Выбрать главу

– Chyba mówiłeś, że „Zek” to nie imię – przypomniał Franklin.

– Zgadza się – powiedział Reacher. – Tak samo jak „Chelovek”. To transliteracja rosyjskiego słowa oznaczającego człowieka. Zek Chelovek oznacza więźnia i człowieka. Czyli Więzień-Człowiek.

– Pozostali nie używają pseudonimów.

– Zek pewnie też nie. Może przybrał takie nazwisko. Mógł zapomnieć, jak naprawdę się nazywał. Może wszyscy zapomnielibyśmy, gdybyśmy byli więźniami gułagu.

– Mówisz, jakbyś mu współczuł – zauważyła Yanni.

– Wcale mu nie współczuję – odparł Reacher. – Tylko usiłuję go zrozumieć.

– Mistrov nie wspomniał o moim ojcu – powiedziała Helen.

Reacher skinął głową.

– To Zek jest zakulisowym manipulatorem. On siedzi na szczycie piramidy.

– Co oznacza, że mój ojciec jest tylko wykonawcą.

– Teraz nie martw się tym. Skup się na Rosemary.

Franklin wywołał internetową mapę i odkrył, że pod podanym

przez Johna Mistrova adresem znajduje się wytwórnia kruszywa, zbudowana przy kamieniołomach, osiem mil na północny zachód od miasta. Potem przejrzał wyciągi podatkowe i potwierdził, że Specialized Services of Indiana jest jej zarejestrowanym właścicielem. Sprawdził ponownie wyciągi i odkrył, ze jedyną inną nieruchomością należącą do firmy jest dom na parceli sąsiadującej z wytwórnią. Yanni powiedziała, że zna tę okolicę.

– Czy jest tam coś jeszcze? – zapytał ją Reacher.

Przecząco pokręciła głową.

– Przez całe mile nic tylko farmy.

– W porządku – rzekł Reacher. – To tam. Tam przetrzymują Rosemary.

Spojrzał na zegarek. Dziesiąta wieczór.

– I co teraz? – spytała Yanni.

– Teraz czekamy – powiedział.

– Na co?

– Aż Cash dotrze tu z Kentucky. A potem poczekamy jeszcze trochę.

– Na co?

Reacher znów się uśmiechnął.

– Na godzinę duchów – odparł.

***

Czekali. Franklin zaparzył kawę. Yanni opowiadała o pracy w telewizji, o ludziach, których poznała, i zdarzeniach, które widziała, o przyjaciółkach gubernatora, o kochankach żon polityków, ustawionych przetargach, mafijnych związkach zawodowych, o akrach marihuany rosnącej za zasłoną kukurydzy sadzonej tylko na brzegach pól w Indianie. Potem Franklin opowiadał o swojej pracy w policji. Jeszcze później Reacher opowiedział o swoim życiu wagabundy, jakie wiódł po wyjściu z wojska, o nieustannych wędrówkach i odkryciach.

Helen Rodin cały czas milczała.

Dokładnie o jedenastej usłyszeli warkot silnika diesla, odbijający się echem od ceglanego muru po drugiej stronie ulicy. Reacher podszedł do okna i zobaczył humvee Casha, wjeżdżający na miniparking przed biurem. Zbyt hałaśliwy, pomyślał. Nie możemy go użyć.

A może jednak.

– Przybyła piechota morska – oznajmił.

Usłyszeli kroki Casha na schodach. I pukanie do drzwi. Reacher wyszedł na korytarz i otworzył je. Cash wszedł raźnym, miarowym, pewnym krokiem. Był ubrany na czarno. Czarne brezentowe spodnie, czarna brezentowa kamizelka bez rękawów. Reacher przedstawił wszystkich. Yanni, Franklin, Helen Rodin. Uścisnęli sobie dłonie i Cash usiadł. Po dwudziestu minutach w pełni orientował się w sytuacji.

– Załatwili dziewiętnastoletnią dziewczynę? – zapytał.

– Spodobałaby ci się – powiedział Reacher.

– Mamy jakiś plan?

– Zaraz będziemy mieli – obiecał Reacher.

Yanni poszła do samochodu po mapy. Franklin pozbierał kubki po kawie i zrobił miejsce na stole. Yanni wybrała właściwą mapę. Rozłożyła ją na stole.

