Reacher nadal milczał.
– Spotkanie ma się odbyć o czwartej po południu. Zapewne przyleci rano i zatrzyma się w jakimś hotelu. Ponieważ będzie musiała zostać przez noc. Nie zdąży na wieczorny samolot.
– Chcesz mnie prosić, żebym poszedł z nią na kolację?
– Nie – odparła Helen. – Nie zamierzam. Chcę cię prosić, żebyś poszedł z nią na lunch. Zanim spotka się z moim ojcem. Muszę wcześniej wiedzieć, po co tu przyleciała.
– Uśpili psa Barra – powiedział Reacher.
– Był stary.
– To cię nie martwi?
– A powinno?
– Ten pies nikomu nic złego nie zrobił.
Helen nic nie odrzekła.
– W którym hotelu zatrzyma się Hutton? – spytał Reacher.
– Nie mam pojęcia. Będziesz musiał złapać ją na lotnisku.
– Numer lotu?
– Tego też nie wiem. Jednak nie ma bezpośredniego połączenia z D.C. Sądzę, że przesiądzie się w Indianapolis. Nie przybędzie tu wcześniej niż o jedenastej rano. – Przepraszam – dodała. – Za to, że powiedziałam Danucie, że nie mamy żadnego dowodu na istnienie zakulisowego manipulatora. Nie chciałam, żeby to zabrzmiało tak nieprzyjemnie.
– Miałaś rację – rzekł Reacher. – Nie mieliśmy żadnego dowodu. Wtedy.
Spojrzała na niego.
– Wtedy?
– Teraz mamy.
– Co?
– Na posterunku policji zrobili istną kapliczkę. Mają włók-
na, wyniki badań balistycznych, DNA psa, kwit za amunicję z jakiegoś sklepu w Kentucky. Ustalili, że styropianowy słupek ukradziono miastu. Mają wszystko.
– Oprócz? – naciskała Helen.
– Nie mają taśmy wideo, na której James Barr przyjeżdża wcześniej na parking, żeby postawić tam ten słupek.
– Jesteś pewny?
Reacher skinął głową.
– Do tej pory musieli obejrzeć te taśmy z tuzin razy. Gdyby go zobaczyli, zdjęcia byłyby wywieszone na tablicy, żeby cały świat mógł je oglądać. Nie ma ich tam, co oznacza, że ich nie mają. A to oznacza, że James Barr nie przyjechał wcześniej na parking i nie umieścił tam słupka.
– A to oznacza, że zrobił to ktoś inny.
– Zakulisowy manipulator – rzekł Reacher. – Albo inna jego marionetka. Nie wcześniej niż w nocy z wtorku na środę, ponieważ Barr uważa, że we wtorek ten słupek jeszcze stał w jego garażu.
Helen znów spojrzała na niego.
– Ktokolwiek to zrobił, musi być na kasecie.
– Owszem – potwierdził Reacher.
– Jednak tam parkują setki samochodów.
– Można trochę zawęzić krąg poszukiwań. To sedan. Ze zbyt niskim zawieszeniem, by jechać polną drogą.
– Ten zakulisowy manipulator naprawdę istnieje, prawda?
– Inaczej tego wszystkiego nie można wytłumaczyć.
– Wiesz co? Alan Danuta ma chyba rację. Mój ojciec zamieni Barra na tego manipulatora. Byłby głupcem, gdyby tego nie zrobił.
Reacher tego nie skomentował.
– Co oznacza, że Barr wyjdzie na wolność – ciągnęła
Helen. – Rozumiesz to, prawda? Nie ma innej możliwości.
Prokuratura miałaby problemy z postawieniem go w stan oskarżenia.
Reacher nadal milczał.
– Mnie też to nie cieszy – powiedziała Helen. – Jednak
dla mnie to tylko kwestia opinii. Poradzę sobie z tym. Przynaj-
mniej taką mam nadzieję. Mogę zrzucić winę na warunki w areszcie. Twierdzić, że nie wyszedł dzięki mnie.
– Jednak? – spytał Reacher.
– Co ty zrobisz? Przyjechałeś tutaj, żeby go pogrążyć, a on wyjdzie na wolność.
– Jeszcze nie wiem, co zrobię – odparł Reacher. – A jakie mam możliwości?
– Tylko dwie, których się obawiam. Możesz przestać mi pomagać w poszukiwaniach zakulisowego manipulatora. Nie znajdę go sama, a Emerson nawet nie będzie próbował.
– A druga?
– Możesz sam wyrównać rachunki z Barrem.
– Jasne.
– Nie możesz tego zrobić. W najlepszym razie dostałbyś dożywocie.
– Gdyby mnie złapali.
– Złapaliby cię. Wiedziałabym, że to twoja robota.
Reacher uśmiechnął się.
– Zakapowałabyś mnie?
– Musiałabym – odparła Helen.
– Nie, gdybyś była moim adwokatem. Nie mogłabyś nic powiedzieć.
– Nie jestem twoim adwokatem.
– Mógłbym cię zatrudnić.
– Rosemary Barr też by wiedziała i wydałaby cię w mgnieniu oka. Franklin również. On też wysłuchał twojej opowieści.
Reacher skinął głową.
– Jeszcze nie wiem, co zrobię – powtórzył Reacher.
– Jak znajdziemy tego faceta?
– Sama powiedziałaś: dlaczego miałbym próbować?
– Ponieważ nie sądzę, żebyś należał do ludzi, którzy zadowalają się połowicznym sukcesem.