Выбрать главу

Zauważyłem, że w jego oczach pojawiła się nadzieja. Przez chwilę się nie odzywał. Potem rzekł: – Lorraine jest w holu. Mogę z nią porozmawiać?

– Oczywiście.

To nie trwało długo. Znów usłyszałem pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyłem, Lorraine chwyciła mnie w objęcia. Przytulałem ją, tę kobietę, której nigdy wcześniej nie spotkałem. Jej włosy pachniały truskawkami. Za nią do pokoju wszedł Abe. W ramionach trzymał śpiącą Tarę. Lorraine puściła mnie i odsunęła się. Abe podszedł bliżej. Ostrożnie przekazał mi córeczkę.

Wziąłem ją na ręce i o mało nie pękło mi serce. Tara poruszyła się. Zaczęła marudzić. Przytuliłem ją. Kołysałem na rękach i mruczałem uspokajająco. Po chwili wtuliła się we mnie i znowu zasnęła.

45

Wszystko znów zaczęło źle wyglądać, kiedy spojrzałem w kalendarz.

Ludzki mózg to zdumiewający twór. Przedziwny zestaw reakcji elektrochemicznych, dających po prostu niezwykłe rezultaty.

Więcej wiemy o prawach rządzących kosmosem niż o procesach zachodzących w mózgu, móżdżku, przysadce, rdzeniu przedłużonym i innych jego częściach. I tak jak w przypadku każdego skomplikowanego środowiska, nigdy nie mamy pewności, jak zareaguje na dany katalizator. Miałem kilka powodów do zastanowienia. Przede wszystkim kwestia przecieków.

Przypuszczaliśmy z Rachel, że ktoś z FBI lub policji informował Bacarda i jego ludzi o tym, co się dzieje. To jednak zupełnie nie pasowało do mojej teorii, zgodnie z którą Monice zastrzeliła Stacy. Ponadto Monice znaleziono rozebraną. Teraz wydawało mi się, że wiem dlaczego, ale Stacy nigdy by tego nie zrobiła. Sądzę jednak, że wszystko zrozumiałem w chwili, gdy spojrzałem w kalendarz i uświadomiłem sobie, że jest środa. Do strzelaniny oraz porwania Tary doszło w środę. Oczywiście, w ciągu minionych osiemnastu miesięcy było wiele śród. Ten dzień tygodnia nie ma w sobie niczego szczególnego. Tylko że teraz, kiedy dowiedzieliśmy się już tak wiele i mój mózg wchłonął tyle nowych danych, coś zaiskrzyło. Wszystkie pytania i wątpliwości, podejrzenia, wszystkie fakty, które uznałem za pewniki i nigdy ich nie analizowałem… Fragmenty łamigłówki nagle wskoczyły na swoje miejsca. Pojawił się obraz, który był znacznie gorszy od tego, co sobie wyobrażałem. Znowu byłem w Kasselton, w moim domu, gdzie wszystko się zaczęło. Zadzwoniłem do Ticknera, chcąc się upewnić. – Do mnie i mojej żony strzelano z trzydziestki ósemki, prawda? – zapytałem. – Tak.

– I jesteście pewni, że to były dwa rewolwery?

– Całkowicie.

– A jednym z nich był mój smith amp; wesson?

– Przecież wiesz, Marc.

– Macie wszystkie wyniki badań balistycznych?

– Większość.

Oblizałem wargi i przygotowałem się na najgorsze. Miałem nadzieję, że się mylę. – Do kogo strzelano z mojej broni – do mnie czy do Moniki? Obudziłem jego czujność.

– Dlaczego pytasz?

– Z ciekawości.

– No tak. Zaczekaj chwilę. – Słyszałem, jak przekłada kartki.

Ściskało mnie w gardle. O mało nie rzuciłem słuchawki. – Do twojej żony. Kiedy usłyszałem podjeżdżający samochód, odłożyłem słuchawkę na widełki. Lenny nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Nie pukał. W końcu on nigdy nie pukał, prawda? Siedziałem na kanapie.

W domu było cicho, wszystkie duchy poszły spać. W rękach miał kubki coli, a na ustach szeroki uśmiech. Zastanawiałem się, ile razy widziałem ten uśmiech. Pamiętałem nieco bardziej krzywy. I błyszczący metalowymi klamerkami na zębach. Zakrwawiony po uderzeniu w drzewo, kiedy zjeżdżaliśmy na sankach za domem Goretów. Znowu pomyślałem o tym, jak Tony Merruno zaatakował mnie w trzeciej klasie i Lenny skoczył mu na plecy. Teraz przypomniało mi się, że Tony Merruno zbił mu okulary. Lenny wcale się tym nie przejął. Znałem go tak dobrze. A może nie znałem go wcale.

Kiedy Lenny zobaczył moją minę, uśmiech zgasł mu na wargach.

