Odpowiedziawszy na pytania Rodina, Eileen Hutton wstała od stołu i uścisnęła dłonie wszystkim obecnym. Potem wyszła na korytarz i znalazła się oko w oko z jakimś mężczyzną. Domyśliła się, że to detektyw Emerson. Ten, przed którym ostrzegał ją Reacher. Potwierdził to, wręczając jej wizytówkę.
– Możemy porozmawiać? – zapytał.
– O czym? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
– O Jacku Reacherze – rzekł Emerson. – Pani go zna, mam rację?
– Znałam go czternaście lat temu.
– Kiedy ostatnio go pani widziała?
– Czternaście lat temu – powtórzyła. – Byliśmy razem w Kuwejcie. Potem gdzieś go przenieśli. Albo mnie. Nie pamiętam.
– Nie widziała go pani dzisiaj?
– Jest w Indianie?
– W tym mieście. Tu i teraz.
– Świat jest mały.
– Jak się pani tutaj dostała?
– Przyleciałam do Indianapolis i tam wypożyczyłam samochód.
– Zostaje pani na noc?
– A mam inne wyjście?
– Gdzie?
– W Marriotcie.
– Reacher zeszłej nocy zabił dziewczynę.
– Jest pan tego pewny?
– Jest naszym jedynym podejrzanym.
– To do niego zupełnie niepodobne.
– Proszę do mnie zadzwonić, gdyby go pani zobaczyła. Numer telefonu posterunku jest na mojej wizytówce. Mojego telefonu komórkowego również.
– Dlaczego miałabym go zobaczyć?
– Jak sama pani powiedziała, świat jest mały.
Czarno-biały radiowóz powoli przedzierał się na północ przez korki w godzinie szczytu. Minął sklep z bronią, salon fryzjerski. Każda fryzura 7 $. Potem skręcił w prawo i zajechał pod motel. Policjant opuścił przednie siedzenie i poszedł do recepcji. Dał recepcjoniście plakat. Położył go na kontuarze, obrócił i podsunął urzędnikowi.
– Zadzwoń do nas, gdyby się pokazał, dobrze? – powiedział.
– On już tu jest – rzekł recepcjonista. – Tylko nazywa się Heffner, nie Reacher. Ulokowałem go w pokoju numer osiem, tej nocy.
Policjant znieruchomiał.
– Jest tam teraz?
– Nie wiem. Kilka razy wychodził i wracał.
– Na jak długo się zatrzymał?
– Zapłacił za jedną noc. Jednak jeszcze nie oddał klucza.
– Zatem zamierza tu wrócić.
– Pewnie tak.
– A może już tu jest.
– Może – zgodził się recepcjonista.
Policjant cofnął się do drzwi. Dał znak partnerowi. Drugi policjant wyłączył silnik, zamknął samochód i przyszedł do recepcji.
– Pokój numer osiem, pod fałszywym nazwiskiem – powiedział pierwszy.
– Jest w środku? – spytał drugi.
– Nie wiadomo.
– No to sprawdźmy.
Wzięli ze sobą recepcjonistę. Kazali mu trzymać się z tyłu. Wyjęli broń i zapukali do drzwi pokoju numer osiem. Żadnej odpowiedzi. Zapukali ponownie. Nic.
– Masz klucz uniwersalny? – zapytali recepcjonistę.
Ten dał im klucz.
Policjant włożył go do zamka ostrożnie, jedną ręką. Powoli przekręcił. Uchylił drzwi na pół cala, a potem otworzył je kopniakiem i wpadł do środka. Jego partner wszedł tuż za nim. Omietli lufami pokój, od lewej do prawej, w górę i w dół, szybkimi i nerwowymi ruchami.
W pokoju nie było nikogo.
I niczego, oprócz przygnębiającego zestawu przyborów toaletowych, równo ustawionych na półce nad umywalką. Nowa paczka jednorazowych ostrzy, otwarta, jedno użyte. Nowy pojemnik z pianką do golenia, z zaschniętymi pęcherzykami wokół dzióbka. Nowa tubka pasty do zębów, dwukrotnie naciśnięta.
– Facet podróżuje z niewielkim bagażem – zauważył pierwszy policjant.
– Jednak jeszcze się nie wymeldował – powiedział jego partner. – To pewne. Co oznacza, że tu wróci.
