Выбрать главу

12

Hervé Joncour wyruszył, mając przy sobie osiemdziesiąt tysięcy franków w złocie i nazwiska trzech mężczyzn, które podał mu Baldabiou: Chińczyka, Holendra i Japończyka. Przekroczył granicę koło Metzu, minął Wirtembergię i Bawarię, znalazł się w Austrii, pociągiem dojechał do Wiednia i Budapesztu, a potem dalej, aż do Kijowa. Przejechał konno dwa tysiące kilometrów rosyjskiego stepu, minął Ural, znalazł się na Syberii, po czterdziestu dniach drogi przybył nad jezioro Bajkał, które miejscowa ludność nazywała morzem. Z biegiem rzeki Amur, wzdłuż chińskiej granicy dotarł do oceanu i zatrzymał się w porcie Sabirk, gdzie spędził jedenaście dni w oczekiwaniu na statek holenderskich przemytników, który następnie dowiózł go do przylądka Teraya na zachodnim wybrzeżu Japonii. Pieszo, bocznymi drogami, przemierzył prowincje Ishikawa, Toyama, Niigata, znalazł się w prowincji Fukushima i dotarł do miasta Shirakawa, okrążył je od wschodu, przez dwa dni czekał na czarno ubranego człowieka, który zawiązał mu oczy i zawiózł do miasteczka na wzgórzach, gdzie spędził noc, a rano dobił targu w sprawie zakupu towaru z mężczyzną, który nic nie mówił, a twarz miał zakrytą jedwabnym welonem. Czarnym. O zachodzie słońca ukrył jajeczka wśród bagaży, odwrócił się plecami do Japonii i ruszył w drogę powrotną.

Minął właśnie ostatnie domy miasteczka, gdy jakiś człowiek dogonił go i zatrzymał. Powiedział coś wzburzonym i kategorycznym tonem, po czym, grzecznie, lecz stanowczo, poprowadził go z powrotem.

Hervé Joncour nie mówił ani nie rozumiał po japońsku. Pojął jednak, że Hara Kei chce się z nim zobaczyć.

13

Rozsunięto ścianę z ryżowego papieru i Hervé Joncour wszedł. Hara Kei siedział ze skrzyżowanymi nogami na ziemi, w najbardziej oddalonym rogu pokoju. Ubrany był w ciemną tunikę, nie nosił klejnotów. Jedynym widocznym znakiem jego władzy była kobieta leżąca obok niego, z głową wspartą na jego kolanach, zamkniętymi oczami i rękami schowanymi w fałdach obszernej czerwonej sukni, rozpostartej jak płomień na popielatej macie. On przesuwał wolno ręką po jej włosach: jakby gładził futro cennego, śpiącego zwierzęcia.

Hervé Joncour przeszedł przez pokój, poczekał, aż gospodarz da mu znak, i usiadł naprzeciw niego. Milczeli, patrząc sobie w oczy. Niedostrzegalnie nadszedł służący i postawił przed nimi dwie filiżanki herbaty. Potem zniknął. Wtedy Hara Kei zaczął mówić w swoim języku, głosem monotonnym, przechodzącym w rodzaj drażniąco sztucznego falsetu. Hervé Joncour słuchał. Oczy miał utkwione w oczy Hara Keia i tylko na chwilę, prawie bezwiednie, opuścił je na twarz kobiety.

To była twarz małej dziewczynki.

Znów uniósł wzrok.

Hara Kei przerwał, podniósł jedną z filiżanek, zbliżył ją do ust, chwilę odczekał i odezwał się

– Niech pan spróbuje opowiedzieć mi o sobie.

Powiedział to po francusku, przeciągając nieco samogłoski, głosem ochrypłym, naturalnym.

14

Człowiekowi najbardziej niedostępnemu w Japonii, panu i władcy wszystkiego, co światu udawało się wywieźć z tej wyspy, Hervé Joncour próbował opowiedzieć o sobie. Czynił to we własnym języku, mówiąc powoli i nie będąc pewnym, czy Hara Kei zdoła go zrozumieć. Instynktownie zrezygnował z wszelkiej ostrożności, relacjonując bez zmyśleń i bez opuszczeń wszystko, co po prostu było prawdą. Przedstawiał drobne szczegóły i wydarzenia wielkiej wagi takim samym głosem, podkreślanym powściągliwymi gestami, naśladując hipnotyczny rytm, smutny i obojętny, spisu przedmiotów ocalałych z pożaru. Hara Kei słuchał z kamienną twarzą bez wyrazu. Oczy miał utkwione w wargi Hervé Joncoura, jakby to były ostatnie linijki pożegnalnego listu. W pokoju panowała taka cisza i bezruch, że czymś monstrualnym wydało się to, co zdarzyło się nagle i co właściwie było drobnostką bez znaczenia.

W pewnej chwili,

nie poruszywszy się nawet,

dziewczynka

otworzyła oczy.

