– Nie wydaje się księdzu dziwne, że małej żydowskiej dziewczynce objawia się Jezus?
– Religia to nie zawody, pani van der Hoven. – Ksiądz przygląda się Kenzie uważnie. – Co tak naprawdę niepokoi panią w tej sprawie?
Kenzie krzyżuje ramiona; nagle robi jej się zimno.
– Jestem przekonana, że Faith nie kłamie. I dlatego nic nie mogę poradzić na to, że uważam, że ktoś jej każe to robić…
– Mariah.
– Tak – wzdycha Kenzie. – Albo Faith… rzeczywiście widzi Boga.
– I ma pani z tym problem.
Kenzie potakuje.
– Jestem cyniczką.
– Ja też – mówi MacReady. – Od czasu do czasu nawet tutaj mamy płaczący posąg albo ślepca, który nagle odzyskuje wzrok, ale takie rzeczy zwykle się nie zdarzają, chyba że z udziałem Davida Copperfielda. Jestem pierwszy, który pani powie, że żarliwa wiara może odmienić człowieka. Ale czynić cuda? W żadnym razie. Uzdrawiać? Wykluczone. I prawda jest taka, że jedyna pobożność, jaką Faith osiągnie, to ta zawarta w jej imieniu. Nie wychowano jej w wierze w Boga. Nawet teraz w gruncie rzeczy nie obchodzi jej, kim jest Bóg. Oprócz tego, że Bóg jest jej przyjacielem.
MacReady spogląda poza granice kościelnych posiadłości. Przez chmury przebiło się słońce, otaczają je niebieskie i złote promienie jak na świętych obrazkach. Pamięta, że matka zatrzymała kiedyś samochód, by westchnąć na widok takiego piękna.
– Popatrz, Josephie – powiedziała. – To niebo Jezusa.
– Pani van der Hoven – mówi z namysłem, wpatrując się w przestrzeń – widziała pani kiedyś zachód słońca w Nepalu?
Kenzie za jego przykładem kieruje wzrok na oszałamiającą paletę barw na niebie. – Nie.
– Ani ja – przyznaje ojciec MacReady. – Ale to nie znaczy, że tam słońce nie zachodzi.
Watykan, Rzym
Podwaliny pod Kongregację do spraw Nauki Wiary położył w roku 1231 papież Grzegorz IX; urząd ten wypełniał swoją misję, łamiąc podejrzanych na kole, przypalając rozżarzonymi węglami, chłoszcząc i paląc na stosach. Czasy Świętej Inkwizycji minęły dawno i obecnie Kongregacja zajmuje się raczej poprawianiem i doskonaleniem doktryny katolicyzmu, a nie ściganiem herezji. Mimo to kardynał Sciorro, idąc czasami przez korytarze, czuje zapach popiołu; czasami w nocy budzą go rozpaczliwe krzyki.
Kardynał lubi myśleć o sobie jako o prostym człowieku, świętym człowieku – ale i sprawiedliwym. Ponieważ Kongregacja do spraw Nauki Wiary działa jak sąd apelacyjny, wie, że dobrze nadaje się do swojej funkcji. Nosi ciężar obowiązków z taką pewnością jak mucet i tak samo czuje ich wielkie brzemię na ramionach.
Popija poranną czekoladę, przeglądając dokumenty, których sporo się nagromadziło, kiedy po raz pierwszy na to trafia.
– Towarzystwo Boga Matki – mówi wolno, sprawdzając słowa na języku; pozostawiają gorzki posmak. Przebiega wzrokiem notatkę: znacząco liczna grupa katolickich kobiet pragnie odwołać się od opinii jego ekscelencji biskupa Manchesteru i twierdzi, że wypowiedzi niejakiej Faith White, która nie jest katoliczką, nie są herezją.
Kardynał dzwoni do swojego sekretarza, ugrzecznionego prałata nazwiskiem Reggie, z wyglądu przypominającego psa rasy beagle.
– Słucham, wasza eminencjo.
– Co wiesz o Towarzystwie Boga Matki?
– Wczoraj jego członkinie demonstrowały na placu Świętego Marka – odpowiada Reggie.
Te waleczne katolickie kobiety rosną w siłę. Przez moment kardynał czuje tęsknotę za takim światem, jaki był przed soborem watykańskim drugim.
– Co biskup Andrews uznał za herezję?
– Z tego, co mi wiadomo, żydowska wizjonerka twierdzi, że Bóg jest kobietą.
