– Uważasz, że jestem aż tak ambitna?
– Uważam, że jesteś dziennikarką.
– A co to ma oznaczać?
– To, że dziennikarze lubią opowieści. Lubią znać prawdę.
Milczała prawie przez minutę, patrząc przed siebie. Silnik cicho warczał, rozgrzewając się. Reacher czuł, jak maszyna rwie się naprzód, walcząc z hamulcami. Potem Ann Yanni zerknęła w dół, wyciągnęła rękę i przesunęła dźwignię biegów na jałowy. Mustang potoczył się odrobinę do tyłu i znieruchomiał. Reacher przesunął się bokiem, żeby być naprzeciwko okna. Yanni obróciła głowę i spojrzała na niego.
– Zatem opowiedz mi tę historię – rzekła. – Powiedz
mi prawdę.
Opowiedział jej, siedząc na betonie i starając się wyglądać nieszkodliwie. Niczego nie pominął. Omówił wszystkie wydarzenia, fakty, teorie i domysły. Potem zamilkł i czekał na jej reakcję.
– Gdzie byłeś, kiedy została zabita ta dziewczyna? – zapytała.
– Spałem w motelu.
– Sam?
– Całą noc. Pokój numer osiem. Mam mocny sen.
– Nie masz alibi.
– Nigdy się go nie ma, kiedy jest potrzebne. To fundamentalne prawo przyrody.
Spoglądała na niego przez długą chwilę.
– Czego ode mnie chcesz? – spytała w końcu.
– Chcę, żebyś sprawdziła ofiary. Zastanowiła się.
– Moglibyśmy to zrobić – powiedziała. – Mamy do tego ludzi.
– Nie dość dobrych – rzekł Reacher. – Chcę, żebyś wynajęła niejakiego Franklina. Helen Rodin może powiedzieć ci o nim więcej. Jest w tym budynku, dwa piętra nad tobą.
– Dlaczego sama nie wynajęła tego Franklina?
– Ponieważ ją na to nie stać. Ciebie stać. Zakładam, że masz swój budżet. Tydzień pracy Franklina zapewne kosztuje mniej niż jedna fryzura waszego faceta od prognozy pogody.
– I co potem?
– Potem razem poskładamy to w całość.
– Jak duża jest ta historia?
– Rozmiaru Pulitzera. Albo Emmy. I nowej posady.
– Skąd wiesz? Nie jesteś z branży.
– Byłem w wojsku. Powiedziałbym, że to warte Brązowej Gwiazdy. To chyba odpowiednik Pulitzera. W każdym razie lepsze to niż nic.
– Sama nie wiem – odparła. – Powinnam cię wydać.
– Nie możesz – powiedział. – Wystarczy, że wyjmiesz
telefon, a wybiegnę z parkingu. Nie znajdą mnie. Próbowali przez cały dzień.
– Nie dbam o nagrody – powiedziała.
– No to zrób to dla zabawy – rzekł. – Dla zawodowej satysfakcji.
Odchylił się w bok i wyjął z kieszeni serwetkę z numerem telefonu Helen Rodin. Przytrzymał ją przy szparze okna. Yanni delikatnie wzięła od niego serwetkę, starając się nie dotknąć przy tym jego palców.
– Zadzwoń do Helen – powiedział Reacher. – Teraz.
Wstawi się za mną.
Yanni wyjęła z torebki komórkę i włączyła ją. Patrzyła na wyświetlacz, czekając na zalogowanie do sieci, a potem wybrała numer. Oddała Reacherowi serwetkę. Nasłuchiwała sygnału.
– Helen Rodin? – spytała.
Potem podniosła szybę i Reacher nie słyszał reszty rozmowy. Miał nadzieję, że naprawdę rozmawiała z Helen. Mogła patrzeć na serwetkę, a zadzwonić pod inny numer. Nie 911, ponieważ wystukała dziesięć cyfr. Mogła jednak zadzwonić do dyżurnego oficera. Jako reporterka mogła znać ten numer na pamięć.
Jednak na linii była Helen. Yanni znów opuściła szybę i przez szparę podała mu telefon.
– To prawda? – zapytała go Helen.
– Nie wiem, czy już podjęła decyzję – odparł Reacher. – Jednak to może się udać.
– Czy to dobry pomysł?
– Ona ma możliwości. Ponadto zainteresowanie mediów może nam się przydać.
– Oddaj jej słuchawkę.
