– A jeśli po prostu zgarniemy tych, którzy tu przyjadą – powiedziałem, pojmując o co jej chodzi – ostrzeżemy tamtych.
– No właśnie.
Nie byłem pewien, czy mnie to obchodzi. Dla mnie najważniejsza była Tara. Jeśli FBI lub policja zdoła postawić tych ludzi w stan oskarżenia, jestem za tym. Jednak nie to było moim głównym celem.
Katarina przekazała Tatianie nasz plan. Widziałem, że nie zdołała jej przekonać. Dziewczyna była przerażona. Wciąż przecząco kręciła głową. Czas płynął – czas, którego nie mieliśmy.
Zirytowałem się i postanowiłem zrobić coś niemądrego. Podniosłem słuchawkę, wybrałem numer pagera, a potem cztery razy nacisnąłem dziewięć. Tatiana zdrętwiała. – Zrobisz to – powiedziałem.
Katarina przetłumaczyła.
Przez następne dwie minuty nikt się nie odzywał. Wszyscy troje patrzyliśmy na Tatianę. Kiedy zadzwonił telefon, nie spodobało mi się to, co zobaczyłem w oczach tej dziewczyny.
Katarina powiedziała jej coś ponaglającym tonem. Tatiana potrząsnęła głową i założyła ręce na piersi. Telefon zadzwonił po raz trzeci. Potem czwarty. Wyjąłem broń. – Marc – powiedziała Rachel.
Trzymałem pistolet w opuszczonej ręce.
– Czy ona wie, że chodzi o życie mojej córki?
Katarina pospiesznie powiedziała coś po serbsku. Twardo spojrzałem Tatianie w oczy. Nie zareagowała. Podniosłem broń i nacisnąłem spust. Lampa nocna rozleciała się na kawałki, a huk strzału odbił się głośnym echem w pokoju. Wszyscy podskoczyli.
Następne głupie posunięcie. Wiedziałem. Natomiast nie wiedziałem, czy obchodzi mnie czyjeś zdanie na ten temat. – Marc!
Rachel położyła rękę na moim ramieniu. Strząsnąłem ją. Spojrzałem na Katarinę. – Powiedz jej, że jeśli dzwoniący się rozłączy…
Nie dokończyłem. Katarina zaczęła szybko coś mówić. Ścisnąłem broń, którą znów trzymałem w opuszczonej ręce. Tatiana nadal patrzyła na mnie. Pot wystąpił mi na czoło. Zacząłem się trząść.
Tatiana patrzyła na mnie i nagle na jej twarzy dostrzegłem wahanie. – Proszę – wycedziłem.
Po szóstym dzwonku Tatiana podniosła słuchawkę i zaczęła mówić.
Popatrzyłem na Katarinę. Wysłuchała rozmowy, a potem skinęła głową. Przeszedłem na drugi koniec pokoju. Wciąż trzymałem w ręku pistolet. Rachel spojrzała na mnie. Ja na nią. Ona pierwsza odwróciła wzrok.
Zaparkowaliśmy camaro przed znajdującą się obok restauracją i czekaliśmy. Nie mieliśmy ochoty na pogawędki. Patrzyliśmy wszędzie, tylko nie na siebie, jak nieznajomi w windzie. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Nie miałem pojęcia, co czuję.? Strzeliłem z pistoletu i groziłem nieletniej dziewczynie. Co gorsza, chyba w- cale się tym nie przejąłem. Skutki takiego postępowania były niczym odległe burzowe chmury, które równie dobrze mogą się rozwiać, jak zebrać. Włączyłem radio i nastawiłem na lokalną rozgłośnię. Niemal spodziewałem się, że ktoś powie: „Przerywamy nasz program, żeby nadać specjalny komunikat”, a potem poda nasze nazwiska i rysopisy, a może nawet ostrzeżenie, że jesteśmy uzbrojeni i niebezpieczni. Jednak nie było żadnych wiadomości o strzelaninie w Kasselton ani policyjnym pościgu za nami. Rachel i ja nadal siedzieliśmy z przodu, a Katarina na składanym fotelu z tyłu. Rachel wyjęła Palm Pilota. W ręku trzymała pisak, gotowa go użyć. Zastanawiałem się, czy zadzwonić do Lenny' ego, ale przypomniałem sobie ostrzeżenie Zii. Na pewno założyli mii podsłuch. Poza tym nie miałem mu nic do powiedzenia prócz tego, że właśnie groziłem szesnastoletniej ciężarnej nielegalnie posiadaną bronią, zabraną facetowi, który został zamordowany na moim podwórku. Lenny prawnik na pewno by się nie ucieszył.
– Myślisz, że zechce współpracować? – spytałem.
– Rachel wzruszyła ramionami.
