Выбрать главу

– Może to nie były… rany kłute – sugeruję.

– Och, wręcz przeciwnie. Przeszły na wylot. Najważniejsze słowo tutaj to „czyste”. Zdjęcia rentgenowskie (mam je w gabinecie) pokazują idealnie okrągłe ranki z idealnie okrągłymi lukami w tkance i kościach… ale bez śladu urazu.

Pogubiłam się.

– Czy to dobrze?

– To rzecz absolutnie niewytłumaczalna, pani White. Jak pani wie, ostatnie dwa dni spędziłem na konsultowaniu diagnozy z kolegami. Nie istnieje żaden sposób na to, by jakiś przedmiot przeszedł przez dłoń na wylot, nie powodując znacznych szkód, a przynajmniej nie rozdzierając tkanki.

– Ale Faith krwawiła. Zemdlała z tego powodu.

– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę – mówi doktor Blumberg. – Z drugiej strony, krwawiła wolno. Nie straciła dość krwi, by uzasadniało to utratę przytomności; w wypadku rany szarpanej byłoby odwrotnie. Rany pani córki zachowują się jak rany kłute… ale wcale tak nie wyglądają.

– Nie rozumiem.

– Czytała pani o ludziach, którzy po urazach głowy nagle zaczynali mówić płynnie po japońsku albo francusku? – pyta lekarz. – Rozbili sobie głowę na słupie telefonicznym i z jakiegoś powodu nagle rozumieli język, którego nigdy się nie uczyli. To nie zdarza się codziennie, ale się zdarza. Z medycznego punktu widzenia bardzo trudno to wyjaśnić. – Blumberg nabiera powietrza w płuca. – Po starannym namyśle kilku lekarzy i ja postawiliśmy pytanie, czy Faith rzeczywiście zraniła się w dłonie jakimś przedmiotem, czy też po prostu zaczęła krwawić.

Obok mnie Fletcher cicho gwiżdże.

– Potwierdza pan autentyczność stygmatów.

– Nie stawiam jednoznacznej diagnozy w tej kwestii – sprzeciwia się gorąco lekarz.

– Stygmaty? – pytam równocześnie.

Doktor Blumberg waha się, wyraźnie zakłopotany.

– Jak pani wie, pani White, stygmaty to repliki ran ukrzyżowanego Chrystusa, medycznie niewytłumaczalne przypadki, kiedy ludzie krwawili z dłoni, stóp i boku, choć nie doznali żadnych obrażeń. Niekiedy stygmatom towarzyszy ekstaza religijna. Czasami rany pojawiają się i znikają, czasami występują stale. Niemal zawsze są bolesne. Znamy z historii kilka przypadków, kiedy lekarze istotnie postawili taką diagnozę.

– Mówi mi pan, że moja córka… Nie! – Faith nie przeżywa ekstazy religijnej, czymkolwiek to jest. I dlaczego miałaby mieć rany ukrzyżowanego, skoro nawet nie wie, co to jest ukrzyżowanie? Kulę ramiona. – Te historyczne przypadki… z jakiego okresu pochodzą?

– Sprzed setek lat – przyznaje doktor Blumberg.

– Jest rok 1999 – mówię. – Takie rzeczy obecnie się nie zdarzają. Tego rodzaju zjawiska prześwietla się rentgenem, bada węglem i naukowo uznaje za oszustwa. – Zwracam się do Iana Fletchera. – Mam rację?

Ale ten jeden raz on milczy.

– Chcę zobaczyć jej dłonie – oznajmiam.

Doktor Blumberg zgadza się. Wstaje i wraca do sali.

– Kochanie – mówię wesoło, wchodząc za nim przez drzwi – pan doktor chce cię zbadać.

– A potem będę mogła pójść do domu?

– Zobaczymy.

Staję obok doktora Blumberga, który odwija grube bandaże. Codziennie są zmieniane, ale od sceny, którą Faith urządziła w izbie przyjęć, personel bardzo uważa, by nie miała okazji zerknąć na swoje rany. Łagodnie ciągnąc za gazę szczypcami, lekarz zapala regulowaną lampę i tak manewruje, by zasłonić Faith widok swoim ciałem. Zdejmuje ostatnią warstwę bandaży z jej prawej dłoni.

Dziura ma tylko kilka milimetrów średnicy, ale jest. Otaczająca ją skóra jest fioletowa i posiniaczona, odchodzą od niej promienie zaschniętej krwi. Faith zgina palce i widzę błysk cienkiej jak igiełka kości. Mimo to rana nie zaczyna krwawić.

