Выбрать главу

Na dworze ustał właśnie ostatni z porannych szkwałów. Dzień był szary, ale teraz promyki popołudniowego słońca przedzierały się przez chmury. Widziałem pierwsze oznaki budzącej się wiosny. Na drzewach pojawiły się pączki: liście czekały tylko na odpowiedni moment, żeby się rozwinąć i otworzyć na kolejne lato.

Na stoliku przy łóżku zobaczyłem kolekcje przedmiotów, które były bliskie sercu Jamie. Stały tam fotografie jej ojca, trzymającego ją malutka na rękach i stojącego przed przedszkolem; były również listy i kartki, które przysyłały jej dzieci z sierocińca. Wzdychając, wziąłem do ręki cały stos i otworzyłem kopertę, która leżała na samej górze.

„Proszę, wyzdrowiej szybko. Tęsknię za tobą” – głosił wykonany kredką napis.

List podpisany był przez Lydię, dziewczynkę, która usnęła na kolanach Jamie w Wigilie. Następna kartka wyrażała podobne uczucia, lecz tym, co naprawdę przyciągnęło moją uwagę, był rysunek narysowany przez chłopca, który ją wysłał, Rogera. Przedstawiał ptaka unoszącego się nad tęczą.

Czując, że dławi mnie w gardle, złożyłem kartkę. Nie byłem w stanie oglądać tego dłużej i odłożyłem stos z powrotem na stolik. Przy szklance z wodą zauważyłem wycinek z gazety. Artykuł dotyczył sztuki i opublikowany został w niedzielnej gazecie dzień po drugim przedstawieniu. Nad tekstem zobaczyłem jedyną fotografię, jaką kiedykolwiek zrobiono nam razem.

Miałem wrażenie, że to było tak dawno temu. Podniosłem wycinek do oczu. Wpatrując sie w zdjęcie, przypomniałem sobie, co czułem, kiedy zobaczyłem ją tamtego wieczoru. Przyglądając się Jamie na fotografii, szukałem jakiejkolwiek oznaki, że zdawała sobie sprawę, co ją czaka. Wiedziałem, że zdawał sobie z tego sprawę, lecz jej twarz w ogóle tego nie zdradzała. Widziałem na niej tylko promienną radość. W końcu westchnąłem i odłożyłem wycinek na miejsce.

Biblia nadal leżała otwarta tam, gdzie skończyłem czytać, i chociaż Jamie spała, poczułem potrzebę dalszej lektury. Po chwili mój wzrok padł na kolejny ustęp. Oto jego treść:

Nie mówię tego, aby wam wydawać rozkazy, lecz aby wskazując na gorliwość innych, wypróbować waszą miłość.

Te słowa sprawiły, że znowu zaczęło mnie dławić w gardle, i już miałem się rozpłakać, gdy nagle jasne stało się dla mnie ich znaczenie.

Bóg wreszcie dał mi odpowiedź i wiedziałem teraz, co musze zrobić.

Nie dotarłbym do kościoła szybciej, nawet gdybym jechał samochodem. Skorzystałem ze wszystkich możliwych skrótów, przebiegając przez cudze podwórka, a w jednym przypadku nawet przez czyjś garaż i tylne drzwi. Przydała mi się doskonała znajomość miasteczka i chociaż nie byłem najlepszym biegaczem, nic nie mogło mnie zatrzymać: to, co musiałem zrobić, dodawało mi skrzydeł.

Nie dbałem, jak będę wyglądać, gdy się tam zjawie, nie sądziłem bowiem, by Hegbert przywiązywał do tego jakiekolwiek znaczenie. Po wejściu do kościoła zwolniłem i kierując się w stroną zakrystii, starałem się złapać oddech.

Hegbert podniósł wzrok, kiedy mnie zobaczył, i domyśliłem się, dlaczego tu siedział. Nie zaprosiwszy mnie do środka, odwrócił po prostu wzrok z powrotem do okna. W domu starał się stawiać czoło chorobie córki, obsesyjnie sprzątając wszystkie pomieszczenia. Tutaj jednak papiery porozrzucane były po całym biurku i wszędzie walały się książki, jakby od tygodni nikt nie robił porządków. Wiedziałem, że w tym miejscu rozmyślał o Jamie; w to miejsce przychodził, żeby płakać.

– Wielebny…? – odezwałem się cicho.

Nie odpowiedział, lecz i tak wszedłem do środka.

– Chcę być sam – wychrypiał.

Sprawiał wrażenie starego i pokonanego, tak znużonego, jak znużeni byli Izraelici opisani w Psalmach Dawida. Policzki mu się zapadły, a włosy znacznie przerzedziły od grudnia. Być może udawanie pogody ducha przy Jamie zmęczyło go nawet bardziej niż mnie i naprawdę gonił resztkami sił.

Podszedłem do jego biurka, a on zerknął na mnie i z powrotem odwrócił się do okna.

– Proszę – powiedział błagalnym tonem, jakby brakowało mu energii, by mi się przeciwstawić.

