Выбрать главу

Rachel sięgnęła do torebki. Kazał jej wyjąć broń dwoma palcami.

Usłuchała. Telefon zadzwonił po raz czwarty.

Mężczyzna odebrał i powiedział:

– Doktor Seidman?

Rachel wyraźnie usłyszała głos Marca:

– Kto mówi?

– Jesteśmy wszyscy w domu Denise Vanech. Ma pan tu przyjść bez broni i sam. Wtedy powiem panu, gdzie jest pańska córka.

– Gdzie jest Rachel?

– Jest tutaj. Ma pan pół godziny. Powiem panu to, co chce pan wiedzieć. Wiem, że w takich sytuacjach usiłuje pan być sprytny.

Tym razem niech pan nie próbuje, inaczej pana przyjaciółka umrze pierwsza. Rozumie pan?

– Rozumiem.

Mężczyzna rozłączył się. Spojrzał na Rachel. Jego oczy były piwne ze złotymi cętkami. Wydawały się niemal łagodne, jak ślepia sarny. Potem przeniósł spojrzenie na Denise Vanech. Ta drgnęła.

Mężczyzna uśmiechnął się. Rachel pojęła, co się zaraz stanie.

Krzyknęła „Nie!” w tej samej chwili, gdy wycelował broń w pierś

Denise Vanech i trzykrotnie nacisnął spust. Wszystkie trzy pociski trafiły w cel. Ciało Denise bezwładnie zsunęło się z kanapy na podłogę. Zanim Rachel zdążyła się zerwać na nogi, morderca już trzymał ją na muszce. – Nie ruszaj się.

Rachel usłuchała. Denise Vanech niewątpliwie nie żyła. Leżała z szeroko otwartymi oczami w poszerzającej się kałuży krwi, rażąco czerwonej na tle morza bieli.

41

Co robić?

Zadzwoniłem do Rachel, by jej powiedzieć, że ktoś zastrzelił Bacarda. Okazało się, że wpadła w ręce porywaczy. No dobrze, co powinienem zrobić? Usiłowałem zebrać myśli, starannie rozważyć sytuację, ale nie było na to czasu. Mężczyzna, z którym rozmawiałem przez telefon, miał rację. W przeszłości próbowałem być sprytny. Kiedy pierwszy raz zażądali okupu, zawiadomiłem policję i FBI. Za drugim razem poprosiłem o pomoc byłą agentkę.

Przez długi czas winiłem siebie, uważając, że pierwsza próba wykupienia Tary zakończyła się niepowodzeniem z mojej winy.

Zmieniłem zdanie. To prawda, że ryzykowałem za pierwszym i drugim razem, ale teraz byłem przekonany, że przeciwnicy od początku oszukiwali w tej grze. Nigdy nie zamierzali oddać mi córki. Nie półtora roku temu. Nie zeszłej nocy. I nie teraz.

Może szukałem odpowiedzi, którą znałem przez cały czas. Verne zrozumiał to i podsumował jednym zwięzłym stwierdzeniem: „Jeśli człowiek sam się nie oszukuje…”. Może właśnie tak było. Nawet teraz, kiedy odkryliśmy ten szwindel z przemycaniem dzieci, pozwoliłem sobie żywić nadzieję. Może moja córka żyje. Może stała się ofiarą tych handlarzy dzieci. Czy to byłoby okropne? Tak. Jednak inna alternatywa – to, że Tara nie żyje – była jeszcze straszniejsza. Już nie wiedziałem, w co wierzyć.

Spojrzałem na zegarek. Minęło dwadzieścia minut. Zastanawiałem się, jak to rozegrać. Po kolei. Zadzwoniłem do biura Lenny'ego, na jego prywatny numer. – Niejaki Steven Bacard został właśnie zastrzelony w East Rutherford – powiedziałem.

– Ten prawnik?

– Znasz go?

– Kilka lat temu pracowaliśmy nad pewną sprawą – rzekł Lenny. I zaraz dodał: – Do licha!

– Co?

– Niedawno pytałeś mnie o Stacy i adopcję. Nie widziałem związku.

Teraz jednak, kiedy wymieniłeś nazwisko Bacarda… Stacy pytała mnie o niego jakieś trzy lub cztery lata temu. – O co konkretnie?

– Nie pamiętam. Chyba coś wspomniała o macierzyństwie.

– Co to oznacza?

– Nie wiem. Nie zwróciłem na to uwagi. Po prostu powiedziałem, żeby niczego nie podpisywała bez porozumienia ze mną. – Nagle Lenny zapytał: – Skąd wiesz, że został zamordowany?

– Dopiero widziałem jego zwłoki.

