– Pani White – mówi przeciągle. – Cóż za przyjemna niespodzianka.
Odwraca się do pozostałej trójki i prosi, by na chwilę wyszli. Opuszczają przyczepę, rzucając w moim kierunku zaciekawione spojrzenia.
Gdy tylko zamykają się za nimi drzwi, Ian podchodzi i łapie mnie za ramiona.
– O co chodzi? Coś się stało Faith?
– Jeszcze nie – wyrzucam z siebie.
Cofa się, odepchnięty moim gniewem.
– Ha, to musi być poważna sprawa. Nie wyobrażasz sobie nawet, jakiego rodzaje historie kłębią się w głowach wszystkich tych dziennikarzy, którzy widzieli, jak tu wchodzisz. – Jego twarz się zmienia, swobodnie oblekając się w chłopięcy uśmiech. – A może nie byłaś w stanie wytrzymać następnej sekundy bez zobaczenia mnie osobiście.
Przełykam głośno ślinę.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że zeznajesz dla Metza?
Nie potrafię nic na to poradzić, głos mi się załamuje w środku zdania. Z satysfakcją patrzę, jak Ian drga przestraszony, zaraz jednak ku mojemu zaskoczeniu wybucha śmiechem.
– Joan ci powiedziała. – Kiwam głową. – I mówiła, jak bardzo niechętny do współpracy byłem? – Ian mnie obejmuje. – Mariah, zeznaję dla ciebie.
Chowam nos w jego koszuli. Nawet teraz, gdy powinnam go nienawidzić, uświadamiam sobie zapach jego skóry. Siłą się opanowuję i robię krok do tyłu.
– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale Malcolm Metz nie jest moim prawnikiem.
– Racja. Poszedłem do niego, przekonałem, że dam mu przykłady na to, jaką jesteś nieodpowiednią matką. Ale w sądzie spotka go wielka niespodzianka, bo będę zeznawał zupełnie inaczej.
– Ale Joan…
– Nie miałem wyboru, Mariah. Nie będzie problemu, jeśli omówię moje zeznania z Metzem, a potem w sądzie zacznę gadać w suahili. W końcu jestem jego świadkiem i znaczy to tylko tyle, że nie zachowuję się właściwie. Ale gdybym w czasie zeznania pod przysięgą co innego powiedział Joan Standish, a co innego w sądzie, popełniłbym krzywoprzysięstwo. Musiałem dzisiaj wielokrotnie powołać się na piątą poprawkę, żeby nie wpakować w kłopoty jej i siebie oraz uśpić podejrzliwość Metza.
Chcę mu wierzyć; Boże, bardzo chcę.
– Zrobiłbyś to dla mnie?
Ian przekrzywia głowę.
– Zrobiłbym dla ciebie wszystko.
Kiedy tym razem bierze mnie w ramiona, nie opieram się.
– Dlaczego wcześniej mi o tym nie powiedziałeś?
Łagodnie gładzi mnie po plecach.
– Im mniej wiesz, tym lepiej, bo kiedy to wszystko wybuchnie mi w twarz, tobie eksplozja nie zrobi krzywdy. – Całuje kącik moich ust, policzek, czoło. – Na razie nie możesz zdradzić tego Joan. Gdyby dowiedziała się przed rozprawą, mogłaby mieć cholerne kłopoty.
W odpowiedzi staję na palcach i nieśmiało go całuję. Nieśmiało na początku, później rozchylam usta, rozpoznając smak kawy i czegoś słodkiego jak cukierek. Przecież gdyby Ian mnie okłamywał, byłoby to oczywiste. Przecież gdyby kłamał, wystarczyłoby mi rozsądku, by go przejrzeć.
Tak jak zrobiłam to przedtem? Zamykając oczy, zdecydowanie odpycham od siebie myśl o zdradach Colina. Czuję, jak żądza Iana rośnie, jego biodra naciskają na moje.
Z głośnym westchnieniem Ian odrywa się ode mnie.
– Słoneczko, spory tłum czeka, żeby zobaczyć, czy wyjdziesz stąd żywa. A jeśli nie przestaniemy, nie mogę niczego ci obiecać.
– Skromnie całuje mnie w czoło i rozmyślnie się cofa. Kącik jego ust drga w uśmiechu. – Co?
– Wiesz, nie wyglądasz, jakbyś się ze mną kłóciła.
Rumieniąc się, przygładzam włosy i dotykam opuszkami palców ust. Ian wybucha śmiechem.
– Zrób rozzłoszczoną minę i szybko wracaj do domu. Pomyślą, że wciąż jesteś okropnie wściekła.
Kładzie dłoń na moim policzku, a ja przyciskam do niej usta.
– Ianie… dziękuję.