Tatiana powiedziała, że jest po naszej stronie… Nie wiedziałem, czy możemy jej wierzyć. Na wszelki wypadek rozłączyłem jej telefon i zabrałem przewód. Sprawdziłem, czy w jej pokoju nie ma papieru lub czegokolwiek, na czym mogłaby napisać liścik dla odwiedzającej. Nie znalazłem niczego takiego. Rachel położyła na parapecie okna swój telefon komórkowy, który miał pełnić rolę pluskwy. Katarina trzymała swój przy Uchu. Miała znowu być naszą tłumaczką. Pół godziny później złocisty lexus sc 430 z rykiem wjechał na parking. Gwizdnąłem pod nosem. Jedem z moich kolegów ze szpitala niedawno kupił sobie taki wóz. Wybulił sześćdziesiąt kawałków. Kobieta, która wysiadła z lescusa, miała krótkie, sterczące blond włosy. Nosiła zbyt obcisłą jasną koszulę pod kolor włosów, oraz dopasowane białe spodnie, tak ciasne, że wyglądały jak druga skóra. Ramiona miała gładkie i opalone.
Wyglądała znajomo. Znacie ten typ. Jedna z tych młodych mężatek, których pełno w klubach tenisowych. Spojrzeliśmy z Rachel na Katarinę. Poważnie skinęła głową. – To ona. To ta kobieta, która odbierała moje dziecko.
Zobaczyłem, że Rachel pisze po ekranie Palm Pilota.
– Co robisz? – zapytałem.
– Wprowadzam numer rejestracyjny i markę wozu. Za kilka minut powinniśmy się dowiedzieć, do kogo należy ten samochód. – Jak to robisz?
– To nic trudnego – powiedziała Rachel. – Każdy funkcjonariusz ma swoje dojścia. A jeśli nie, płaci komuś w biurze. Zazwyczaj pięćset dolców.
– Podłączasz się do bazy?
Kiwnęła głową.
– Przez modem bezprzewodowy. Pewien mój znajomy, niejaki Harold Fisher, to technologiczny geniusz pracujący jako wolny strzelec. Nie podobał mu się sposób, w jaki zmuszono mnie do rezygnacji.
– I dlatego ci pomaga?
– Tak.
Jasnowłosa kobieta pochyliła się i wyjęła coś, co wyglądało jak torba lekarska. Potem założyła okulary przeciwsłoneczne i pospieszyła w kierunku pokoju Tatiany. Zapukała, drzwi otworzyły się i Tatiana wpuściła ją do środka. Obróciłem się w fotelu i spojrzałem na Katarinę. Wyłączyła mikrofon w swojej komórce.
– Tatiana mówi, że już czuje się lepiej. Ta kobieta jest zła, że niepotrzebnie przyjeżdżała.
Zamilkła.
– Czy padło już jakieś nazwisko?
Katarina potrząsnęła głową.
– Ta kobieta zamierza ją zbadać.
Rachel wpatrywała się w Palm Pilota jak w kryształową kulę.
– Jest.
– Co?
– Denise Vanech, Riverview Avenue czterdzieści siedem, Ridgewood, New Jersey. Czterdzieści siedem lat. Żadnych nie zapłaconych mandatów za parkowanie. – Znowu zaczęła poruszać pisakiem. – Na razie wprowadzę to nazwisko do google'a. – Do wyszukiwarki?
– Tak. Zdziwisz się, co można czasem znaleźć.
Wcale nie. Kiedyś wprowadziłem moje nazwisko. Nie pamiętam po co.
Spiliśmy się z Zią i zrobiliśmy to dla zabawy. Nazywa to „rozkwitem ego”. – Niewiele mówią. – Twarz Katariny miała skupiony wyraz. – Może ją bada?
Spojrzałem na Rachel.
– Google znalazł dwa rekordy – powiedziała. -Pierwszy na witrynie internetowej wydziału planowania przestrzennego Bergen County. Zwróciła się o zezwolenie na. wydzielenie części swojej parceli. Nie otrzymała zgody. Drugi jest znacznie ciekawszy. To strona absolwentów. Wymienia wszystkich tych, których nie udało się jeszcze zlokalizować.
– Jakiej szkoły? – zapytałem.
– Pielęgniarek i położnych przy Uniwersytecie Filadelfijskim.
Pasowało.
– Skończyły – oznajmiła Katarina.
– Szybko – mruknąłem.
– Bardzo.
Katarina słuchała chwilę.
– Ta kobieta mówi Tatianie, że powinna na siebie uważać. I więcej jeść, dla dobra dziecka I dzwonić w razie jakichś dolegliwości.
Obróciłem się do Rachel.
– Teraz jest milsza niż zaraz po przyjeździe.
Rachel skinęła głową. Kobieta, którą uznaliśmy za Denise Vanech, wyszła z pokoju. Szła z wysoko podniesioną głową, ponętnie poruszając tyłeczkiem. Ta obcisła jasna koszula była pasiasta i najwyraźniej bardzo przezroczysta. Kobieta wsiadła do samochodu i ruszyła. Włączyłem silnik camaro, który ryknął jak nałogowy palacz z chroniczną chrypką. Trzymałem się w bezpiecznej odległości. Nie obawiałem się, że mogę ją zgubić. Teraz wiedzieliśmy już, gdzie mieszka. – Nadal tego nie rozumiem – powiedziałem do Rachel.