Szukałam jakiegoś sposobu, żeby zostać. Poznałam pewną kobietę, która opowiedziała mi o witrynie internetowej. Musisz umieścić w niej swoje zdjęcie i mężczyźni zaczynają do ciebie pisać. Żaden z nich nie zechciałby dziwki, powiedziała mi. Dlatego wymyśliłam sobie rodzinny dom na wsi. Kiedy mężczyźni prosili, podawałam im adres e-mailowy. Po trzech miesiącach poznałam Verne'a.
Verne poczerwieniał jeszcze bardziej.
– Chcesz powiedzieć, że kiedy korespondowaliśmy, przez cały czas byłaś…
– W Ameryce, owszem.
Potrząsnął głową.
– Czy cokolwiek z tego, co mi mówiłaś, było prawdą?
– Wszystko co było ważne.
Prychnął drwiąco.
– A co z Pavlem? – spytała Rachel, usiłując wrócić do tematu. – Gdzie się podział?
– Nie wiem. Wiem, że czasem wracał do kraju. Namawiał i przywoził tu inne dziewczyny. Za opłatą. Od czasu do czasu kontaktował się ze mną. Jeśli potrzebował paru dolarów, dawałam mu. To nie było nic wielkiego. Aż do wczoraj.
Katarina popatrzyła na Verne'a.
– Dzieci będą głodne.
– Mogą trochę zaczekać.
– Co się stało wczoraj? – dociekała Rachel.
– Pavel zadzwonił późnym popołudniem. Powiedział, że natychmiast musi się ze mną zobaczyć. Nie spodobało mi się to. Spytałam, czego chce. On na to, że powie mi, kiedy tu przyjedzie, bez obawy. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Mogłaś powiedzieć nie – warknął Verne.
– Nie mogłam.
– Dlaczego?
Milczała.
– Och, rozumiem. Obawiałaś się, że powie mi prawdę.
Czyż nie?
– Nie wiem.
– A co to za odpowiedź, do diabła?
– Tak, bałam się, że powie ci prawdę. – Znowu popatrzyła na męża.
– I modliłam się, żeby to zrobił.
Rachel próbowała sprowadzić ją z powrotem na interesujący nas temat. – Co się stało, kiedy przyjechał tu pani brat?
Zaczęła płakać.
– Katarina?
– Powiedział, że musi zabrać ze sobą Perry'ego.
Verne zrobił wielkie oczy. Pierś Katariny zaczęła poruszać się gwałtownie, jakby z trudem chwytała oddech. – Odmówiłam mu.
Powiedziałam, że nie pozwolę tknąć moich dzieci. Groził mi. Mówił, że opowie o wszystkim Verne'owi.
Powiedziałam, że nic mnie to nie obchodzi. Nie pozwolę mu zabrać Perry'ego. Wtedy uderzył mnie w brzuch. Upadłam. Obiecał, że za kilka godzin przywiezie Perry'ego z powrotem, że nikomu nic się nie stanie, jeśli nikomu nie powiem. I że jeśli zadzwonię do Verne'a albo na policję, zabije Perry'ego.
Verne zacisnął pięści. Był czerwony jak burak.
– Chciałam go powstrzymać. Próbowałam wstać, ale mnie przewrócił. A potem… – Na moment głos uwiązł jej w gardle.
– Potem odjechał. Z Perrym. Następne sześć godzin było najdłuższe w moim życiu.
Zerknęła na mnie lękliwie. Wiedziałem, o czym myślała. Ona bała się tylko przez sześć godzin. Ja żyłem z tym strachem od półtora roku. – Nie wiedziałam, co robić. Mój brat to zły człowiek.
Teraz to wiem. Mimo to nie mogłam uwierzyć, że skrzywdziłby moje dziecko. Przecież był jego wujkiem.
W tym momencie pomyślałem o Stacy, mojej siostrze, i o tym jak zapewniałem, że na pewno jest niewinna. – Przez kilka godzin nie odchodziłam od okna. Nie mogłam tego znieść. W końcu, o północy, zadzwoniłam na jego komórkę. Powiedział, że właśnie jedzie z powrotem. Perry'emu nic nie jest, zapewnił. Nic się nie stało. Usiłował mówić to lekkim tonem, ale słyszałam niepokój w jego głosie. Zapytałam, gdzie teraz jest. Powiedział, że na szosie numer osiemdziesiąt w pobliżu Paterson. Nie mogłam tak siedzieć w domu i czekać.
Powiedziałam mu, że spotkam się z nim w połowie drogi.
