Chcę porozmawiać z doktorem Blumbergiem sama, a równocześnie chcę, żeby Colin usłyszał od niego rzeczy, które mnie wcześniej powiedział. Pragnę wyrwać dłoń z uścisku Colina i być samodzielna. Bardzo chcę porozmawiać z Ianem. Ale Colin zawsze miał na mnie wpływ tak jak księżyc na morze, i łapię się na tym, że z przyzwyczajenia idę z nim, wsiadam do karetki. Ramię Colina obija się o mnie, mój wzrok dostosowuje się do mroku i patrzę na ruchome węże kroplówki, która spływa do żyły mojego dziecka.
Colin i ja siedzimy obok siebie na brzydkich długich kanapach w poczekalni. Krwotok Faith został ustabilizowany i odwieziono ją na prześwietlenie. Dyżurny lekarz sprawdził jej kartę i wezwał doktora Blumberga.
Przez ostatnie pół godziny Colin był bardzo zajęty. Odpowiadał na pytania sanitariuszy i lekarzy, krążył nieustannie, wypalił trzy papierosy za szklanymi drzwiami pogotowia, gdzie jego profil wydobywała z mroku księżycowa poświata. W końcu wrócił do poczekalni i przykucnął koło miejsca, gdzie siedzę z głową opartą na dłoniach.
– Myślisz, że ona to robi, by zwrócić na siebie uwagę? – szepcze, jakby ujęcie tej myśli w słowa nadało jej wiarygodność.
– Co robi?
– Rani się. Unoszę wzrok.
– Jesteś gotów w to uwierzyć?
– Nie wiem, Mariah. Nie wiem, w co mam wierzyć!
Przed kłótnią ratuje nas doktor Blumberg.
– Pani White, co się stało?
Colin wyciąga do niego rękę.
– Jestem Colin White, ojciec Faith.
– Bardzo mi miło.
– Jak rozumiem, już wcześniej badał pan Faith – mówi Colin. – Byłbym wdzięczny, gdyby wszystko mi pan powiedział.
Doktor Blumberg patrzy na mnie z ukosa.
– Jestem pewien, że pani White…
– Pani White i ja nie mieszkamy razem – mówi Colin wprost. – Chciałbym usłyszeć to od pana.
– Dobrze. – Siada naprzeciwko nas i kładzie dłonie na kolanach. – Wykonałem wiele badań Faith, ale nie znalazłem żadnego medycznego wyjaśnienia jej samoistnych krwotoków.
– To bez wątpienia jest krew?
– O tak. Była badana laboratoryjnie.
– Czy to samookaleczenia?
– Nie widzę podstaw do takiego stwierdzenia.
– Czy w takim razie mógł to zrobić ktoś inny? – pyta Colin.
– Przepraszam?
– Czy ktoś zranił Faith? Blumberg kręci głową.
– Nie sądzę, panie White. Nie w sposób, jaki ma pan na myśli.
– Skąd pan wie? – krzyczy Colin. W oczach ma łzy. – Do diabła, skąd może pan to wiedzieć? Proszę posłuchać, widziałem, jak do stała jakiegoś ataku i bez powodu zaczęła krwawić. Mam ubezpieczenie. Proszę mi nie mówić, że nie potrafi pan tego medycznie wyjaśnić. Niech pan zaleci cholerną tomografię, badanie krwi albo coś innego. Pan jest lekarzem. Pana obowiązkiem jest znaleźć przyczyny, a ja chcę, żeby moja córka tu została, dopóki pan ich nie znajdzie. Bo jeśli odeśle ją pan do domu, a ona będzie miała następny epizod, pozwę pana do sądu o błąd w sztuce lekarskiej.
Myślę o historii, którą opowiedział mi doktor Blumberg: lekarze z przełomu wieków przyjęli do szpitala stygmatyka i uwięzili mu stopę w żelaznym bucie, żeby mieć pewność, iż sam się nie okalecza. Zastanawiam się, jak Colin może mnie oskarżać o rujnowanie Faith życia.
Doktor Blumberg waha się.
– Nie mogę przeprowadzić badań bez zgody matki.
– Ma pan zgodę ojca – mówi Colin zimno.
– Przyjmę ją – ustępuje lekarz – ale nie spodziewam się, że znajdę coś nowego.
Usatysfakcjonowany jego słowami Colin wstaje.
– Mogę ją teraz zobaczyć?
– Faith za kilka minut zostanie przewieziona na oddział pediatryczny. Będzie senna, dałem jej środek uspokajający. – Spogląda na Colina i na mnie. – Rano znowu ją zbadam. Zgodnie z przepisami, jedno z was może z nią zostać na noc. – Kłania się i odchodzi.