Hervé Joncour nie przestał mówić, ale instynktownie opuścił wzrok ku niej i, nie przestając mówić, zobaczył, że te oczy nie mają wykroju orientalnego i że utkwione są z niepokojącym natężeniem w jego twarz: jak gdyby od początku śledziły go spod półprzymkniętych powiek. Hervé Joncour odwrócił wzrok z całą naturalnością, na jaką było go stać, i próbował ciągnąć dalej swoją opowieść niezmienionym głosem. Przerwał dopiero wtedy, gdy jego wzrok padł na stojącą przed nim na ziemi filiżankę herbaty. Ujął ją jedną ręką, podniósł do warg i powoli upił łyk. Odstawiając ją na dawne miejsce, znowu zaczął mówić.

15

Francja, podróże morskie, zapach morw w Lavilledieu, pociągi parowe, głos Hélène. Hervé Joncour opowiadał nadal o swoim życiu, jak nigdy jeszcze tego w swoim życiu nie robił. Dziewczynka patrzyła na niego nadal, a intensywność tego spojrzenia nakazywała każdemu z jego słów brzmieć w sposób niezapomniany. Zdawało się, że pokój znieruchomiał bezpowrotnie, gdy oto nagle, zupełnie bezszelestnie, ona wysunęła rękę spod sukni i opuściła ją na matę przed sobą. Hervé Joncour ujrzał tę bladą plamę pojawiającą się na skraju jego pola widzenia, ujrzał, jak muska filiżankę Hara Keia, po czym, pozornie bez sensu, posuwa się dalej, chwyta bez wahania drugą filiżankę, tę, z której on pił, unosi ją lekko i zabiera. Hara Kei nie przestał ani na chwilę wpatrywać się z kamiennym wyrazem twarzy w wargi Hervé Joncoura.

Dziewczynka uniosła lekko głowę.

Po raz pierwszy oderwała oczy od Hervé Joncoura i przeniosła wzrok na filiżankę.

Okręciła ją powoli, aż przy jej wargach znalazło się dokładnie to miejsce, którego on dotknął, pijąc.

Przymknąwszy oczy, wypiła łyk herbaty.

Odsunęła filiżankę od ust.

Opuściła ją w to samo miejsce, z którego ją wzięła.

Wsunęła rękę pod suknię.

Znów oparła głowę na kolanach Hara Keia.

Z otwartymi oczami, utkwionymi w oczy Hervé Joncoura.

16

Hervé Joncour mówił jeszcze długo. Przerwał dopiero wtedy, gdy Hara Kei oderwał od niego wzrok i ledwo dostrzegalnie skłonił głowę.

Milczenie.

Po francusku, przeciągając nieco samogłoski, naturalnym, ochrypłym głosem Hara Kei powiedział

– Jeśli pan zechce, z przyjemnością zobaczę pana znowu.

Po raz pierwszy się uśmiechnął.

– Jajeczka, które ma pan ze sobą, to ikra, niewarte są prawie nic.

Hervé Joncour spuścił oczy. Przed nim stała jego filiżanka herbaty. Wziął ją w rękę i zaczął obracać, przypatrując się jej uważnie, jak gdyby szukał czegoś na kolorowym szlaczku przy brzegu. Kiedy znalazł to, czego szukał, przyłożył tam wargi i wypił do dna. Następnie postawił filiżankę przed sobą i powiedział

– Wiem o tym.

Hara Kei roześmiał się, ubawiony.

– To dlatego zapłacił pan fałszywym złotem?

– Zapłaciłem za to, co kupiłem.

Hara Kei spoważniał.

– Kiedy będzie pan stąd wyjeżdżał, dostanie pan to, czego chce.

– Kiedy żywy opuszczę tę wyspę, dostanie pan należne mu złoto. Ma pan moje słowo.

Hervé Joncour nie zaczekał nawet na odpowiedź. Wstał, zrobił kilka kroków do tyłu i ukłonił się.

Ostatnią rzeczą, jaką ujrzał przed wyjściem, były jej oczy utkwione w jego oczy, zupełnie nieme.

17

Sześć dni później, w Takaoka, Hervé Joncour wsiadł na statek holenderskich przemytników, który dowiózł go do Sabirka. Stąd, posuwając się wzdłuż chińskiej granicy, dotarł nad jezioro Bajkał, przebył cztery tysiące kilometrów ziemi syberyjskiej, minął Ural, przybył do Kijowa i przejechał pociągiem całą Europę, ze wschodu na zachód, by wreszcie, po trzech miesiącach podróży, znaleźć się we Francji. W pierwszą niedzielę kwietnia – w samą porę, by zdążyć na sumę – stanął u bram Lavilledieu. Zatrzymał się, podziękował Bogu i wszedł do miasteczka pieszo, licząc kroki, aby każdy miał swoją nazwę i aby nigdy ich nie zapomnieć.