Doktor Blumberg naciska krawędzie rany. Faith raz po raz się krzywi, w pewnym momencie lekarz niechcący się przesuwa i Faith ma okazję zobaczyć swoją dłoń. Podnosi ją do twarzy i wpatruje się w światło przechodzące przez otwór, podczas gdy my wszyscy wstrzymujemy oddech.

Faith zaczyna krzyczeć.

Doktor Blumberg dzwoni po pielęgniarkę, Ian Fletcher razem z moją matką próbują przytrzymać Faith.

– Faith – mówię uspokajająco. – Wszystko w porządku. Pan doktor cię wyleczy.

– Mamusiu, mam dziurę w dłoni! – piszczy Faith.

Do sali wbiega pielęgniarka ze strzykawką na styropianowej tacce. Doktor Blumberg mocno chwyta Faith za rękę i wbija igłę w miniaturowy biceps. Po chwilowej walce jej ciało wiotczeje.

– Przykro mi z tego powodu – mruczy Blumberg. – Myślę, że powinniśmy ją tu zatrzymać. Proponuję konsultacje psychiatryczne.

– Uważa pan, że jest wariatką? – W moim głosie dźwięczy histeria. – Widział pan jej rękę. Przecież tego nie wymyśliła.

– Nie powiedziałem, że jest wariatką. Rzecz w tym, że umysł to potężny organ. Może wywołać chorobę równie łatwo jak wirus. A szczerze mówiąc, nie znam procedury obowiązującej w tego rodzaju sytuacji. Nie wiem, czy umysł potrafi sprawić, że ciało krwawi.

Łzy wypełniają mi oczy.

– Ona ma siedem lat. Dlaczego miałaby tego pragnąć?

Siadam obok Faith na szpitalnym łóżku, gładząc ją po włosach. Zapada w sen, buzia jej się odpręża, pomiędzy rozchylonymi ustami pojawia się banieczka śliny. Słyszę, jak lekarz cicho rozmawia z moją matką. Drzwi dwa razy otwierają się i zamykają.

Małe dziewczynki marzą o byciu księżniczkami. O własnych kucykach. O biżuterii i balowych sukniach. A nie o krwotokach bez żadnego uzasadnionego powodu, nie o byciu jak Jezus.

Głos Iana Fletchera łagodnie muska moją skroń.

– Kiedyś robiłem wywiad z zakonnicą, karmelitanką – mówi. – Miała siedemdziesiąt sześć lat, w klasztorze przebywała od jedenastego roku życia. Według matki przełożonej siostra Mary Amelia została pobłogosławiona stygmatami.

Wolno odwracam głowę, by móc patrzeć mu w oczy.

– Wszyscy myśleli, że to cud… dopóki nie znalazłem szydełka, który wysunął się z habitu siostry Mary Amelii. Okazało się, że między ekstazą religijną a szaleństwem na tle religijnym jest bardzo subtelna granica.

Myślisz, że sama to sobie zrobiła. Nie muszę mówić tego głośno, Ian wie, co myślę.

– Jej dłonie, dłonie tej siostry, wyglądały zupełnie inaczej niż dłonie Faith.

– Co pan chce przez to powiedzieć? Wzrusza ramionami.

– Że to jest inne, nic więcej.

W sumie Allen MacManus uważa, że tanio dobił targu: pizza z pepperoni i sześciopak piwa dla młodego Henry'ego, który pracuje na godziny w dziale edytorskim „Globe'u”, w zamian za włamanie się do komputera i wyszukanie wszelkich informacji zastrzeżonych o rodzinie White'ów.

– Dlaczego to tak długo trwa? – pyta Allen, ostrożnie odsuwając fragment przepoconego dresu i siadając na skraju łóżka w pokoju Henry'ego.

– Mój modem ma tylko dwadzieścia osiem przecinek osiem – wyjaśnia Henry. – Spokojnie, staruszku.

Łatwo powiedzieć. Im więcej Allen się dowiaduje, tym większy ogarnia go niepokój. Ostatnio przypomina sobie cytaty z Apokalipsy i opowiadane przez siostrę Thalomenę w piątej klasie straszliwe historie o grzesznikach, którzy poszli do piekła. Wiele lat upłynęło, odkąd Allen był u spowiedzi albo przystąpił do komunii; religia zawsze naznaczona będzie dla niego bestialstwem zakonnic, które uczyły go w szkółce parafialnej. Jednakże katolicyzm wszedł mu głęboko pod skórę, a ta dziewczynka skłoniła go, by przemyślał swoje wybory. A jeśli przez wszystkie te lata się mylił? Z ilu „Zdrowaś Maria” i „Ojcze Nasz” składać się będzie pokuta za odrzucenie Boga?

Na ekranie komputera pojawia się strumień informacji.