Выбрать главу

– Starał się pan wspierać ją podczas tego kryzysu?

– Wspierałem ją od początku do końca – mówi Colin zdenerwowany. – Wiem, że łatwo przedstawić mnie jako złego faceta, który oddaje żonę do ośrodka zamkniętego, żeby spokojnie romansować. Ale zrobiłem to, co uważałem za najlepsze dla Mariah. Kochałem moją żonę, ale ona była… inną osobą i nie potrafiłem w żaden sposób skłonić dawnej Mariah do powrotu. Dopóki człowiek nie żyje z osobą o tendencjach samobójczych, nie wie, jak to jest: ciągłe wyrzucanie sobie, że nie zauważyło się znaków ostrzegawczych, obwinianie siebie za naprawdę złe dni, paniczne przerażenie, jak zapewnić rodzinie bezpieczeństwo. Ledwo mogłem wybaczyć sobie, kiedy na nią patrzyłem, bo w pewien sposób ja zmieniłem ją w tę osobę. Nie byłbym w stanie poradzić sobie, gdyby po raz drugi próbowała się zabić. – Colin patrzy na swoje kolana. – To była moja wina. Ja tylko chciałem dla odmiany postąpić słusznie.

Mariah czuje, jak serce jej się ściska. Po raz pierwszy poważnie bierze pod uwagę to, że odesłanie jej do Greenhaven mogło zranić Colina tak samą jak ją.

– Wziął pan urlop, żeby być w domu i pilnować Mariah?

– Krótki, ale to było przerażające. Bałem się, że jeśli na moment się odwrócę, stracę ją.

– Prosił pan jej matkę, w tamtym okresie mieszkającą w Arizonie, żeby przyjechała i zajęła się Mariah?

– Nie – przyznaje Colin. – Wiedziałem, że Millie będzie podejrzewała najgorsze. Nie chciałem, by myślała, że stan Mariah się nie poprawia.

– Zamiast tego zdobył pan nakaz sądowy i zamknął Mariah w szpitalu wbrew jej woli?

– Ona wtedy nie wiedziała, czego chce. Nie potrafiła zwlec się z łóżka, żeby pójść do łazienki, nie wspominając już o powiedzeniu mi, jak mam jej pomóc. To, co zrobiłem, zrobiłem ze względu na jej bezpieczeństwo. Posłuchałem lekarzy, którzy stwierdzili, że najlepszy będzie całodobowy dozór. – Niespokojnym wzrokiem spogląda na Mariah. – Mam na sumieniu wiele rzeczy, w tym głupotę i naiwność. Ale nie jestem winien nikczemności. – Kręci głową. – Po prostu nie wiedziałem, co poza tym mógłbym zrobić.

– Hmm – mówi Joan. – Wróćmy do teraźniejszości. Minęło siedem lat i żona znowu przyłapała pana in flagranti.

– Sprzeciw!

– Podtrzymany.

– Kiedy Mariah odkryła ten najnowszy romans – ciągnie Joan gładko – martwił się pan, że znowu może wpaść w depresję. Ale zamiast poczekać i sprawę omówić, wolał pan uciec.

– To nie było tak. Nie jestem dumny ze swojego postępowania, ale naprawdę musiałem się pozbierać, zanim mogłem wziąć na siebie cudze obowiązki.

– Nie martwił się pan, że Mariah może przygnębić fakt, iż znalazła pana w łóżku z inną kobietą, tak jak siedem lat temu?

– Oczywiście, że się martwiłem.

– Próbował pan zapewnić Mariah pomoc psychiatryczną?

– Nie.

– Mimo że ostatnim razem identyczna sytuacja wywołała u niej głęboką depresję?

– Mówiłem już, wtedy myślałem wyłącznie o sobie.

– Zostawił pan z nią córkę – mówi Joan.

– Naprawdę nie sądziłem, że Mariah może ją skrzywdzić. To znaczy, na litość boską, jest jej matką. Założyłem, że wszystko będzie w porządku.

– Założył pan, że Mariah pozostanie emocjonalnie stabilna pomimo tego, co pan zrobił.

– Tak.

– I założył pan, że Faith będzie bezpieczna pod opieką pańskiej byłej żony.

– Tak.

– Nie prosił pan nikogo, by przyszedł do domu i sprawdził, co się tam dzieje, nie zwrócił się pan do lekarza, opieki społecznej ani żadnego z sąsiadów.

– Nie. Popełniłem błąd i bardzo tego żałuję. Teraz jestem gotów odpokutować za moje grzechy.

Joan energicznie podchodzi do miejsca dla świadków.

