Выбрать главу

Za czwartym razem nie zasnął. Usłyszał pomruk ruszającej windy i spojrzał na zegarek. Jedenasta czterdzieści pięć. Czas na show. Zaczekał i usłyszał dźwięk otwierających się drzwi windy. Tym razem nie przyjechał nią tylko samotny facet w garniturze, lecz cały tłum. Osiem lub dziesięć osób. Hałasowali. Najwidoczniej cała ekipa wieczornych wiadomości NBC.

Reacher wcisnął się w fotel pasażera i schował metalową rurkę pod połę koszuli. Poczuł chłód metalu na brzuchu. Wbił wzrok w podsufitkę i czekał.

Jakiś grubas w obszernych dżinsach wyłonił się z mroku i znikł, pięć stóp od przedniego zderzaka mustanga. Miał postrzępioną siwą brodę i podkoszulek ze zdjęciem zespołu Grateful Dead pod wyciągniętym swetrem. Na pewno z obsługi technicznej. Może kamerzysta. Podszedł do srebrzystego pick-upa i wsiadł. Po nim nadszedł facet w perłowoszarym garniturze i z pomarańczowym makijażem. Miał mnóstwo włosów i białe zęby. Z całą pewnością nie technik, może od pogody, albo od sportu. Minął mustanga z drugiej strony i wsiadł do białego forda taurusa. Potem przeszły razem trzy kobiety, młode i niedbale ubrane, być może kierowniczka studia, planu i operatorka miksera wizji. Przecisnęły się między bagażnikiem mustanga a maską wozu transmisyjnego. Samochód zatrząsł się, trzykrotnie potrącony. Później rozdzieliły się i poszły każda do swojego wozu.

Potem przeszły jeszcze trzy osoby.

I wreszcie Ann Yanni.

Reacher nie zauważył jej, dopóki nie chwyciła za klamkę drzwiczek. Przystanęła i zawołała coś do jednej z koleżanek. Otrzymała odpowiedź, powiedziała jeszcze coś, a potem otworzyła drzwi. Pochyliła się, usiadła w fotelu i zaczęła się obracać. Miała na sobie stare dżinsy i nową jedwabną bluzkę. Ta ostatnia wyglądała na drogą. Reacher odgadł, że Ann Yanni była na wizji, ale za biurkiem, widoczna od pasa w górę. Włosy miała sztywne od lakieru. Zatrzasnęła drzwiczki. Później spojrzała na prawo.

– Siedź cicho – powiedział Reacher. – Albo cię zastrzelę.

Wymownie poruszył schowaną pod koszulą rurką. Szeroka na pół cala, długa i prosta, wyglądała jak lufa. Ann Yanni patrzyła na nią wstrząśnięta. Z bliska wyglądała na szczuplejszą i starszą niż na ekranie telewizora. Wokół oczu miała zmarszczki, maskowane pudrem. Mimo to była bardzo ładna. Miała niewiarygodnie regularne rysy, wyraziste i zdecydowane, jak większość telewizyjnych osobowości. Jej bluzka miała idealnie

wyprasowany kołnierzyk, lecz trzy górne guziki były rozpięte. Elegancka, a jednocześnie seksowna.

– Trzymaj ręce tak, żebym mógł je widzieć – powiedział

Reacher. – Na kolanach. – Nie chciał, żeby nacisnęła klakson. – Kluczyki na konsolę.

Nie chciał, żeby włączyła alarm. Te nowe fordy, którymi jeździł, miały czerwony przycisk na tablicy zdalnego sterowania. Domyślał się, że to guzik alarmu.

– Po prostu siedź spokojnie – rzekł. – Grzecznie i cicho.

Wszystko będzie dobrze.

Wdusił przycisk po swojej stronie, zamykając drzwi.

– Wiem, kim jesteś – powiedziała.

– Też wiem, kim ty jesteś – odparł.

Nadal trzymał dłoń pod koszulą i czekał. Yanni siedziała nieruchomo, z rękami na kolanach, ciężko oddychała i bała się coraz bardziej, słysząc warkot zapuszczanych silników. Po parkingu snuł się siwy dym spalin. Jej koleżanki odjechały, jedna po drugiej. Nie oglądając się za siebie. Koniec długiego dnia.

– Siedź cicho – powtórzył Reacher – a nic ci się nie

stanie.

Yanni zerknęła na boki. Zobaczył, że napięła mięśnie.

– Nie rób tego – ostrzegł Reacher. – Nic nie rób. Inaczej strzelę. W brzuch. Albo w udo. Wykrwawisz się w dwadzieścia minut. Będzie bardzo bolało.

– Czego chcesz? – zapytała.

– Chcę, żebyś była cicho i nie ruszała się. Jeszcze parę minut.

