Выбрать главу

Producent patrzy na Petrę Saganoff.

– Gotowa?

Kiedy zaczynają filmować, siedzę na podłodze i bawię się z Faith mazakami. Zgodnie z instrukcjami Joan nie rozmawiam z Petrą przed kamerą, robię to, co normalnie robiłabym z Faith.

Staram się odwrócić jej uwagę od czerwonego światełka na kamerze, które przyciąga jej uwagę. Petra obserwuje nas z kąta pokoju.

– Jestem głodna – mówi Faith, a ja uświadamiam sobie, że niedługo pora na lunch.

– Dobrze. Pójdziemy teraz do kuchni.

To rodzi spory problem. Nagranie nie trwa jeszcze pół godziny, ale ekipa nie ma wstępu do pozostałych pomieszczeń. Proponuję, żeby wszyscy zrobili sobie przerwę. Wrócimy do nagrania, jak Faith zje. Uprzejmie zapraszam Petrę do kuchni.

– Ma pani ładny dom, pani White – mówi; to jej pierwsze słowa skierowane bezpośrednio do mnie w czasie tej wizyty.

– Dziękuję. – Wyjmuję z lodówki masło orzechowe i galaretkę, które stawiam na stole. Faith sama lubi sobie smarować kanapki.

– Wyobrażam sobie, że to musi być dla pani trudne – mówi Petra. Widząc wyraz mojej twarzy, uśmiecha się. – Chce mnie pani zrewidować? Sprawdzić, czy nie mam na sobie mikrofonu?

– Nie, oczywiście że nie. – Najważniejsze polecenie Joan: Bądź opanowana. Dobieram słowa starannie, przekonana, że w narracji zza kadru znajdą się echa naszej rozmowy. – Rzeczywiście jest niełatwo – przyznaję. – Jak pewnie pani zauważyła, niezależnie od tego, co myślą ludzie zgromadzeni przed naszym domem, Faith jest zwyczajną małą dziewczynką. I nikim innym nie chce być.

Widzę, jak za plecami Petry Faith podnosi rękę. Rozmazała galaretkę na plastrze i teraz wygląda jak zalany krwią. Faith macha dłonią i udaje, że bezgłośnie jęczy. Mama, łapiąc mój wzrok, podbiega do niej i wyciera galaretkę papierowym ręcznikiem, po czym stanowczo grozi jej palcem. Skupiam uwagę na Petrze i uśmiecham się promiennie.

– O czym mówiłam?

– Że pani córka jest zwyczajną małą dziewczynką. Ale mnóstwo ludzi nie zgadza się z panią, pani White.

Wzruszam ramionami.

– Nie mogę im mówić, co mają myśleć. Ale też nie muszę wierzyć w to samo co oni. Przede wszystkim, i to jest najważniejsze, Faith jest moją córką. Po prostu. Cokolwiek się dzieje, w gruncie rzeczy nie ma z nami nic wspólnego. – Dumna z siebie, milknę w chwili, gdy jestem górą. Nawet Joan nie mogłaby się przyczepić do tej wypowiedzi; niemal żałuję, że nie było przy tym kamery.

Wyjmuję zieloną sałatę z lodówki.

– Zje pani z nami lunch, pani Saganoff?

– Jeśli to nie będzie zbyt wielki kłopot.

Przez lata nie będę w stanie pojąć, co mnie ugryzło, żeby w taki sposób odpowiedzieć. Słowa wylatują z moich ust jak beknięcie i wprawiają mnie w takie samo zakłopotanie.

– Ależ to żaden kłopot. Mamy dzisiaj chleb i ryby.

Przez krótki przerażający moment Petra Saganoff gapi się na mnie, jakby wyrosła mi druga głowa. A potem wybucha śmiechem, podchodzi do stołu i proponuje pomoc.

24 listopada 1999

W środę „Hollywood Tonight!” wielokrotnie nadaje zapowiedź programu, obiecując intymny wgląd w dom White'ów: „W domu z Aniołem”. Ku własnemu zaskoczeniu zaczynam się denerwować. W końcu nie wiem, co Saganoff o nas powie. A cokolwiek to będzie, usłyszą to miliony ludzi.

O szóstej jemy kolację. O wpół do siódmej prażę w mikrofalówce kukurydzę. Za dwadzieścia siódma moja matka, Faith i ja siedzimy na kanapie, czekając, aż Peter Jennings przestanie gadać i ustąpi miejsca „Hollywood Tonight!”.

– A niech to – mówi mama, klepiąc się po klatce piersiowej. – Zostawiłam okulary w domu.

– Jakie okulary?

– Moje. No wiesz, te, bez których nie widzę.

Unoszę brwi.