– Jestem pewna, że wszystkich nas bardzo cieszy pańska gotowość. A teraz pozwoli pan, że uporządkuję fakty. Jak sam pan przyznał, błędnie pan założył, że lepszym wyjściem dla Faith będzie pozostanie pod opieką pańskiej byłej żony. Tak samo błędnie pan założył, że musi pan wpierw zadbać o siebie, nim będzie pan mógł rozważyć dobro córki. Tak samo błędnie pan założył, że dla pańskiej żony lepszy będzie pobyt w ośrodku zamkniętym od innej formy leczenia depresji. I tak samo dzisiaj błędnie pan założył, że będzie pan lepszym rodzicem.

Nim Colin ma czas odpowiedzieć, Joan odwraca się do niego plecami.

– Nie mam więcej pytań.

Doktor Newton Orlitz uwielbia miejsce dla świadka. Coś w gładkim drewnie pod dłońmi i zapachu pasty do mebli, który zawsze unosi się w sali sądowej, wprawia go w ekstatyczną radość z powodu faktu, że od tylu lat pracuje jako psychiatra sądowy. Wie, że najczęściej jego opinie lekarza wyznaczonego przez sąd są podważane przez prywatnego psychiatrę, któremu zapłacono kupę pieniędzy za powiedzenie czegoś wręcz przeciwnego, ale to nie psuje mu przyjemności. Nie tylko wierzy w wymiar sprawiedliwości, ale – przy całej pokorze – wie też, że sam zajmuje w nim miejsce.

Lubi grać ze sobą w różne gierki, kiedy siedzi na miejscu dla świadków. Czasami obserwuje podchodzących ku niemu adwokatów i diagnozuje ich w myślach. Na widok Malcolma Metza myśli: megalomania, bez dwóch zdań. Może nawet kompleks Boga. Wyobraża sobie Metza w białej szacie, z długą rozwianą brodą, i chichocze pod nosem.

– Cieszy mnie pańska radość z racji pobytu w sądzie, doktorze Orlitz – mówi Metz. – Zrobił pan wywiad z Colinem White'em?

– Tak – odpowiada Orlitz, zerkając do małego notatnika z okładką barwy soli zmieszanej z pieprzem, w którym zapisał uwagi do tej konkretnej sprawy. – Stwierdziłem, że jest emocjonalnie zrównoważony i całkowicie zdolny do zapewnienia dziecku dobrego, bezpiecznego domu.

Metz uśmiecha się szeroko, tak jak powinien. Orlitz wie, że nie wszyscy adwokaci słyszą to, co by chcieli, kiedy wyznaczony przez sąd psychiatra wygłasza swoją opinię.

– Czy miał pan też okazję rozmawiać z Mariah White?

– Tak.

– Może nam pan opowiedzieć o historii jej zaburzeń?

Orlitz kartkuje notatnik.

– Przez cztery miesiące przebywała w Greenhaven z powodu depresji z tendencjami samobójczymi. Leczono ją psychoterapią i lekami antydepresyjnymi. Jak bez wątpienia pan wie, panie Metz – mówi z szerokim uśmiechem – takie zachowanie było reakcją na niezwykle stresującą sytuację. Jej umysł w ten sposób sobie z nią radził. Była przekonana, że straciła męża, że jej małżeństwo się skończyło.

– Czy Pana zdaniem jako eksperta, panie doktorze, Mariah White może ponownie przeżyć podobny kryzys?

Orlitz wzrusza ramionami.

– To niewykluczone. Jest skłonna do tego rodzaju reakcji.

– Rozumiem. Czy Mariah White obecnie bierze jakieś leki?

Orlitz przesuwa palcem po stronicy.

– Tak – mówi, odnajdując stosowny zapis. – Przez ostatnie cztery miesiące codziennie bierze dwadzieścia miligramów prozacu.

Metz unosi brwi.

– Kiedy lek został przepisany?

– Jedenastego sierpnia przez doktora Johansena.

– Jedenastego sierpnia. Czy przypadkiem pan wie, którego dnia odszedł Colin White?

– Jak rozumiem, było to dziesiątego sierpnia.

– Czy pana zdaniem, doktorze Orlitz, Mariah White poprosiła o lek, ponieważ bez niego nie potrafiłaby poradzić sobie z obecną stresującą sytuacją?

– To bardzo prawdopodobne, ale powinien pan zapytać o to jej psychiatrę.

Metz patrzy na niego nieprzyjemnie.

– Doktorze, czy miał pan okazję rozmawiać z Faith?

– Tak.

– Czy wydała się panu normalną dziewczynką?

– Normalna – powtarza lekarz ze śmiechem – to termin relatywny. Zwłaszcza przy ocenie dziecka, które cierpi po traumatycznym rozwodzie rodziców.