Выбрать главу

Całkiem już się zaplątał. Uznałam, że nowa koszula nie zrobi mi krzywdy i że mogę odwdzięczyć się nie tylko jemu, ale i całej wsi. Ci ludzie na to zasłużyli.

Zasłonięta potężnymi plecami kowala zrzuciłam z siebie starą koszulę i włożyłam nową. Jak szyta na mnie! Zwinęłam ciasno to, co zostało z mojej odświętnej odzieży, i podałam zawiniątko krawcowi.

– Weźcie to, dobry człowieku. Potnijcie na małe kawałki i rozdajcie ludziom, niech je wszyją w swoje ubrania.

Patrzył nierozumiejącym wzrokiem to na mnie, to na ten osobliwy prezent.

– Na tym została moja krew – wyjaśniłam, widząc jego zmieszanie. – Jak niższe poczują ten zapach, zgłupieją na chwilę, zdążycie uciec. Na długo ich to nie powstrzyma, ale da wam szansę.

Bardzo możliwe, że podziękowania wieśniaków nigdy by się nie skończyły, ale, za co uprzejmie przepraszam, przestałam ich słuchać. Ludzie potraktowali mnie przyzwoicie, ja im odpłaciłam tym samym. Jak inni tobie, tak ty im, prosta sprawa. Drzwi zamknęły się za mną i znowu zostałam sam na sam z dogorywającą nocą.

Nie. U mojego boku biegł pies. Uwolniony już od bagażu, prawie przezroczysty, jakby był zjawą utkaną z porannej mgły.

Nie tylko dlatego nie byłam sama. Na skraju wsi dogonił mnie Neka.

– Ej, Rejka! Weź to!

Wcisnął mi w rękę ciężką brzęczącą sakiewkę.

– Nie trzeba…

– Bierz, bierz, nie rżnij wielkiej pani. To twoje jest, za skóry ci się należy!

Nie opanowałam się. Uściskałam myśliwego.

– Dzięki…

Wiedział, że nie za pieniądze mu dziękuję, a za to, że tej nocy spełnił moje marzenie. Za to, że dziś wrogowie byli przyjaciółmi.

– Co powiedzieć temu chłopakowi? Będzie pytał, gdzie poszłaś, miejscowi obiecali, że będą siedzieć cicho, ja im wytłumaczyłem…

– Powiedz, że idę do Wołogrodu.

– A faktycznie gdzie idziesz?

– Do Wołogrodu – uśmiechnęłam się i złapałam podenerwowanego psa za kark. – Powiedz mu prawdę, tylko nie mów, jak się nazywam. Gdyby pytał, dlaczego się mnie nie bali, nic nie mów. Niech kombinuje.

– Jakieś dziwne sztuki robisz, Księżniczko.

– Neka, Księżniczka to ja jestem tylko z urodzenia. Ja jestem obca. I wśród ludzi, i wśród feyrów. Nie zamierzam się bić po żadnej stronie. Ani za ludzi, ani za feyry. Tak wybrałam, dobrze wiedząc, w co się pakuję.

Patrzył na mnie ze współczuciem.

– Nie wiem, jak trafiłaś tu, między ludzi, Księżniczko. Nie wiem, dokąd idziesz i po co. Pewnego dnia spotkamy się znowu i wtedy zrobię dla ciebie, co tylko będzie trzeba…

– Dlaczego, Neka?

– Dlatego, że jestem wróżbitą… a przynajmniej kiedyś byłem. Widzę przyszłość, widzę twoją drogę, widzę, jak leje się krew, słyszę srebro zgrzytające o stal. Widzę, jak jesień zmienia wszystko i wszystkich. I jak w zimną noc płoną jesienne ogniska.

Starannie zapamiętałam słowa maga, który wolał zabijać zwierzęta niż feyry. Wróżbici często się mylili, ale coś mi mówiło, że tym razem trzeba uważnie wysłuchać, co ma do powiedzenia.

Szłam, nie oglądając się za siebie, a on stał na skraju wsi i patrzył za mną. Nie pożegnał się – wierzył, że się spotkamy. I mnie się ta wiara udzieliła.

Lato korzystało ze swoich praw, ale ja widziałam opadające liście. Wiedziałam, że czas opadania liści przyjdzie niedługo – i wszystko się zmieni. Już wkrótce zapłoną jesienne ognie.

* * *

Kessar otworzył oczy i zacisnął zęby, wstrzymując wyrywający się z ust krzyk. Nie stało się to, czego bał się najbardziej. Nadal miał ręce. Ale ból, rwący ciało na strzępy, był tak okrutny, że przynosił straszne myśli: lepiej zostać kaleką niż tak się męczyć.