– No to nie mów nic więcej. Ta linia może być na podsłuchu.

– Potrzebuję twojej pomocy. Zadzwoń na policję. Muszą sprawdzić akta Bacarda. On robił szwindle adopcyjne. Być może miał coś wspólnego z porwaniem Tary.

– Jak to?

– Nie mam czasu na wyjaśnienia.

– Taak, w porządku, zadzwonię do Ticknera i Regana. Ten ostatni wciąż cię szuka, wiesz?

– Domyślam się.

Rozłączyłem się, zanim zdążył zadać mi więcej pytań. Sam nie wiem, czego się spodziewałem. Co mogli znaleźć w tych aktach?

Nie wierzyłem, że odpowiedź na pytanie o los Tary kryje się w szafce nieuczciwego prawnika. Może jednak. A poza tym, jeśli coś mi się stanie – a z pewnością mogło się stać – chciałem, żeby ktoś poprowadził dalej śledztwo. Byłem już w Ridgewood. Ani przez chwilę nie wierzyłem w to, co powiedział mi ten facet. Ci ludzie nie handlowali informacjami. Przyjechali tu, żeby zatrzeć ślady.

Rachel i ja wiedzieliśmy zbyt wiele. Chcieli mnie zwabić, a potem zabić nas oboje. Co powinienem zrobić?

Zostało mi niewiele czasu. Jeśli będę zwlekał – jeśli nie pojawię się tam w ciągu pół godziny – mężczyzna, z którym rozmawiałem przez telefon, zacznie się denerwować. A to może być groźne.

Ponownie zastanowiłem się, czy powinienem wezwać policję, ale pamiętałem o jego ostrzeżeniu i nadal obawiałem się przecieku.

Miałem broń. Umiałem się nią posłużyć. Strzelam bardzo dobrze, ale na strzelnicy. Zakładałem, że strzelanie do ludzi to inna sprawa. A może nie. Gdybym musiał zabić tych ludzi, to teraz zrobiłbym to bez żadnych skrupułów. Jeśli kiedykolwiek je miałem.

Zaparkowałem samochód przecznicę przed domem Denise Yanech, wziąłem broń i poszedłem ulicą.

On nazywał ją Lydią. Ona jego Heshym.

Kobieta przybyła przed pięcioma minutami. Była mała i ładna, o niebieskich oczach lalki, szeroko otwartych z podniecenia.

Stanęła nad ciałem Denise Vanech i spojrzała na wciąż sączącą się z ran krew. Rachel obserwowała ją uważnie. Ręce miała skrępowane na plecach taśmą izolacyjną. Kobieta imieniem Lydia odwróciła się do Rachel. – Cholernie ciężko będzie wywabić tę plamę.

Rachel spojrzała na nią ze zdumieniem. Lydia uśmiechnęła się.

– Nie uważasz, że to zabawne?

– W duchu – odparła Rachel – pękam ze śmiechu.

– Odwiedziłaś dziś młodą dziewczynę imieniem Tatiana, prawda?

Rachel nie odpowiedziała. Wielkolud Heshy zaczął zaciągać zasłony. – Ona nie żyje. Pomyślałam, że chciałabyś o tym wiedzieć. – Lydia usiadła obok Rachel. – Pamiętasz serial telewizyjny Rodzinne wpadki?

Rachel zastanawiała się, jak to rozegrać. Ta Lydia była wariatką, co do tego nie było cienia wątpliwości. Ostrożnie odpowiedziała:

– Tak.

– Lubiłaś go?

– Był idiotyczny.

Lydia parsknęła śmiechem.

– Grałam Trixie.

Uśmiechnęła się do Rachel. Ta powiedziała:

– Musisz być z tego bardzo dumna.

– Och, jestem. Jestem. – Lydia zamilkła, przechyliła głowę na bok i przysunęła się bliżej Rachel. – Oczywiście wiesz, że wkrótce umrzesz.

Rachel nawet nie mrugnęła okiem.

– Zatem może mi powiesz, co zrobiliście z Tarą Seidman?

– Och, daj spokój. – Lydia wstała. – Byłam aktorką, pamiętasz? Występowałam w telewizji. Co to jest, film w którym zaczynamy opowiadać wszystko widzom, żeby twój bohater podkradł się i zaskoczył nas? Nic z tego, moja droga. – Obróciła się do Heshy'ego. – Zaknebluj ją, Misiaczku.

Heshy taśmą izolacyjną zalepił Rachel usta. Potem wrócił pod okno. Lydia pochyliła się i szepnęła Rachel do ucha: – Powiem ci, bo to zabawne. – Nachyliła się jeszcze bliżej. – Nie mam pojęcia, co się stało z Tarą Seidman.