– Rozumiem. – Kardynał wolno wypuszcza powietrze, myśląc o Galileuszu, Joannie d'Arc, innych ofiarach rzekomej herezji. Zastanawia się, jaką to przyniesie korzyść, jeśli po tym odwołaniu Towarzystwo Boga Matki zostanie zakazane. Może powstrzymać te kobiety przed drukowaniem herezji, przed rozpowszechnianiem fałszywych dogmatów, ponieważ są one katoliczkami.
Ale Faith White – ona wciąż tam będzie, opowiadając, co tylko zechce.
Lacey Rodriguez kopnięciem zrzuca buty i wsuwa kasetę do odtwarzacza. Nie po raz pierwszy, odkąd została detektywem, snuje rozważania o tym, jak bezmyślni potrafią być pracodawcy. Kilka dodatkowych korzyści, lepsze premie, do diabła, nawet osobiste pozdrowienia od czasu do czasu… każda z tych rzeczy mogłaby skutecznie powstrzymać operatora z ekipy Iana Fletchera od sprzedaży kasety z badania wysiłkowego Millie Epstein za marne dziesięć tysięcy dolarów.
Naciska klawisz przewijania, w najmniejszym stopniu niezainteresowana rytmem serca starej kobiety ani sapaniem, z jakim ta pokonuje bieżnię. A potem nachyla się ku ekranowi jak zahipnotyzowana, czubkami palców zakrywając coraz szerszy uśmiech.
Rozdział trzynasty
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł,
jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.
Pierwszy List Św. Piotra Apostoła, 5,8
23 listopada 1999
– Ten człowiek – oznajmia Joan, rzucając aktówkę na kuchenny stół – to ostatni dupek.
Ja i mama przyjmujemy to bez zmrużenia powiek. Już wcześniej słyszałyśmy, jak Joan wyrzeka na Malcolma Metza. Siadam naprzeciw niej.
– Dobra nowina jest taka – mówię z udaną wesołością – że za kilka tygodni nie będziesz musiała więcej oglądać Metza.
Joan podnosi znad dokumentów zdziwiony wzrok.
– A kto mówi o Metzu? – Odchyla się na oparcie, masując skronie. – Nie, dzisiaj miałam wyjątkową przyjemność przesłuchania pod przysięgą Iana Fletchera. Facet spóźnił się dwadzieścia minut i nie odpowiedział na żadne pytania z wyjątkiem tych o nazwisko i adres. W trzeciej klasie musiał się nauczyć zwrotu: „Powołuję się na piątą poprawkę” i od tego czasu czekał, aż będzie mógł ją wykorzystać. – Kręcąc głową, podaje Mariah listę. – Dowiedziałam się od niego tylko tyle, że w czasie składania zeznań będzie strasznie upierdliwy.
Mariah bierze dokument, próbując pojąć słowa Joan. Ian świadkiem Malcolma Metza? Colina?
– Poza Fletcherem o kim jeszcze z tej listy możesz mi podać jakieś informacje?
Próbuję odpowiedzieć, ale usta mam zbyt wysuszone, by wykrztusić coś poza jękiem zaskoczenia. Jestem mgliście świadoma obecności matki, jej zmrużonych oczu utkwionych w mojej twarzy, morza liter, które formują się i rozpływają w nazwiskach. Colin, doktor Orlitz, doktor DeSantis.
– Mariah! – woła Joan, jej głos dochodzi do mnie z daleka. – Dobrze się czujesz?
Powiedział, że mi pomoże. Powiedział, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żebym mogła zatrzymać Faith. A jednak sprzymierzył się z Malcolmem Metzem, okłamał mnie.
W jakich jeszcze sprawach mnie okłamał?
Czując wielki przypływ adrenaliny, odpycham krzesło i wstaję. Joan i matka patrzą, jak wychodzę z kuchni, idą za mną do salonu. Kiedy moje zamiary stają się dla nich jasne, Joan interweniuje:
– Mariah – ostrzega – nie biegnij tam teraz.
Ale ja nie myślę jasno, nie chcę myśleć jasno. Nie dbam o to, kto zobaczy, jak pędzę przez dziedziniec z prędkością zrodzoną z urazy i wściekłości. Ledwo zwracam uwagę na poruszenie wśród dziennikarzy, kiedy zbliżam się do karawanu z jednym celem na myśli.
Nawet nie pukam. Oddychając ciężko, staję w otwartych drzwiach i patrzę na Iana i jego trzech pracowników, siedzących przy małym stoliku, zarzuconym papierami. Przez ułamek sekundy Ian przemawia do mnie wzrokiem: zaskoczenie, radość, dezorientacja i czujność następują po sobie.