Zabrałam Verne'a Juniora i pojechaliśmy. Kiedy dotarliśmy do stacji benzynowej przy rozjeździe na Spartę… – Spojrzała na Verne'a. – Nic mu się nie stało. Perry'emu. Poczułam niewiarygodną ulgę.
Verne kciukiem i wskazującym palcem skubał dolną wargę. Znów odwrócił wzrok. – Zanim odjechałam, Pavel złapał mnie za ramię.
Przyciągnął mnie do siebie. Widziałam, że był przestraszony.
Powiedział, żebym nikomu o tym nie mówiła, obojętnie co się stanie. Mówił, że gdyby tamci dowiedzieli się o mnie, gdyby wiedzieli, że ma siostrę, zabiliby nas wszystkich.
– Jacy oni? – zapytała Rachel.
– Nie wiem. Ci, dla których pracował. Myślę, że to ci ludzie, którzy kupowali niemowlęta. Powiedział, że to wariaci.
– I co było dalej?
Katarina otworzyła usta, zamknęła je i spróbowała ponownie.
– Pojechałam do supermarketu – powiedziała i wydała cichy dźwięk, który może nawet był śmiechem. – Kupiłam dzieciom sok w kartonikach. Pozwoliłam im pić, kiedy robiliśmy zakupy. Po prostu chciałam zrobić coś zwyczajnego. Sama nie wiem… chciałam zapomnieć o wszystkim.
Katarina znowu spojrzała na Verne'a. Ja również. Ponownie przyjrzałem się temu mężczyźnie o długich włosach i krzywych zębach. Po chwili popatrzył na żonę. – W porządku – rzekł najłagodniejszym głosem, jaki słyszałem w życiu. – Byłaś przestraszona. Bałaś się przez całe swoje życie.
Katarina zaczęła płakać.
– Nie chcę, żebyś nadal się bała, rozumiesz?
Podszedł do niej. Wziął ją w ramiona. Uspokoiła się na tyle, żeby wykrztusić:
– Powiedział, że przyjdą po nas. Zabiją nas wszystkich.
– Obronię was – odparł po prostu. Spojrzał na mnie ponad jej ramieniem. – Zabrali moje dziecko. Grozili mojej rodzinie.
Słyszysz, co mówię?
Skinąłem głową.
– Teraz to i moja sprawa. Jestem z wami.
Rachel skuliła się. Zobaczyłem, jak skrzywiła się z bólu.
Miała zamknięte oczy. Nie wiedziałem, jak długo jeszcze wytrzyma.
Ruszyłem w jej kierunku. Podniosła rękę. – Katarina, potrzebujemy twojej pomocy. Gdzie mieszkał twój brat?
– Nie wiem.
– Pomyśl. Czy masz coś, co należało do niego, co mogłoby naprowadzić nas na ślad tych, dla których pracował?
Puściła męża. Verne gładził jej włosy z czułością i zdecydowaniem, których mu zazdrościłem. Odwróciłem się do Rachel.
Zadałem sobie pytanie, czy miałbym odwagę postąpić tak samo.
– Pavel niedawno wrócił z Kosowa – powiedziała Katarina. – Na pewno nie przyjechał stamtąd z pustymi rękami.
Rachel skinęła głową.
– Myśli pani, że przywiózł ciężarną kobietę?
– Dotychczas zawsze tak robił.
– Czy pani wie, gdzie się zatrzymała?
– Kobiety zawsze mieszkają w tym samym miejscu – tam gdzie ja mieszkałam. W Union City. – Katarina podniosła głowę. – Chcecie, żeby ta kobieta wam pomogła, prawda?
– Tak.
– A zatem będę musiała pojechać z wami. Ona prawie na pewno nie mówi po angielsku.
Spojrzałem na Verne'a. Kiwnął głową.
– Ja popilnuję dzieci.
Przez długą chwilę nikt się nie ruszał. Zbieraliśmy siły do działania, jakbyśmy mieli przejść w stan nieważkości.
Wykorzystałem ten moment, żeby wyjść na zewnątrz i zadzwonić do Zii. Odpowiedziała po pierwszym sygnale i od razu zaczęła mówić.
– Gliny mogą słuchać, więc nie zostawaj na linii za długo – ostrzegła.
– Dobrze.
– Odwiedził mnie nasz przyjaciel, detektyw Regan. Powiedział mi, że jego zdaniem posłużyłeś się moim samochodem opuszczając szpital. Zadzwoniłam do Lenny'ego. Kazał mi nie potwierdzać jakichkolwiek zarzutów i im nie zaprzeczać.