– Miałaś je po południu. Chyba są w kuchni.

– Nie miałam, pomyliłaś się. Dobrze pamiętam, że zostawiłam je na blacie w kuchni. – Odwraca się ku mnie. – Mariah, wiesz, że nie znoszę prowadzić samochodu po ciemku. Musisz mi je przywieźć.

– Teraz? – pytam z niedowierzaniem. – Nie mogę jechać, program zaraz się zacznie.

– Och, tak cię proszę. Mój dom jest pięć minut stąd, nawet mniej. Wrócisz, nim skończą się wiadomości. A jeśli nie zdążysz, zawsze możesz obejrzeć go u mnie.

– Nie możesz usiąść bliżej telewizora?

– Nie, bo będą bolały ją oczy – wtrąca Faith. – Zawsze mi to powtarzasz.

Zaciskam wargi zdesperowana.

– Nie mogę uwierzyć, że mi to robisz.

– Gdybyś nie narzekała, już byś była z powrotem.

Poddaję się, łapię torebkę. Ruszam podjazdem z taką prędkością, że dziennikarze nie mają czasu wskoczyć w swoje samochody i pojechać za mną. Pędzę ulicami Nowego Kanaanu do domu mojej matki.

Nie tylko zapomniała wziąć okulary, zostawiła też światło w kuchni. Otwieram drzwi, wchodzę do środka i widzę Iana.

– Co… co ty tu robisz? Uśmiecha się i bierze mnie za rękę.

– Mały ptaszek dał mi klucz.

Patrzę na niego zdumiona.

– Mały ptaszek, który ma metr siedemdziesiąt wzrostu i blond kok? To mi się w głowie nie mieści.

Ian obejmuje mnie w pasie.

– Chciała zabawić się w dobrą wróżkę, Mariah. Nie psuj jej przyjemności.

Krążę po domu, zaciągając zasłony, zamykając drzwi na klucz, upewniając się, że przed domem nie kręcą się żadne samochody, których kierowcy czekają na moje wyjście. Samochodu Iana nigdzie nie widzę.

– Ale muszę wrócić do domu… program…

– Telewizor jest w sąsiednim pokoju. Twoja mama przyszła wczoraj do przyczepy i zapytała, czy chciałbym obejrzeć go z tobą. Chyba uznała, że będziesz potrzebowała moralnego wsparcia.

– Sama mogła mi go udzielić – odpowiadam, Ian wygląda na obrażonego.

– Ale to nie byłoby nawet w połowie tak przyjemne. Dopiero teraz to do mnie dociera.

– Chcesz powiedzieć, że moja mama… że ona chce… Ian gładzi mnie po włosach.

– Słyszała, jak nocami rozmawiam z tobą przez telefon. Powiedziała, że zasługujesz na odrobinę szczęścia. – Uśmiecha się do mnie. – Powiedziała mi też, że położy Faith spać, co oznacza, że oprócz domu dała nam też błogosławieństwo. – Splatając swoje palce z moimi, prowadzi mnie do salonu, gdzie na ekranie telewizora pojawili się już prezenterzy „Hollywood Tonight!”.

Wpatruję się w Faith na ekranie i ledwo do mnie dociera, że Ian sadowi się obok mnie na kanapie. Dźwięczny głos Petry Saganoff wydaje się dziwnie nie na miejscu, nałożony na widok Faith układającej figurki na filcowej tablicy.

– Od wielu tygodni słyszymy o cudach dokonywanych przez tę małą dziewczynkę, Faith White. – Teraz widzimy szpital, a Petra Saganoff wspomina o wskrzeszeniu mojej matki, potem następuje zbliżenie dziecka chorego na AIDS, które bawiło się na naszym podwórku. I znowu Faith siedzi na podłodze pokoju zabaw, ale tym razem ja jestem z nią.

– Świetnie wyglądasz na małym ekranie – szepcze Ian.

– Cii.

– Ale chyba największym cudem – ciągnie Petra – jest to, jak matka Faith, Mariah White, dokłada wszelkich starań, by zachować zdrowy rozsądek i zapewnić swojej córeczce kochający dom na przekór zamętowi trwającemu tuż za progiem.

– Och. – Brakuje mi tchu. Uśmiecham się, a równocześnie mam łzy w oczach. – Och, Ianie, słyszałeś to?

Otwiera ramiona, a ja wtulam się w niego, śmiejąc się i płacząc, ogarnięta niezmierną ulgą. Nie słucham „Hollywood Tonight!”; głos z telewizora rozpływa się, gdy Ian przyciąga mnie ku sobie. Ujmuję jego twarz w obie dłonie i całuję głęboko. Po chwili leżę obok niego na kanapie i oddycham ciężko jak on.