Zacisnęła zęby, zamilkła i siedziała cicho. Odjechał ostatni samochód. Ten biały taurus. Facet z mnóstwem włosów. Od pogody albo sportu. Wykręcił z piskiem opon i z rykiem silnika pomknął po pochylni. Po chwili te dźwięki ucichły i na parkingu zapadła głucha cisza.

– Czego chcesz? – zapytała ponownie Yanni.

Miała drżący głos. Szeroko otwarte oczy. Trzęsła się. Myślała o gwałcie, morderstwie, torturach, ćwiartowaniu. Reacher włączył oświetlenie kabiny.

– Chcę, żebyś dostała nagrodę Pulitzera – powiedział.

– Co?

– Albo Emmy, czy co tam dostajecie.

– Co?

– Chcę, żebyś wysłuchała pewnej opowieści – rzekł.

– Jakiej opowieści?

– Patrz – powiedział Reacher.

Podniósł koszulę. Pokazał jej rurkę spoczywającą na jego brzuchu. Wytrzeszczyła oczy, gapiąc się na nią. Albo na bliznę po odłamku. Lub na jedno i drugie. Nie wiedział. Zważył rurkę w dłoni. Podniósł ją do światła.

– Z twojego bagażnika – wyjaśnił. – To nie broń. Wcisnął przycisk z boku, otwierając wszystkie drzwi.

– Możesz iść – powiedział. – Jeśli chcesz.

Złapała za klamkę.

– Jednak jeśli pójdziesz – ostrzegł Reacher – więcej mnie nie zobaczysz. Nie poznasz tej opowieści. Dostanie ją ktoś inny.

– Przez cały wieczór pokazywaliśmy twoje zdjęcie – powiedziała. – A policja w całym mieście rozprowadza plakaty. Zabiłeś tę dziewczynę.

Reacher pokręcił głową.

– Prawdę mówiąc, nie zabiłem i to jest część opowieści.

– Jakiej opowieści? – powtórzyła.

– O piątkowych wydarzeniach – powiedział Reacher. – Było trochę inaczej, niż się wszystkim wydaje.

– Zaraz wysiądę z samochodu – powiedziała Yanni.

– Nie – odparł Reacher. – To ja wysiądę. Przepraszam, że cię zdenerwowałem. Jednak potrzebuję twojej pomocy, a ty mojej. Dlatego wysiądę. Ty zamkniesz drzwi, uruchomisz silnik i z nogą na hamulcu uchylisz okno. Porozmawiamy przez szparę. Będziesz mogła odjechać w każdej chwili.

Nic nie powiedziała. Patrzyła wprost przed siebie, jakby w ten sposób mogła sprawić, żeby znikł. Otworzył drzwi po swojej stronie. Wysiadł, odwrócił się i ostrożnie położył rurkę na fotelu. Potem zamknął drzwi i spokojnie stał. Wetknął sobie

koszulę do spodni. Usłyszał stuk blokowanych drzwi. Włączyła silnik. Zapalone światła hamowania rzuciły czerwoną poświatę na beton. Zobaczył, jak wyciągnęła rękę i zgasiła światło w kabinie. Jej twarz skryła się w mroku. Usłyszał zgrzyt dźwigni zmiany biegów. Tylne światła błysnęły, gdy wrzuciła jedynkę. Potem światła hamowania zgasły, ryknął silnik i samochód pomknął naprzód, by zatoczyć szerokie koło na pustym parkingu. Zapiszczały opony. Karbowana guma na gładkim betonie. Pisk odbił się głośnym echem. Samochód skierował się w stronę wyjazdu i gwałtownie przyspieszył.

W następnej chwili jednak zahamował.

Mustang stanął przednimi kołami już na stromym wyjeździe. Reacher poszedł ku niemu, pochylając głowę, żeby zajrzeć do środka przez tylną szybę. Nie rozmawiała przez komórkę. Siedziała tam, patrząc przed siebie, trzymając dłonie na kierownicy. Światła hamowania płonęły czerwienią tak jaskrawą, że bolały oczy. Podwójna rura wydechowa dygotała. Wydobywał się z niej biały dym. Krople wody skapywały z niej, tworząc bliźniacze maleńkie kałuże.

Reacher podszedł do bocznych drzwi. Opuściła trochę szybę. Nachylił się, żeby widzieć jej twarz.

– Dlaczego potrzebuję twojej pomocy? – zapytała.

– Ponieważ piątkowy temat za szybko się skończył – odparł. – Możesz go jednak odświeżyć. Ma drugie dno. To istna bomba. Obsypią cię nagrodami. Dostaniesz lepszą pracę. CNN wy depcze ścieżkę do twoich drzwi.