– Pani White – mruczy – cała przyjemność po mojej stronie.
Joan i moja matka kręcą się przy drzwiach. Kiedy przekraczam próg, natychmiast mnie otaczają, co każe mi myśleć o akrobatach, którzy na sznurkowej drabinie czekają, aż ich towarzysz powróci do nich cały i zdrowy.
– Wielki Boże, Mariah – burczy Joan. – O czym ty myślałaś?
Moja matka nic nie mówi. Wpatruje się w moje usta czerwone od pocałunków i unosi brew.
– Wcale nie myślałam – wyznaję i to przynajmniej jest prawda.
– Co mu powiedziałaś?
– Żeby w przyszłości traktował uprzejmie mojego adwokata – kłamię, patrząc Joan prosto w oczy – bo inaczej będzie miał ze mną do czynienia.
Na kilka minut przed przyjściem Petry Saganoff i jej ekipy wciągam Faith do niszy koło łazienki.
– Pamiętasz, o czym rozmawiałyśmy?
Faith z powagą kiwa głową.
– Nie mówić o Bogu. Ani słowem. Będzie wielka kamera, jak te przed domem.
– Dobrze.
– I nie mogę nazywać Petry Saganoff słowem na „s”.
– Faith!
– Ty tak ją nazywałaś.
– Myliłam się. – Wzdycham, myśląc, że jeśli przetrwam ten dzień, nigdy w życiu nie będę narzekać. Za pośrednictwem Joan ustaliłam warunki: Petra Saganoff nakręci bawiącą się Faith i nas, zachowujące się jak zwykle w domu, potem opatrzy film własną narracją zza kadru i dopiero wtedy wyemituje w „Hollywood Tonight!”. Joan dopilnowała, żeby Saganoff podpisała umowę, w której wyszczególniono, co wolno jej filmować, a czego nie, mimo to niepokoję się jej wizytą. Chociaż uważam, że Faith będzie w stanie zachowywać się normalnie przez pół godziny, to może obrócić się przeciwko nam… na co zwracała mi uwagę Joan, odkąd zaczęłam o tym mówić. Ostatnio nasze życie jest nieprzewidywalne. A jeśli Faith zacznie znowu krwawić? A jeśli się zapomni i zacznie mówić o Bogu? A jeśli Petra Saganoff zrobi z nas idiotki?
– Mamusiu! – Faith chwyta mnie za rękę. – Wszystko będzie dobrze. Bóg się tym zajmie.
– Wspaniale – mruczę. – Dopilnujemy, żeby dostała dobre miejsce.
Rozlega się dzwonek. W drodze do drzwi mijam matkę.
– Wciąż mi się to nie podoba. Ani trochę.
– Mnie też nie – warczę. – Ale jeśli czegoś nie powiem, ludzie zaczną zakładać najgorsze. – Otwieram drzwi i uśmiecham się. – Pani Saganoff, bardzo pani dziękuję za przyjście.
Wypielęgnowana i zadbana Petra Saganoff na żywo jest atrakcyjniejsza niż w telewizji.
– Dziękuję za zaproszenie. – Towarzyszą jej trzej mężczyźni, których przedstawia jako operatora, dźwiękowca i producenta. Nie patrzy mi w oczy, rozgląda się po holu, szukając Faith.
– Jest w środku – mówię sucho. – Proszę za mną.
Wyraziłyśmy zgodę na wejście do pokoju zabaw. Czy istnieje lepszy sposób na pokazanie, że dziecko jest tylko dzieckiem, niż podczas zabawy lalkami i układankami? Ale nim operator i producent ustalają wreszcie, gdzie najlepiej ustawić kamerę, mija niemal pół godziny. Faith zaczyna się irytować, choć operator dał jej „żel”, kolorowy kawałek plastiku, który klamerkami mocuje do lamp. Faith przykłada go do oczu i ogląda świat na żółto, ale widzę wyraźnie, że jej cierpliwość się wyczerpuje. Jak tak dalej pójdzie, rzuci zabawki i pójdzie sobie gdzie indziej, a Petra dopiero będzie zaczynać.
Myślę o tym, jak Ian sfilmował Faith podczas badania wysiłkowego matki, i o tym, że nawet w niewielkim pomieszczeniu wciąż wiele rzeczy może się zdarzyć. I rzeczywiście – wysiada bezpiecznik.
– Cholera – mówi operator. – Faza jest przeciążona. Naprawienie bezpiecznika zajmuje następne dziesięć minut.
Teraz Faith już marudzi.
– Wolisz czas nagrania czy aktualną godzinę? – pyta operator producenta. Dźwiękowiec przystawia białą kartę do twarzy Faith. – Podaj ton – mówi operator, a po chwili dodaje: – Prędkość.