– To jak olbrzymia szachownica – powiedziała. – Każdy prostokąt ma sto jardów kwadratowych. Pole jest poprzecinane siecią dróg biegnących z północy na południe i z zachodu na wschód, co dwadzieścia takich kwadratów. – Pokazała. Szczupłym palcem z polakierowanym paznokciem. – Tylko w tym miejscu mamy dwie spotykające się drogi i w południowo-wschodnim rogu powstałego w wyniku tego trójkąta mamy pusty obszar szeroki na trzy pola i długi na pięć. Tam nie ma żadnych upraw. Na północy jest wytwórnia kruszywa, a na południu dom. Widziałam go. Stoi około dwustu jardów od drogi, samotny budynek na pustkowiu. Nie ma ogrodu ani żadnej roślinności. Ani ogrodzenia.

– Płaski teren? – zapytał Reacher.

– Jak stół bilardowy – odparła Yanni.

– Jest ciemno – rzekł Cash.

– Jak w studni – powiedział Reacher. – Sądzę, że brak ogrodzenia świadczy o tym, że używają kamer. Zapewne z urządzeniami termowizyjnymi na podczerwień.

– Jak szybko potrafisz przebiec dwieście jardów? – zapytał Cash.

– Jak? – odparł Reacher. – Tak wolno, że mogliby zamówić karabin przez telefon i odebrać przesyłkę, a potem mnie z niego zastrzelić.

– Skąd najlepiej podejść?

– Od północy – powiedział Reacher. – Bez wątpienia. Moglibyśmy zjechać z szosy do wytwórni, a potem podejść bliżej. Później moglibyśmy czekać na odpowiednią chwilę. Bylibyśmy osłonięci.

– Jeśli mają kamery termowizyjne, to nie da się ich podejść.

– Później będziemy się tym martwić.

– Dobrze, ale na pewno przewidzieli atak od północy. Reacher skinął głową.

– Zostawmy północ. To zbyt oczywiste rozwiązanie.

– Niemal równie dobry kierunek to południe lub wschód. Zdaje się, że od zachodu biegnie droga dojazdowa. Jest prosta i nie daje żadnej osłony.

– Oni na pewno też tak uważają.

– No to też mają rację.

– Podoba mi się ta droga dojazdowa – mruknął Rea-cher. – Jaka ona jest? Brukowana?

– Utwardzona żwirem – powiedziała Yanni. – Mają go dużo.

– Hałaśliwa nawierzchnia – zauważył Cash.

– Na pewno nagrzana słońcem – powiedział Reacher. – Cieplejsza niż ziemia. Da kolorowy pas na obrazach termowizyjnych. Na słabo kontrastowym ekranie po obu jej stronach będą ciemne pasy.

– Żartujesz? – powiedział Cash. – Twoje ciało miałoby temperaturę o kilkanaście stopni wyższą od otoczenia. Byłbyś widoczny jak raca.

– Będą pilnować od południa i od wschodu.

– Nie tylko.

– Masz lepszy pomysł?

– A może frontalny atak? Samochodami?

Reacher uśmiechnął się.

– Jeśli trzeba zrównać ten budynek z ziemią, wezwijcie piechotę morską.

– Przyjąłem – potwierdził Cash.

– To zbyt ryzykowne – ocenił Reacher. – Musimy ich zaskoczyć i nie możemy rozpętać tam strzelaniny. Musimy myśleć o Rosemary.

Nikt się nie odezwał.

– Podoba mi się ten podjazd – powtórzył Reacher.

Cash spojrzał na Helen Rodin.

– Moglibyśmy po prostu zawiadomić policję – rzekł. – No wiecie, jeśli to prokurator jest tym złym facetem. Mogliby się tym zająć antyterroryści.

– Ten sam problem – orzekł Reacher. – Rosemary byłaby martwa, zanim podeszliby do drzwi.

– Odciąć zasilanie? Wyłączyć kamery?

– To samo. Uprzedzilibyśmy o naszym przybyciu.

– Ty coś wymyśl.

– Ta droga dojazdowa – odparł Reacher. – Podoba mi się.

– A co z kamerami?

– Coś wymyślę – obiecał Reacher. Podszedł do stołu. Popatrzył na mapę. Potem znów odwrócił się do Casha. – Czy masz w samochodzie odtwarzacz kompaktowy?

Cash skinął głową.

– Był w pakiecie.

– Miałbyś coś przeciwko temu, żeby Franklin poprowadził humwee?

– Może go sobie zabrać. Ja wolę sedana.

– W porządku, więc twój humwee będzie naszym środkiem transportu. Franklin dowiezie nas tam, wysadzi, a potem wróci tutaj.