Выбрать главу

– No i co znalazł ten agent?

– Zdjęcie z immatrykulacji.

– Co takiego?

– Właściwie nie wiem, czy na pewno z immatrykulacji.

W każdym razie z tego rodzaju uroczystości. To zdjęcie sprzed około piętnastu, dwudziestu lat. Ona ma wytapirowane włosy i taki bukiecik przypięty do sukni.

– Co, do diabła, to ma…

– Facet na tym zdjęciu.

– Co z nim?

– Nasz agent jest pewien. Na tym zdjęciu jest – towarzyszy jej nasz doktor Seidman.

Tickner poczuł dreszcz podniecenia.

– Szukajcie dalej -polecił. -Zadzwoń, kiedy znajdziesz więcej.

– Jasne.

Rozłączył się. Rachel i Seidman razem na rozdaniu dyplomów? Jak to możliwe? Ona była z Vermont, jeśli dobrze pamiętał. Seidman mieszkał w New Jersey. Nie chodzili razem do liceum. Może do college'u? Trzeba będzie to sprawdzić. – Coś się stało?

Tickner odwrócił się. Spojrzał na Dorfmana.

– Sprawdźmy, czy dobrze to zrozumiałem, panie Dorfman.

CD należała do Moniki Seidman?

– Tak nam powiedziano.

– Tak czy nie, panie Dorfman?

Wiceprezes odkaszlnął.

– Uważamy, że tak.

– A zatem była waszą klientką?

– Tak, to zdołaliśmy potwierdzić.

– Krótko mówiąc, ofiara morderstwa była waszą klientką.

Dorfman milczał.

– Jej nazwisko było we wszystkich gazetach wychodzących w tym stanie – ciągnął Tickner, mierząc go zimnym spojrzeniem. – Jak to się stało, że nie zgłosiliście sami tego?

– Nie wiedzieliśmy.

Tickner wciąż przeszywał go wzrokiem.

– Facet, który prowadził tę sprawę, już u nas nie pracuje – dorzucił pospiesznie Dorfman. – Widzi pan, odszedł mniej więcej wtedy, kiedy pani Seidman została zamordowana. Nikt z nas się nie zorientował.

Gość przeszedł do obrony. Tickner był zadowolony. Wierzył mu, ale nie powiedział tego. Niech facet stara się być użyteczny. – Co było na CD?

– Sądzimy, że fotografie.

– Sądzicie?

– Zazwyczaj tak jest. Nie zawsze. Wykorzystujemy płytki kompaktowe do magazynowania zdjęć, ale czasem zeskanowanych dokumentów. Naprawdę nie potrafię powiedzieć.

– Dlaczego, do diabła?

Dorfman rozłożył ręce.

– Nie ma obawy. Zawsze robimy kopie. Tylko że wszystkie pliki starsze niż rok przechowujemy w piwnicy. Wprawdzie biuro było zamknięte, ale kiedy dowiedziałem się, o co chodzi, kazałem komuś się tym zająć. Właśnie przegląda materiał na zapasowej kopii.

– Gdzie?

– Na parterze. – Dorfman spojrzał na zegarek. – Do tego czasu powinien już skończyć. Chce pan zejść na dół i rzucić okiem?

Tickner wstał.

– Chodźmy.

24

– Mimo to możemy coś zrobić – powiedziała Rachel.

Zakładanie podsłuchu to sztuka. Nawet jeśli cię obszukają, mogą niczego nie znaleźć. Mam kuloodporną kamizelkę z miniaturową kamerą w środkowym guziku.

– I sądzisz, że jej nie znajdą, kiedy mnie obszukają?

– No dobrze, posłuchaj, wiem, że się tego obawiasz, ale bądźmy realistami. Najprawdopodobniej to po prostu naciągacze. Nie dawaj im pieniędzy, dopóki nie zobaczysz Tary. Nie daj się zwabić w odludne miejsce. Nie przejmuj się nadajnikiem. Jeśli oni zamierzają dotrzymać umowy, odzyskamy Tarę, zanim zdążą przejrzeć taką masę forsy. Wiem, że to trudna decyzja, Marc. – Nie, masz rację. Poprzednio próbowałem rozegrać to bezpiecznie. Myślę, że tym razem trzeba zaryzykować. Mimo to kamizelka nie wchodzi w grę.