10
Reacher zasypiał na łóżku w pokoju 310 hotelu Marriott Suites. Leżał na plecach jak nieboszczyk. Tak długo rozmawiali z Hutton w kawiarni, że o mało nie spóźniła się na spotkanie. Za pięć czwarta spojrzała na zegarek, wręczyła mu klucz magnetyczny i poprosiła, żeby zaniósł jej bagaż do pokoju. Potem wypadła na ulicę. Domyślił się, że miał później zostawić klucz w recepcji. Nie zrobił tego. Nigdzie mu się nie spieszyło. Na razie. Tak więc zaniósł bagaż do pokoju i został.
Pokój 310 nie budził jego entuzjazmu. Znajdował się na drugim piętrze, co utrudniało ewentualną ucieczkę przez okno. Pokój numer osiem w motelu był lepszy. O wiele lepszy. Parter i gęsto stojące stare zabudowania wokół dawały duże szanse ucieczki. Otworzyć okno, wyskoczyć, poszukać bocznej uliczki, otwartych drzwi lub innego okna. Tam było dobrze. Tutaj kiepsko. Drugie piętro. Długa droga na dół. I nawet nie był pewien tego, czy okna w Marriotcie da się otworzyć. Może nie. Radcy prawni hotelu przypuszczalnie obawiali się odpowiedzialności. Niewykluczone, że oczyma duszy widzieli grad dzieci spadających z okien na asfalt parkingu. A może wzięli pod uwagę czynnik ekonomiczny. Może koszt zawiasów i klamek był wyższy od rachunków za klimatyzację. Tak czy inaczej, nie była to dobra kryjówka. W żadnym razie. Nie na dłużej.
Jednak na krótko była w porządku. Tak więc zamknął oczy i zasnął. Śpij, kiedy możesz, ponieważ nie wiadomo, kiedy znów będziesz mógł się przespać. Stara wojskowa zasada.
Plan Emersona był bardzo prosty. Umieścił Donnę Biance w pokoju numer siedem. Kazał dwóm mundurowym zaparkować radiowóz trzy przecznice dalej, wrócić i czekać w pokoju numer dziewięć. Ustawił jeden radiowóz dwie przecznice za motelem, następny – cztery przecznice na północ, przy salonie samochodowym, i jeszcze jeden dwie przecznice na południe. Kazał recepcjoniście czuwać, patrzeć przez okno i zawiadomić policjantkę w pokoju numer siedem, gdy tylko zobaczy nadchodzącego faceta, który zameldował się pod nazwiskiem Heffner.
Eileen Hutton wróciła do Marriotta o czwartej trzydzieści. W recepcji nie było klucza magnetycznego ani żadnej wiadomości. Wjechała windą na górę, poszła za strzałkami do pokoju 310 i zapukała do drzwi. Po chwili otworzyły się i Reacher wpuścił ją do środka.
– Jak tam mój pokój? – spytała.
– Łóżko jest wygodne – rzekł.
– Mam zadzwonić do Emersona, jeśli cię zobaczę – powiedziała.
– Zamierzasz?
– Nie.
– Krzywoprzysięstwo i pomoc zbiegowi – rzekł. – Wszystko jednego dnia.
Poszperała w torebce i wyjęła wizytówkę Emersona.
– Jesteś ich jedynym podejrzanym. Dał mi trzy różne
numery telefonów. Traktuje to bardzo poważnie.
Wziął od niej wizytówkę. Włożył do tylnej kieszeni, razem z serwetką, na której miał numer telefonu Helen Rodin. Stawał się chodzącą książką telefoniczną.
– Jak ci poszło z Rodinem? – spytał.
– Zwyczajnie – odparła.
Nic nie powiedział. Kręciła się wokół, oglądając apartament. Łazienka, sypialnia, salon, kuchnia. Wzięła torbę i ustawiła ją równo pod ścianą.
– Chcesz zostać? – zapytała.
Pokręcił głową.
– Nie mogę.
– W porządku.
– Mogę jednak wrócić później, jeśli chcesz.
Na odpowiedź nie czekał dłużej niż sekundę.
– W porządku – powiedziała. – Wróć później.
Alex Rodin przyszedł do swojego biura, zamknął drzwi i zadzwonił do Emersona.