– O, oprzytomniałeś? – Siwowłosy, choć jeszcze niestary mężczyzna pochylił się nad Kesem i pomacał jego głowę. Młody mag miał dziwne wrażenie, że skądś zna tę twarz, gdzieś już się musieli spotkać. – Mówiłem, w czepku urodzony. Żeby nie Księżniczka, tobyś zdechł.

Kes tylko jęknął. A więc to nie był sen ani przedśmiertne majaczenia. Naprawdę wypił to… świństwo.

– Gdzie ona jest? – Słowa drażniły wyschnięte gardło, brzmiąc jak krakanie wrony.

– Poszła. – Myśliwy skrzywił się. – Daj ty sobie spokój, to nie dla ciebie robota. Ogara z Księżniczki nie zrobisz, nie będzie władczyni feyrów służyła człowiekowi, a i zabić się nie pozwoli.

– Gdzie ona poszła? – powtórzył mag, jakby nie słyszał słów myśliwego. – W jakim kierunku?

– Prosiła, żeby ci nie kłamać. – Neka pokręcił głową i ruszył do drzwi. – Poszła traktem na Wołogród.

– Dzięki.

– Nie ma za co. Żeby to ode mnie zależało, tobyś sobie spokojnie umarł.

Neka zatrzasnął za sobą drzwi. Kes osunął się na poduszkę i podniósł ręce do oczu, przyglądając się niemal już zagojonym ranom. Zaklęcia, wypowiedziane już na poziomie odruchu, działały. Jutro, pojutrze zostaną na pamiątkę tylko cienkie nitki blizn. Wtedy ruszy w drogę, tym razem wiedząc już, że nie szuka niewidymki ani kameleona, jak przypuszczał dotąd. Szuka dziewczyny z ludzkiego rodu, pod której postacią ukrywa się krwiożerczy potwór, gorszy od innych, bo rozumny. Nic to, że nie przyjrzał się jej twarzy. Grunt, że ona już się przed nim nie zdoła ukryć.

Dogoni ją i zabije.

Albo ona jego.

Łowca zamknął oczy. Z głębin pamięci wychynął obraz zniszczonej wsi. Nikt nie przeżył. Tamtego ranka zginęli wszyscy, których kochał. Cztery lata ścigał feyra, który to zrobił. Magowie nie zdołali ustalić, do jakiego rodzaju należał zbieg. Żaden znany im feyr nie byłby w stanie urządzić takiej rzezi. Wreszcie Kes dowiedział się, kto to był.

Księżniczka.

Feyry wyższe nigdy nie wytykały nosa poza Wrota, wolały posyłać przeciwko ludziom legiony swoich sług. A tu, proszę, jedna z nich pojawiła się w ludzkich krainach już cztery lata temu. Po co? Po co jej to było? Nieważne. Grunt, że gdy łowcy wyczuli obecność samotnej feyrzycy, jeden z młodych magów wziął Róg – chciał przy jego pomocy zmylić feyra, pojmać go i przywieźć do Akademii, gdzie magowie rozumu obłożyliby go zaklęciami i zamienili w swojego sługę, poszukiwacza ludzi, posłusznego ogara. Księżniczka nie dała się nabrać. Nie wpadła w zastawione sieci. Zamiast tego wymordowała całą ludność wsi, do której ją zwabiono.

Wszystkich mieszkańców Srebrnego Potoku. Rodzinnej wsi Kesa.

Zginęła z rąk Księżniczki cała jego rodzina i wszyscy przyjaciele. Zagryzała ludzi i rozrywała jak szmaciane lalki. Trzeba było pochować wszystkich w zbiorowym grobie. Tam, na zgliszczach rodzinnego domu, Kes przysiągł, że zabije feyra, który to zrobił. Przysiągł rodzicom, dziewczynie, braciom i siostrze, że pomści ich śmierć. Przez cztery lata Kes żył tylko pościgiem, aż wreszcie dognał ofiarę – a ona okazała się tak głupia, że przyjęła zaproponowane zasady gry.

Kes nie rozumiał tylko jednego. Dlaczego feyrzyca go uratowała? Dlaczego odwołała psy, dlaczego podzieliła się z nim swoją własną krwią? A już całkiem nie pojmował, jakim cudem ona nie tknęła ludzi, a ludzie jej. Kiedy go poiła, zauważył, że w oczach otaczających ich chłopów nie było strachu ani nienawiści.

I jak tu cokolwiek rozumieć? To było jakieś szaleństwo…

* * *

– Pewien jesteś, że dobrze robimy, Neka?

– Jestem pewien, Bran. Ona dobrze wie, co robi, nie będziemy się wtrącać.

– Ale jeżeli to faktycznie jest ona, to trzeba było jej powiedzieć, wytłumaczyć! – wmieszał się w rozmowę Wittor.