– W porządku, oto co zrobimy. Będę w bagażniku. Oni mogą sprawdzić, czy ktoś nie schował się z tyłu. W bagażniku będę niewidoczna. Rozłączę przewody, tak żeby nie zapaliło się światło, kiedy otworzę pokrywę. Postaram się być w pobliżu, ale pewnie będę musiała trzymać się w bezpiecznej odległości. Nie zrozum mnie źle. Nie jestem Cudowną Kobietą z kontrwywiadu.

Może cię zgubię, ale pamiętaj: nie szukaj mnie. Nie rozglądaj się odruchowo. Ci ludzie zapewne są zawodowcami. Zauważą to.

– Rozumiem. – Miała na sobie czarne ubranie. Powiedziałem:

– Wyglądasz tak, jakbyś szła na pogrzeb w Village. – Amen, Panie.

Gotowy?

Oboje usłyszeliśmy podjeżdżający samochód. Wyjrzałem przez okno i przeraziłem się. – Niech to szlag! – zakląłem.

– Co jest?

– To Regan, gliniarz prowadzący tę sprawę. Nie widziałem go ponad miesiąc. – Spojrzałem na nią. Jej blada jak płótno twarz kontrastowała z czarnym ubraniem. – Przypadek? – zapytałem.

– To nie przypadek.

– Do licha, skąd dowiedział się o żądaniu okupu?

Odeszła od okna.

– Zapewne nie przyjechał tu z tego powodu.

– A z jakiego?

– Domyślam się, że ci z MVD zawiadomili ich, że tam byłam.

Zmarszczyłem brwi.

– I co z tego?

– Nie ma czasu na wyjaśnienia. Posłuchaj, pójdę do garażu i schowam się tam. On będzie o mnie pytał. Powiedz mu, że wróciłam do Waszyngtonu. Gdyby naciskał, wyjaśnij mu, że jestem twoją starą znajomą i nic więcej. Będzie chciał cię przesłuchać.

– Dlaczego?

Ona już wychodziła.

– Po prostu nie daj mu się i spław go. Zaczekam na ciebie przy samochodzie.

Nie podobało mi się to, lecz nie była to odpowiednia chwila na spory. – W porządku.

Rachel ruszyła w kierunku drzwi wiodących do garażu. Zaczekałem, aż zniknie mi z oczu. Kiedy Regan dochodził do mojego ganku, otworzyłem drzwi, usiłując go zaskoczyć.

Regan uśmiechnął się.

– Spodziewał się pan mojej wizyty? – zapytał.

– Usłyszałem pański samochód.

Pokiwał głową, jakbym powiedział coś, co należy dokładnie przeanalizować. – Ma pan chwilę, doktorze Seidman?

– Prawdę mówiąc, nie bardzo.

– Och. – Regan nie stracił animuszu. Prześlizgnął się do przedsionka, rozglądając się wokół bystrym wzrokiem – Wychodzi pan, tak?

– Czego pan chce, detektywie?

– Uzyskaliśmy kilka nowych informacji.

Czekałem, aż powie więcej.

– Nie chce pan wiedzieć jakich?

– Oczywiście, że chcę.

Regan miał dziwną, niemal uduchowioną minę. W zadumie spoglądał na sufit, jakby się zastanawiał, na jaki kolor go pomalować.

– Gdzie był pan dzisiaj?

– Proszę, niech pan już idzie.

Nadal patrzył na sufit.

– Dziwi mnie pańskie wrogie nastawienie.

Mimo to wcale nie wyglądał na zdziwionego.

– Powiedział pan, że macie nowe informacje. Jeśli tak, proszę mi je wyjawić. Jeżeli nie, niech się pan wynosi. Nie mam ochoty być przesłuchiwany.

Udał zaskoczenie.

– Słyszeliśmy, że odwiedził pan prywatną agencję detektywistyczną w Newark.

– I co z tego?

– Co pan tam robił?

– Powiem panu coś, detektywie. Zamierzam pana wyprosić, ponieważ wiem, że rozmowa z panem ani na krok nie przybliży mnie do córki.

Spojrzał na mnie.

– Jest pan tego pewien?

– Uprzejmie pana proszę o opuszczenie mojego domu.

Natychmiast.

– Jak pan chce. – Regan ruszył do drzwi. Kiedy do nich doszedł, zapytał: – Gdzie jest Rachel Mills?

– Nie wiem.

– Nie ma jej tu?

– Nie.

– I nie ma pan pojęcia, gdzie ona może być?

– Sądzę, że mogła wrócić do Waszyngtonu.

– Hm. Skąd właściwie się znacie?

– Dobranoc, detektywie.

– Pewnie, jasne. Jeszcze tylko jedno pytanie.

Powstrzymałem westchnienie.