Выбрать главу

– Proszę wstać! Sąd idzie!

W sali szurają stopy i brzęczą monety w kieszeniach podnoszących się z miejsc ludzi. Sędzia podchodzi do stołu, jednym okiem zerkając na zatłoczoną galerię. Podobno było tak wielu chętnych, że strażnicy musieli urządzić losowanie wolnych miejsc.

Spogląda na stół pozwanej i widzi Mariah White, która – niechaj będą dzięki dobremu Panu – jest tam, gdzie powinna być. Utkwiła wzrok w splecionych dłoniach, jakby mogły w każdej chwili ulecieć i ją zdradzić.

Rothbottam patrzy na widownię.

– Wyjaśnijmy to sobie od razu. Nie jestem ani taki głupi, ani naiwny, by sądzić, że ten tłok w sali ma jakiś związek z moim doskonałym sprawowaniem funkcji sędziego czy nagłym zainteresowaniem mediów rutynową rozprawą o przyznanie opieki. Wiem dokładnie, kim jesteście i dlaczego się tu zjawiliście. Ale to nie jest wasze studio telewizyjne. To jest moja sala sądowa. I tutaj ja jestem bogiem. – Opiera dłonie o stół. – Jeśli zobaczę choć jedną kamerę, jeśli usłyszę, że za głośno kaszlecie, jeśli ktoś z was będzie oklaskiwał albo wygwizdywał świadka – przy pierwszym tego rodzaju wyskoku wszyscy stąd wychodzicie. I możecie mnie zacytować.

Dziennikarze wymieniają ironiczne spojrzenia.

– Zakładam, że w ciągu ostatniej półgodziny nie pojawiła się konieczność składania wniosku w trybie pilnym? – zwraca się Rothbottam do adwokatów.

– Nie, wysoki sądzie – mówi Metz.

Joan kręci głową.

– Wspaniale. – Sędzia kiwa głową do Metza. – Może pan zaczynać.

Metz wstaje, ściska ramię Colina i zapina marynarkę. Podchodzi do podium koło stenografki i lekko je przekręca w kierunku widowni.

– Panie Metz – mówi sędzia – co pan robi?

– Wiem, że to niezgodne z normami rozprawy o przyznanie opieki, ale przygotowałem krótkie oświadczenie otwierające, wysoki sądzie.

– Widzi pan przysięgłych? Bo ja nie. A o tej sprawie wiem już tyle samo co pan.

Metz patrzy na niego spokojnie.

– Mam prawo do wygłoszenia oświadczenia otwierającego i zgłoszę sprzeciw na piśmie, wysoki sądzie, jeśli nie dostanę na nie zgody.

Sędzia przelotnie myśli o tym, co mógłby robić, gdyby zgodnie z życzeniem żony przeszedł na emeryturę pięć lat wcześniej: podziwiałby fale rozbijające się na florydzkiej plaży, jeździł po Parku Narodowym, słuchał Betty Buckley śpiewającej na Broadwayu. Zamiast tego skazany jest na oglądanie Metza odgrywającego sztuczki pod publiczkę, ponieważ w żadnym razie nie chce dać mu podstaw do apelacji.

– Pani Standish – mówi zrezygnowany – zgłasza pani sprzeciw?

– Nie, wysoki sądzie. Wręcz przeciwnie, chętnie posłucham. Rothbottam kiwa głową.

– Tylko proszę krótko, panie Metz.

Malcolm Metz chwilę stoi w milczeniu, udając, że szuka słów, które w przeciągu ostatniego tygodnia wykuł na blachę.

– Kiedy miałem siedem lat – zaczyna – chodziłem na ryby z moim ojcem. Uczył mnie, jak wybierać najtłustsze robaki spod darni… jak nabijać je na haczyk… jak podbierać skalnika prążkowanego, który był najpiękniejszym stworzeniem na ziemi. A potem szliśmy do baru przy drodze, tylko we dwóch, kupował mi korzenne piwo i liczyliśmy przejeżdżające autostradą samochody.

Kiedy wracaliśmy do domu, mama czekała na nas z obfitym lunchem. Czasami była to zupa, czasami kanapki z szynką… mama nakrywała do stołu, a ja wychodziłem na dwór i szukałem pająków pod gankiem albo leżałem na plecach i obserwowałem chmury. Wiecie, co robi Faith White w wieku siedmiu lat? Leży na szpitalnym łóżku z kroplówkami w rękach i krwawi z wielu miejsc na całym ciele. Batalion pielęgniarek i lekarzy pilnuje jej na okrągło, przed szpitalem gromadzą się ludzie, by usłyszeć o jej stanie. Pytam was: Czy w taki sposób należy przeżywać dzieciństwo? – Kręci ze smutkiem głową. – Myślę, że nie. To dziecko od jakiegoś czasu nie może być dzieckiem. I dlatego jej ojciec, a mój klient pragnie zaopiekować się córką, chronić Faith przed szkodliwymi wpływami, które doprowadziły ją do obecnego stanu… i które w dalszym ciągu będą zagrażać jej życiu.