Reacher przekazał telefon. Tym razem Yanni nie podniosła szyby, więc Reacher słyszał ostatnią część rozmowy. Z początku reporterka wydawała się sceptycznie nastawiona, później neutralna, a wreszcie przekonana. Umówiła się na spotkanie na trzecim piętrze, z samego rana. Potem się rozłączyła.
– Pod jej drzwiami stoi policjant – ostrzegł Reacher.
– Mówiła mi – powiedziała Yanni. – Jednak oni szukają ciebie, nie mnie.
– 1 co zamierzasz zrobić?
– Jeszcze nie zdecydowałam. Chyba najpierw powinnam zrozumieć, skąd ty się wziąłeś w tej sprawie. Najwyraźniej nie obchodzi cię los Jamesa Barra. Zatem robisz to dla jego siostry? Rosemary?
Reacher patrzył, jak mu się przygląda. Kobieta i dziennikarka.
– Częściowo ze względu na Rosemary – odparł.
– Częściowo?
– Głównym powodem jest ten zakulisowy manipulator. Siedzi tam sobie, myśląc, że jest taki sprytny. To mi się nie podoba. Nigdy nie lubiłem takich ludzi. Mam ochotą pokazać mu, że wcale nie jest taki sprytny.
– Traktujesz to jako wyzwanie?
– On kazał zabić tę dziewczynę, Yanni. Była tylko głupim, słodkim dzieciakiem, chcącym się trochę zabawić. Nie powinien był otwierać tych drzwi. Zasługuje, żeby coś z nich wyskoczyło i dopadło go. Oto co sądzę.
– Prawie jej nie znałeś.
– To nie czyni jej mniej niewinną.
– W porządku.
– Co w porządku?
– NBC zatrudni Franklina. Zobaczymy, co nam to da.
– Dzięki – rzekł Reacher. – Jestem zobowiązany.
– Powinieneś.
– Jeszcze raz przepraszam. Za to, że cię przestraszyłem.
– O mało nie umarłam ze strachu.
– Bardzo mi przykro.
– Jeszcze coś?
– Tak – odrzekł Reacher. – Muszę pożyczyć twój samochód.
– Mój samochód?
– Twój samochód.
– Po co?
– Żeby się w nim przespać, a potem pojechać do Kentucky.
– A co jest w Kentucky?
– Fragment układanki.
Yanni pokręciła głową.
– To szaleństwo.
– Jestem ostrożnym kierowcą.
– Pomagałabym zbiegłemu przestępcy.
– Nie jestem przestępcą – sprostował Reacher. – Przestępca to ktoś skazany za przestępstwo po procesie sądowym. Tak więc nie jestem zbiegłym przestępcą. Nie zostałem aresztowany ani o nic oskarżony. Jestem podejrzany, to wszystko.
– Nie mogę pożyczyć ci samochodu po tym, jak przez cały wieczór pokazywaliśmy twoją podobiznę.
– Możesz powiedzieć, że mnie nie rozpoznałaś. To rysunek, nie zdjęcie. Może nie jest zbyt dokładny.
– Masz inną fryzurę.
– No widzisz. Dziś rano byłem u fryzjera.
– Ale rozpoznałabym twoje nazwisko. Przecież nie pożyczyłabym samochodu nieznajomemu człowiekowi, gdybym przynajmniej nie znała jego nazwiska, prawda?
– Może podałem ci fałszywe. Spotkałaś kogoś, kto miał inne nazwisko i był niepodobny do tego z rysunku, to wszystko.
– Jakie nazwisko?
– Joe Gordon – odparł Reacher.
– Kto to taki?
– W tysiąc dziewięćset czterdziestym roku grał na drugiej bazie Yankees. Zajęli trzecie miejsce. Nie z winy Joego. Dobrze się spisywał. Rozegrał dokładnie tysiąc meczów, w których zdobył tysiąc punktów.
– Dużo wiesz.
– Jutro będę wiedział więcej, jeśli pożyczysz mi samochód.
– A jak dziś wrócę do domu?
– Zawiozę cię.
– I dowiesz się, gdzie mieszkam.
– Już to wiem. Sprawdziłem dowód rejestracyjny. Musiałem się upewnić, że to twój samochód.
Yanni nic nie powiedziała.
– Nie bój się – powiedział Reacher. – Gdybym chciał
cię skrzywdzić, już bym to zrobił, prawda? Jestem ostrożnym kierowcą – powtórzył. – Bezpiecznie dowiozę cię do domu.
– Wezwę taksówkę – powiedziała. – Tak będzie lepiej