Prostuję ramiona, gotowa do walki, ale ku mojemu zaskoczeniu Colin oznajmia, że wraca do domu.
– Faith spodziewa się zobaczyć ciebie. Zostań.
W milczeniu idziemy do windy, która wiezie nas na oddział pediatryczny. Dyżurna pielęgniarka podaje nam numer sali Faith, choć nie przywieziono jej jeszcze z radiologii. Wchodzimy z Colinem do pokoju. On siada na jedynym krześle, ja staję przy oknie z widokiem na szpitalne lądowisko helikopterów.
Po kilku minutach pielęgniarka przywozi Faith w fotelu na kółkach i pomaga jej wgramolić się do łóżka.
– Mamusiu.
– Jestem tutaj. – Siadam na krawędzi łóżka i dotykam policzka Faith. – Jak się czujesz?
Faith odwraca głowę.
– Chcę do domu.
Odgarniam grzywkę z jej czoła.
– Lekarz woli, żebyś została tu na noc.
Colin nachyla się ku niej po drugiej stronie łóżka.
– Cześć, pierniczku.
– Tatuś.
Łagodnie ujmuje jej zabandażowaną dłoń i gładzi skórę nad opatrunkiem.
– Jak to się stało, kochanie? – pyta. – Możesz mi powiedzieć, nie zdenerwuję się. Sama się zraniłaś? Zrobił to ktoś inny? Może babcia? Albo jeden z tych księży, którzy was odwiedzają?
– Och, na litość boską – wtrącam.
Colin mruży oczy.
– Nie jesteś przy niej w każdej minucie. Nigdy nie wiadomo, Mariah.
– Zaraz powiesz, że ja jej to zrobiłam – wyrzucam z gniewem.
Colin tylko unosi brwi.
Kiedy Faith zasypia, Colin wstaje z krzesła.
– Słuchaj, przepraszam. Ale oglądanie jej w takim stanie strasznie mnie martwi i nie wiem, co robić.
– Przeprosiny się nie liczą, jeśli opatrujesz je warunkami.
Colin patrzy na mnie długą chwilę.
– Musimy tak rozmawiać?
– Nie – szepczę – nie musimy.
I zaraz jestem w ramionach Colina z twarzą wtuloną w jego szyję. Dotyka czołem mojego czoła w geście, który przynosi lawinę wspomnień. Z tym człowiekiem miałam spędzić całe życie, ale jutro spotkamy się na sali sądowej.
– Wrócę rano. Jestem pewien, że sędzia odroczy rozprawę.
– Ja też – powtarzam do jego klatki piersiowej.
– Cokolwiek to warte, wiem, że to nie ty – mówi tak cicho, że może mi się to śni.
I z tym zapewnieniem Colin po raz kolejny mnie opuszcza.
Kenzie odgrzewa w mikrofalówce pizzę i nalewa wielki kieliszek czerwonego wina; po posiłku ma zamiar dokończyć rekomendację dla sędziego Rothbottama. Wyobraża sobie, że zjada całe opakowanie przekąsek, może i następne, a potem metodyczne pochłania wszystko z lodówki i zamrażarki, aż poczuje się tak napchana, że nie będzie mogła się ruszyć. Podnieść palec. Napisać raport.
Sędzia Rothbottam spodziewa się, że raport jutro rano przed rozpoczęciem rozprawy znajdzie się na jego biurku. Od Kenzie, obiektywnego obserwatora, spokojnego oka w środku cyklonu, oczekuje podwalin, na których będzie mógł ocenić argumenty obu stron.
Kenzie wolno upija wielki łyk wina. Sprawa White'ów jest tak pełna odcieni szarości, że czasami Kenzie wątpi w swoją zdolność jasnego widzenia.
Z jednej strony ma Colina i Jessicę, nową rodzinę, założoną przez ojca, który niewątpliwie kocha Faith. Ale Kenzie nie ma serca przyznawać opieki nad dzieckiem mężczyźnie, który okazał się niewiernym mężem. Z drugiej strony jest Mariah White, wlokąca swój emocjonalny bagaż z przeszłości i nawet teraz – Kenzie jest o tym przekonana! – okłamująca albo siebie, albo Faith, albo Kenzie. Jeśli zostawi Faith pod jej opieką, zrobi to, nie znając całej historii. Widzi, bo to rzuca się w oczy, że Mariah White, uosobienie niepewnego dziecka, rzeczywiście zaczęła zmieniać swoje życie. Nie ulega też kwestii, że Faith jest bardzo przywiązana do matki. Ale czy to zdrowy związek, czy też dziewczynka po prostu czuje, że musi opiekować się matką, która nie jest dostatecznie silna, by sama sobą się zaopiekować?