– Doskonale – huczy Rothbottam. – Proszę podejść!

Metz i Joan zbliżają się do stołu. Sędzia zakrywa dłonią mikrofon.

– Panie Metz, coś panu podpowiem: Nie wydam wyroku na podstawie tego, co pan dzisiaj opowiadał obecnym tu dziennikarzom. Radzę szybko kończyć, bo zaczyna mnie pan wkurzać.

Metz staje na podium i chrząka.

– W czasie tej rozprawy dowiedziemy bez cienia wątpliwości, że prawo do opieki powinno zostać przekazane Colinowi White'owi. Dziękuję. – Kiwa głową i wraca na miejsce za stołem koło Colina.

– Pani Standish – mówi sędzia – czy chce pani wygłosić oświadczenie?

Joan wstaje, wachlując się dłonią.

– Mogę prosić o minutkę, wysoki sądzie? Wciąż jestem nieco roztrzęsiona po tej przemowie: chodzenie na ryby i w ogóle. – Bierze głęboki oddech i obdarza sędziego uroczym uśmiechem. – Ach, już mi lepiej. Nie sądzę, bym w tej chwili mogła powiedzieć coś, co przebiłoby wystąpienie mojego kolegi. Mam jednak propozycję: Jeśli uznam, że mowa jest konieczna, czy mogłabym ją wygłosić przed zeznaniami moich świadków?

– Dobrze. Panie Metz, proszę wezwać pierwszego świadka.

Dodając wzrokiem odwagi swojemu klientowi, Metz wzywa Colina White'a. Colin wstaje, przybierając wygląd nieśmiały i światowy równocześnie. Zajmuje miejsce dla świadków i zwraca się do urzędnika sądowego, który wyciąga ku niemu Biblię.

– Przysięga pan mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę?

– Przysięgam.

Malcolm zbliża się do miejsca dla świadków i pyta Colina o nazwisko i adres.

– Panie White – zaczyna – co łączy pana z Faith?

– Jestem jej ojcem.

– W celu naświetlenia okoliczności czy może nam pan powiedzieć, co stało się w lecie?

– Miałem problemy w małżeństwie – przyznaje Colin. – Nie wiedziałem, z kim o tym porozmawiać.

Metz marszczy czoło.

– Dlaczego nie z żoną?

– Cóż, jest osobą kruchą emocjonalnie i bałem się, co może zrobić, jeśli się dowie, że nasze małżeństwo ma kłopoty.

– Co pan przez to rozumie?

– Siedem lat temu była leczona na depresję w ośrodku zamkniętym po tym, jak próbowała popełnić samobójstwo.

– Jeśli sam pan z nią o tym nie rozmawiał, co w takim razie się stało, że wystąpił pan o rozwód?

– No cóż. – Colin się rumieni – Szukałem pocieszenia u innej kobiety.

Mariah słyszy, jak siedząca obok Joan mruczy:

– Och, na litość boską…

Sama czuje, jak mocniej opiera się o siedzenie; boi się odetchnąć czy poruszyć, ponieważ pomimo pełnych zakłopotania słów Colina pragnie zapaść się pod ziemię.

– A co się stało potem? – ponagla łagodnie Metz.

– Pewnego dnia ta kobieta była u mnie w domu i żona dowiedziała się o nas.

– To musiało być dla pana bardzo nieprzyjemne.

– Było – przyznaje Colin. – Boże, czułem się strasznie.

– Co pan wtedy zrobił?

– Zachowałem się egoistycznie. Zrozumiałem tylko, że muszę na nowo poskładać swoje życie. Myślałem, że przez ten okres Faith może zostać pod opieką Mariah… ale na dnie świadomości wiedziałem, że w pewnym momencie będę chciał, żeby córka zamieszkała ze mną.

– Poprosił ją pan, żeby zamieszkała z panem?

– Wtedy nie – odpowiada Colin z grymasem. – Uważałem, że to nie w porządku wyrywać ją z domu zaraz po tym, jak rodzina się rozpadła.

– Co więc pan zrobił?

– Wystąpiłem o rozwód. Starałem się odwiedzać Faith, kiedy tylko mogłem. I pośrednio dałem wyraźnie do zrozumienia mojej byłej żonie, a przynajmniej tak mi się wydawało, że wciąż chcę, by Faith brała udział w moim życiu. Po moim… odejściu próbowałem się z nią widywać. Raz zostałem wręcz odprawiony od drzwi. Ale Faith chciała się wtedy ze mną zobaczyć, wiem o tym.