– Chciałbym z panem porozmawiać – oznajmiłem stanowczo. – Nie zwracałbym się do pana, gdyby to nie było ważne.

Hegbert westchnął, a ja usiadłem na tym samym krześle, na którym siedziałem, gdy prosiłem go, żeby pozwolił mi zabrać Jamie na sylwestra.

Wysłuchał tego, co miałem mu do powiedzenia, a kiedy skończyłem, odwrócił się twarzą do mnie. Nie wiem, co myślał, na szczęście jednak nie odmówił mojej prośbie. Nic nie mówiąc, otarł oczy palcami i ponownie wyjrzał przez okno.

Nawet on, jak sądzę, był zbyt wstrząśnięty, żeby coś powiedzieć.

Znowu biegłem i znowu nie czułem zmęczenia: mój cel dawał mi siłę, której potrzebowałem. Dotarłszy do domu Jamie, wpadłem bez pukania do środka i pielęgniarka, która siedziała w sypialni, wyjrzała na zewnątrz, żeby zobaczyć co to za hałas.

– Jamie śpi? – zapytałem, zanim zdążyła się odezwać.

– Nie – odparła ostrożnie. – Kiedy się obudziła, pytała, gdzie jesteś.

Przeprosiłem ją za mój nieporządny wygląd, zapytałem, czy mogłaby zostawić nas samych, po czym wszedłem do sypialni i przymknąłem za sobą drzwi. Jamie była blada, bardzo blada, ale uśmiech na jej twarzy świadczył, że nadal się nie poddaje.

– Witaj, Landon – pozdrowiła mnie słabym głosem. – Dziękuję, że wróciłeś.

Przysunąłem sobie krzesło, usiadłem przy łóżku i wziąłem jej rękę. Patrząc, jak tak leży, poczułem, że coś ściska mnie w żołądku, i znowu o mało się nie popłakałem.

– Byłem u ciebie wcześniej, ale spałaś – powiedziałem.

– Wiem… przepraszam. Najwyraźniej nie mogę już na to nic poradzić.

– Nic się nie stało, naprawdę.

Uniosła lekko rękę z prześcieradła i pocałowałem ją, a potem pochyliłem się i pocałowałem ją także w policzek.

– Kochasz mnie? – zapytałem.

– Tak – odparła z uśmiechem.

– Chcesz, żebym był szczęśliwy?

Zadając jej to pytanie, czułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

– Oczywiście.

– Czy w takim razie coś dla mnie zrobisz?

Uciekła spojrzeniem w bok i na jej twarzy odmalował się smutek.

– Nie wiem, czy jestem w stanie – odparła.

– Ale czy zrobisz to, jeśli będziesz mogła?

Nie potrafię opisać intensywności tego, co czułem w tamtej chwili. Miłość, gniew, smutek i nadzieja połączyły się w jedno, spotęgowane zdenerwowaniem. Jamie patrzyła na mnie zaintrygowana i na chwilę zabrakło mi tchu. Zdałem sobie sprawę, że nigdy jeszcze nie żywiłem do nikogo tak mocnych uczuć. Odwzajemniając spojrzenie, po raz milionowy zapragnąłem odwrócić bieg wydarzeń. Gdyby to było możliwe, oddałbym za nią życie. Chciałem powiedzieć, co myślę, lecz dźwięk jej głosu uciszył nagle targające mną emocje.

– Tak – odparła w końcu słabym głosem, w którym zawarta była jednak obietnica. – Zrobię to.

Odzyskując panowanie nad sobą, ponownie ją pocałowałem, a potem przesunąłem delikatnie palcami po jej policzku. Zachwycała mnie jej jedwabista skóra i łagodność, którą ujrzałem w oczach. Nawet teraz była doskonała.

Znowu zaschło mi w gardle, jednak, jak już wspomniałem, wiedziałem dobrze, co mam robić. Musiałem pogodzić się z tym, że nie potrafię jej uleczyć, ale chciałem przynajmniej dać jej coś, czego zawsze pragnęła.

To właśnie przez cały czas próbowało mi powiedzieć moje serce.

Zrozumiałem wówczas, że Jamie już wcześniej udzieliła mi odpowiedzi, której szukałem, tej, którą starało się odnaleźć moje serce. Udzieliła mi tej odpowiedzi, kiedy czekaliśmy na pana Jenkinsa, żeby zapytać go o możliwość wystawienia sztuki w sierocińcu.

Uśmiechnąłem się łagodnie, a ona ścisnęła lekko moją rękę, jakby ufała, że podjąłem właściwą decyzję. Pokrzepiony jej gestem, pochyliłem się i wziąłem głęboki oddech. Kiedy wypuściłem powietrze z płuc, wraz z nim popłynęły słowa:

– Czy wyjdziesz za mnie za mąż?

Rozdział 13

Kiedy miałem siedemnaście lat, moje życie odmieniło się na zawsze.

Gdy dzisiaj, czterdzieści lat później, przechadzam się ulicami Beaufort i rozmyślam o tamtym roku, pamiętam wszystko tak wyraźnie, jakby te wydarzenia nadal rozgrywały się przed moimi oczyma.