– Tamtego ranka mieliśmy grać w squasha, Lenny. Pamiętasz? Opuścił ręce i postawił kubki na stole.

– Nigdy nie pukasz. Po prostu otwierasz drzwi. Tak jak dziś. Co się stało, Lenny? Przyjechałeś po mnie i otworzyłeś drzwi. Zaczął potrząsać głową, ale ja już wiedziałem.

– Dwa rewolwery. One zdradziły prawdę.

– Nie wiem, o czym mówisz – powiedział, ale bez przekonania.

– Myśleliśmy, że Stacy nie załatwiła Monice broni, więc Monica posłużyła się moją. Wcale nie. Właśnie sprawdziłem wyniki badań balistycznych. Zabawne. Nigdy nie mówiłeś mi, że Monica została zastrzelona z mojego rewolweru. A mnie postrzelono z drugiego.

– A więc? – spytał Lenny, znów wchodząc w rolę prawnika. – To nic nie znaczy. Może Stacy jednak załatwiła jej rewolwer. – Załatwiła – przytaknąłem.

– No i widzisz, wszystko się zgadza.

– Powiedz mi w jaki sposób. Szurnął nogami.

– Może Stacy pomogła Monice zdobyć broń. Monica strzeliła z niej do ciebie. Kiedy Stacy przybyła kilka minut później, Monica próbowała ją zastrzelić. – Lenny podszedł do schodów, jakby chciał to zademonstrować. – Stacy biegła na górę. Monica strzeliła – to wyjaśniałoby dziurę po kuli. – Wskazał na zagipsowany otwór. – Stacy wzięła z sypialni twój rewolwer, wróciła na dół i zastrzeliła Monice. Popatrzyłem na niego.

– Czy właśnie tak było, Lenny?

– Nie wiem. Tak mogło być.

Odczekałem chwilę. Odwrócił się.

– Jest jeden problem – powiedziałem.

– Jaki?

– Stacy nie wiedziała, gdzie chowam broń. I nie znała szyfru otwierającego zamek kasetki. – Zrobiłem krok w jego kierunku. – Ty go znałeś, Lenny. Trzymam w niej wszystkie ważne dokumenty. Zaufałem ci. Teraz chcę poznać prawdę.

Monica strzeliła do mnie. Wszedłeś do domu. Zobaczyłeś mnie leżącego na podłodze. Pomyślałeś, że nie żyję?

Lenny zamknął oczy.

– Chcę to zrozumieć, Lenny.

Powoli pokręcił głową.

– Myślisz, że kochasz swoją córkę – powiedział – ale nie wiesz, jak to jest. To uczucie rośnie z każdym dniem. Im dłużej masz dziecko, tym bardziej jesteś do niego przywiązany.

Pewnego wieczoru wróciłem z pracy. Marianne płakała, ponieważ dzieci dokuczały jej w szkole. Położyłem się do łóżka i nie mogłem zasnąć. Wtedy coś sobie uświadomiłem. Mogę być tylko tak szczęśliwy, jak najsmutniejsze z moich dzieci.

Rozumiesz, co mówię?

– Powiedz mi, co się stało – odparłem.

– Było tak, jak powiedziałeś. Tamtego ranka przyszedłem do waszego domu. Otworzyłem drzwi. Monica rozmawiała przez telefon. W ręku wciąż trzymała rewolwer. Podbiegłem do ciebie. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Szukałem pulsu, ale…

– Potrząsnął głową. – Monica zaczęła wrzeszczeć, że nie pozwoli, żeby ktoś odebrał jej dziecko. Wycelowała we mnie. Jezu Chryste.

Myślałem, że zaraz umrę. Przeturlałem się po podłodze i pobiegłem po schodach. Pamiętałem, że trzymasz tam broń. Monica strzeliła do mnie. – Znów wskazał biały ślad. – To dziura po kuli.

Zamilkł. Przez chwilę ciężko oddychał. Czekałem.

– Wyjąłem z kasetki twój rewolwer.

– Czy Monica wbiegła za tobą po schodach?

Odpowiedział cicho:

– Nie. – Zamrugał. – Może powinienem spróbować zadzwonić. Może należało spróbować uciec. Nie wiem. Odtwarzałem to w myślach setki razy. Wciąż się zastanawiam, co powinienem zrobić. Ty, mój najlepszy przyjaciel, leżałeś tam martwy. Ta zwariowana suka krzyczała coś o ucieczce z twoją córką – moją chrześnicą. Już do mnie strzeliła. Nie wiedziałem, co chce zrobić. Umknął spojrzeniem.

– Lenny?

– Nie wiem, co się stało, Marc. Naprawdę nie wiem. Zacząłem skradać się po schodach na dół. Ona wciąż miała broń… Zamilkł.